12 miesięcy minęło jak jeden dzień, czyli gamingowe hity i kity 2023

11 miesięcy temu

Pora na podsumowanie ostatniego roku w świecie gier wideo. Co sprostało wymaganiom graczy, co okazało się największym zaskoczeniem, a co skończyło jako zwykły niewypał?

Koniec roku zbliża się nieubłaganie, a do sylwestra pozostało już ledwie kilka dni. W przerwie między rodzinnymi spotkaniami z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz kolejnymi pysznymi potrawami, pora na małe podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy. Rok 2023 był urodzajny dla graczy, bowiem dostaliśmy zatrzęsienie różnych tytułów. Mowa zarówno o grach AAA od dużych studiów, jak i równie ciekawych produkcjach niezależnych. Nie wszystkie z nich były jednak udane. Jeśli masz trochę wolnego czasu i zastanawiasz się w co pograć to przedstawiamy listę najlepszych i najgorszych tytułów 2023 okiem naszej redakcji.

Szymon Banasiak

Gra-zachwyt: Baldur’s Gate 3

Baldur’s Gate 3 to powrót legendarnej serii CRPG po ponad 20 latach, tym razem jednak nie w wykonaniu BioWare, a mniejszego Larian Studios. Z oczywistych względów, belgijskie studio miało przed sobą wysokie wymagania graczy – które, moim zdaniem, spełnili tak dobrze, jak było to możliwe. Jak zresztą widać po ilości nagród zdobytych podczas tegorocznych The Game Awards czy Golden Joystick Awards, nie jestem osamotniony w tej opinii.

Piękna oprawa graficzna, interesująca i wciągająca fabuła z niezliczoną ilością wyborów zostawionych w naszych rękach – łatwo jest piać peany nad tym tytułem. Pomaga w tym też fakt, iż na każdym kroku widać, ile wszystkie osoby zaangażowane w produkcję Baldur’s Gate 3 włożyły w tę grę serca. Z uśmiechem na ustach oglądałem jak aktorzy użyczający głosu naszym kompanom zebrali się, by wspólnie rozegrać sesję Dungeons & Dragons.

Nie można jednak przemilczeć, iż gra miała – i przez cały czas ma – problemy techniczne. Do niedawna przecież w wersji na konsole Microsoftu występował krytyczny błąd, który usuwał postęp graczy! Osobiście jednak nie skreślałbym gry z tego powodu jako całokształt. Grając na premierę zmagałem się z wieloma problemami, zwłaszcza w akcie III, gdzie były najbardziej widoczne. Jednak pomimo tego w żadnym momencie nie popsuły mi frajdy, jaką sprawiła pierwsza gra od dawna, w której widać było, iż deweloper starał się pomyśleć i doszlifować każdy, choćby najmniejszy szczegół i interakcję.

Gra-zawód: Overwatch 2

Po miłych chwilach w Faerûn trzeba wrócić do miejsc zdecydowanie gorzej wspominanych. A dokładniej do „kontynuacji” FPS’a od Blizzard Entertainment – Overwatch 2. Była to premiera moim zdaniem niepotrzebna, a całość mogłaby być dużą aktualizacją. Ale jeżeli Activision-Blizzard zdecydowało się wydać to jako nową grę, tak trzeba to traktować.

Nowa odsłona nie wprowadza żadnych zmian, które oceniłbym pozytywnie – dość hojnie rozdawane lootboxy z jedynki zostały zastąpione coraz popularniejszym w ostatnich latach modelem battlepassów. Co więcej, nowa metoda monetyzacji nie posiada teraz jedynie elementów kosmetycznych – na przykład, jeżeli chciałbyś zagrać nową postacią w trybie rankingowym, musisz poświęcić sporo czasu w zdobycie wystarczającego poziomu przepustki, albo po prostu rzucić pieniędzmi w stronę producenta.

