Jest coś przerażająco w fakcie, iż Papers, Please ma już na karku dwanaście lat. Niby tyle czasu upłynęło od premiery, a wspomnienia z pracy na przejściu granicznym Arstozki wciąż pozostają wyraźne. Duża w tym oczywiście zasługa, iż kiedy sięgałem po grę Jonathana Pope’a, nie mogłem jeszcze legalnie napić się piwa, więc i mój młodociany mózg inaczej odbierał rozmaite sprawy, ale też przede wszystkim tego, iż Papers, Please oferowało przepięknie dołującą atmosferę dystopijnego państwa. Piszę tyle o tej produkcji dlatego, iż 1998: The Toll Keeper Story to w zasadzie ta sama gra, choć w innych, zdecydowanie cieplejszych, barwach.
Spis Treści
- Fabuła
- Rozgrywka
- Oprawa
- Podsumowanie
Metro, Janapa
Zamiast udawać się na przejście graniczne wcielamy się tu bowiem w ciężarną pracowniczkę punktu poboru opłat na drodze prowadzącej do miasta Metro, stolicy inspirowanego Indonezją kraju Janapa. Rok 1998 nie znalazł się w tytule przypadkowo, bo to właśnie wtedy rozgrywają się przedstawione w grze wydarzenia – czerpiący ponoć z prawdziwych wydarzeń kryzys ekonomiczny, studenckie protesty i jątrzące się wewnątrz kraju niezadowolenie społeczne, grożące rychłym wybuchem wojny domowej. W tym wszystkim jesteśmy my, to jest młoda dziewczyna Dewi, która nie tylko zmagać musi się z otaczającą ją sytuacją, ale także z mającym przyjść niedługo na świat dzieckiem i mężem z aktywistycznymi ciągotami. Historia rodzinna miesza się tu z historią nadciągającej rewolucji, stanowiąc pole dla moralnych dylematów.
Dodatkowe skrawki historii łapiemy w trakcie krótki dialogów z petentami.1998: The Toll Keeper Story nie jest jednak równie efektywny w tym aspekcie, co wspomniane na początku Papers, Please. Faktycznie przez naszą budkę codziennie przewija się od kilku do kilkunastu samochodów, których kierowcy niekiedy uraczą nas swoją personalną historią, błagając o pomoc, gdy przykładowo zabraknie im gotówki na myto, a i znajomych twarzy odwiedzających nas każdego dnia również nie brak, ale rzadko kiedy stawiani jesteśmy przed dylematem z krwi i kości. Ani na moment nie czułem, by od tego, czy przepuszczę samochód, czy nie, rzeczywiście coś zależało, a kiedy już takowe poczucie kłuło mnie w kręgosłup, wybór był prosty – dobro nienarodzonego dziecka.
Wynika to w moim odczuciu głównie z faktu, iż twórcy dość gwałtownie zarzucają nas piętrzącymi problemami związanymi z porodem dziecka oraz jej małżeństwem, jednocześnie nie nakreślając zbyt mocno powagi sytuacji Janapy. 1998: The Toll Keeper Story faktycznie próbuje pokazać nam, iż kraj zmierza ku przepaści, podrzucając przed każdą zmianą pierwsze strony gazet o tym informujące i zmieniając nieco otoczenie, dorzucając do niego plakaty z zaginionymi osobami, antyrządowe graffiti czy inne tego typu rzeczy, ale nic z tego nie wywołuje uczucia paranoi i niepokoju. Papers, Please już jednego z pierwszych dni prezentowało nam minimalistyczną, ale jakże efektywną scenę samobójczego ataku bombowego, za pomocą którego wiedzieliśmy, iż jedna niewłaściwa osoba, która przejdzie przez przejście, może doprowadzić do tragedii. Tutaj to nie występuje.