W negatywnym odbiorze nie pomaga też, iż Blizzard zdecydował się na rozwiązanie problemu rozdzielonej społeczności między Overwatch, a Overwatch 2 w dość surowy sposób – w dniu premiery sequela wyłączone zostały serwery oryginału, a gracze i ich postępy przeniesione do nowej odsłony. Oznaczało to, iż o ile nie podobały nam się dość kontrowersyjne zmiany, jak ilość postaci w drużynie czy reworki umiejętności niektórych z postaci, były tylko dwie opcje – pogodzić się z nimi, albo porzucić grę.

Jak widać po opinii wśród graczy i jakże zaszczytnie „przytłaczająco negatywnym” opiniom na steamie w dniu pisania tekstu, wielu graczy wybrało właśnie tę drugą z opcji.

Przemysław Banasiak

Gra-zachwyt: Hogwarts Legacy

Gdyby ktoś zapytał mnie przy piwie o najlepszą grę 2023 roku, to bez wątpienia wskazałbym Baldur’s Gate 3. Jednak po pierwsze wymieniona została ona już wcześniej, a po drugie byłoby to krzywdzące dla innych, bardzo udanych produkcji, które debiutowały w ostatnich miesiącach. Dlatego moim „hitem 2023” będzie Hogwarts Legacy.

Magicznego świata znanego z serii książek J. K. Rowling, opowiadających o przychodach młodego czarodzieja nie trzeba chyba przedstawiać nikomu. To opowieść, postacie i miejsca wciągające młodych i starych czytelników od 26 lat. Jako fan HP nie mogłem się doczekać Hogwarts Legacy, ale miałem też pewne wątpliwości – Avalanche Software, to studio bez dużego doświadczenia. Chociaż obecne na rynku od 1995 roku, to skupiające się głównie mniejszych grach na konsole i adaptacjach filmów dla dzieci. Wątpliwości było więc sporo. Na szczęście Amerykanie podołali zadaniu.

Hogwarts Legacy to gra, która idealnie oddaje atmosferę znaną z książek i pozwala się zanurzyć w wiernie oddane zakamarki szkoły magii, Zakazanego Lasu, Hogsmeade i innych miejsc. Brak tutaj Harrego, Rona czy Hermiony bo akcja gry rozgrywa się kilkaset lat wcześniej, ale zamiast tego zobaczymy ich równie ciekawych przodków. Eksploracja, czarowanie (łącznie z zakazanymi zaklęciami!) i łamigłówki to istna przyjemność. Tytuł nie jest idealny, fabuła jest dość prosta, ale całość wciąga jak diabli i zapewnia masę rozrywki.

Gra-zawód: Starfield

Każdy kto mnie lepiej zna doskonale zdaje sobie sprawę, iż nie jestem fanem Bethesda Softworks. To studio nie potrafi robić już gier i od dawna leci na wyrobionej renomie. Skyrim to nie jest dobra gra. Przestarzała technologicznie, pełna błędów, powtarzalnej zawartości i nudna. Ciekawa robi się dopiero po wgraniu dziesiątek modów. Ale to nie społeczność powinna naprawiać popsuty, niepełny produkt, za który sporo płacimy. Tym samym nie miałem większych nadziei względem Starfielda.

Na papierze i zwiastunach wideo Starfield zapowiadał się nieźle – ogromna gra, która zapewni nam masę eksploracji komosu i różnych planet. Bez narzucania sztywnych norm kim mamy być. Biorąc pod uwagę sukces No Man’s Sky, Elite Dangerous czy EVE Online brzmi to jak przepis na sukces. Zwłaszcza biorąc pod uwagę budżet jakim dysponowała Bethesda i jak długo tworzona była gra.

Niestety, Starfield to niewypał. Całość wygląda jak Skyrim, którego ktoś postanowił przerobić nieudolnie modami na inną grę, a nie wielomilionowa produkcja od studia AAA. Większość obietnic nie została spełniona, graficznie gra wygląda źle, a o optymalizacji możecie zapomnieć. Błędów jest zaś tyle, iż nie idzie ich policzyć. Najnowsze oceny na Steamie są w większości negatywne, a masa osób zwraca grę. Jakby tego było mało, znani modderzy stwierdzili, iż gra jest w tak złym stanie, iż nie będą robić do niej modów. Bethesda chwali się wynikami sprzedaży, ale większość z tej liczby to zasługa wciskania gry w Xbox Game Pass. Innymi słowy – trzymajcie się z daleka.

Jakub Przybylski

Gra-zachwyt: Like a Dragon Gaiden – The Man Who Erased His Name

Zanim trafi w nasze ręce pełnoprawna, ósma odsłona serii Yakuza, dostaliśmy możliwość zagrania w część poboczną. Gra ukazuje nam historię Kiryu Kazumy i to co się z nim działo po zakończeniu Song of Life. Jak już twórcy z Ryu Ga Gotoku zdążyli nas przyzwyczaić, Smok Dojimy pomimo chęci odcięcia się od mafijnego życia ponownie jest potrzebny by uratować całą organizację. Widać tutaj jednak, iż nic nie zostało przygotowane przypadkowo, można wręcz stwierdzić, że cała historia była w ten sposób planowana aż od pierwszej części.

Oprócz ciekawej fabuły dostajemy również całą paczkę aktywności z których słynie seria. Najważniejsze są oczywiście walki, przyjemne jak w każdej innej odsłonie, jednak z tą różnicą, iż do naszej dyspozycji oddano tutaj jedynie dwa style. Nie brakło również wyścigu zabawkowych samochodzików, gier znanych zarówno z kasyn Japońskich jak i Europejskich, walk na arenach czy salonu gier w którym możemy pograć w starsze produkcje SEGI. Pomimo, iż sama główna historia zajmie nam nie więcej niż 20 godzin rozgrywki, to biorąc pod uwagę ilość aktywności pobocznych, liczba ta może rozciągnąć się do kilkuset godzin.

I chociaż tytuł jest wyraźnie krótszy niż poprzednicy, to zapewnia nie mniej zabawy niż główne odsłony serii. Widać to również w cenie. Na premierę wynosiła ona 229 złotych w stosunku do 299 złotych, które życzą sobie autorzy za część ósmą. Warto też odnotować, iż kupując The Man Who Erased His Name otrzymujemy dostęp do wersji demo Infinite Wealth, dzięki czemu możemy chociażby zwiedzić nową mapę Honolulu.

Gra-zawód: Palia

Przytulne MMO, w którym każdy znajdzie coś dla siebie – tak początkowo się wydawało. Jednak wraz z kolejnymi godzinami spędzonymi w grze, obraz ten zaczął się nieco rozmywać. Pomimo, iż cała historia pojawienia się naszej osoby w obcym świecie, interakcje z mieszkańcami i poznawanie ich życia jest całkiem ciekawa, to jednak występuje tutaj kilka problemów. Najważniejszym jest zablokowanie zawartości za niekoniecznie przyjemnym grindem. Nie dowiemy się niczego nowego o świecie gry, jeżeli wcześniej nie odblokujemy odpowiedniego poziomu sympatii NPC, poprzez codzienne rozmowy i dawanie im prezentów.

Nawet jeżeli chciałbyś się w tej grze jedynie zrelaksować, wyjść na polowanie, czy zadbać o ogródek, gwałtownie dotrze do ciebie, iż to tak naprawdę najmniej efektywny sposób zabawy. Po co tracić czas na polowanie, na którym zarobimy w porywach do kilku tysięcy monet na godzinę, jeżeli na oficjalnym Discordzie gry możemy znaleźć grupę zajmującą się pieczeniem ciast, dzięki której w tym samym czasie zarobimy kilkadziesiąt tysięcy monet.

Nie pomagają tutaj również twórcy, wydający się pogarszać każdy odkryty przez graczy sposób na zarabianie gotówki (a tym samym spowalniając nasze postępy w historii). Być może ma to związek z faktem, iż na ten moment zadań fabularnych nie ma zbyt dużo – jeżeli nie ograniczenia, to wykonanie wszystkich nie zajmie Wam więcej niż 5 godzin. Należy jednak wziąć poprawkę na to, iż Palia to ciągle gra w wersji beta, a przy tym darmowa, więc mimo wszystko warto poczekać na pełną wersje.

Idź do oryginalnego materiału