Od czasu do czasu dostaniemy jakąś poboczną misję w postaci prośby od petenta, ale rzadko kiedy czujemy, iż mamy realny wpływ na resztę ich historii.Relaks w środku rewolucji
W efekcie 1998: The Toll Keeper Story rozgrywa się zaskakująco przytulnie. Przychodzimy rano do pracy, sprawdzamy nowe wytyczne, włączamy muzykę z magnetofonu (niezwykle przyjemną, acz po pewnym czasie powtarzalną), głaszczemy lokalnego kocura i zaczynamy zmianę. Samochody podjeżdżają, wybieramy jedną z czterech taryf w zależności od typu pojazdu, czasem odbywamy krótką pogawędkę, potem sprawdzamy, czy wszystkie dokumenty się zgadzają, czy tablice rejestracyjne są poprawne, prześwietlamy banknoty w poszukiwaniu fałszywek, takie tam.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wydajemy resztę i puszczamy samochód dalej. Z kolei, o ile natrafimy na jakiś problem, w najlepszym przypadku kierowca płaci karę pieniężną, a w najgorszym wypadku zostaje zabrany przez policję na dołek. To, czy kogoś puścimy i za jaką kwotę to zrobimy, zależy wyłącznie od nas i naszych zasad moralnych, natomiast należy pamiętać, iż każdy potrącony błąd zostanie nam potrącony z wypłaty, a pieniądze są nam potrzebne nie tylko do wykupywania usprawnień budki (głównie skróty klawiszowe dla konkretnych funkcji), ale też, by opłacić wyżywienie i czynsz. Jest to jednak zdecydowanie łatwiejsza gra niż Papers, Please i ani przez moment nie czułem, bym ledwo wiązał koniec z końce, a i kar finansowych otrzymałem zaledwie kilka w trakcie 4 godzin zabawy. No, ale może to po prostu gorzej świadczy o moim kręgosłupie moralnym.

Indonezyjskie piękno
Przyjemna jest również warstwa audiowizualna. O ile Papers, Please byłą grą ascetycznie paskudną (przynajmniej w konwencjonalnym rozumieniu piękna), o tyle 1998: The Toll Keeper Story raczy gracza śliczną, kreskówkową oprawą o ciepłych barwach. Samochody i niektóre postacie są nieco karykaturalne, ale całość wciąż prezentuje się ślicznie. Również przygrywająca w tle muzyka wywołuje raczej przyjemne odczucia, zamiast budować napięcie. Ot, kolejny dzień w biurze, podczas gdy kraj płonie. To dość dziwny dysonans, który czasami może podbić wrażenia z rozgrywki, ale w tym przypadku po prostu istnieje, nie niosąc ze sobą żadnej wartości dodanej dla klimatu przygody. Warto też dodać, iż dialogi – z jednym tylko wyjątkiem – są nieudźwiękowione, a wersji polskiej brak. Jak to pierwsze nie jest w moim odczuciu żadnym problemem, tak już brak polonizacji w grze ze sporą ilością tekstu jest już sporym. Należy przy tym pamiętać, iż to mała produkcja z indonezyjskiego studia, więc osobiście przymknąłbym na to oko.
Prawo jazdy, proszę
1998: The Toll Keeper Story bynajmniej nie okazało się tytułem godnym miana nowego Papers, Please. Nie jest to produkcja równie efektywna w swoim przekazie. Jest to paradoksalnie gra zaskakująco „przytulna”, pomimo całej swojej rewolucyjnej otoczki. Przyjemna muzyka i śliczna oprawa zwabiły do komputera choćby moją żonę, którą całkiem zaskoczyło tło fabularne, towarzyszące pobieraniu opłat drogowych. Z kolei ja spędziłem kilka wyjątkowo relaksujących godzin i w efekcie zacząłem się zastanawiać nad sprawnością mojego własnego kompasu moralnego, bo albo to z nim jest coś nie tak, albo to twórcy nie zdołali wywołać we mnie poczucia pośredniej odpowiedzialności za sytuację w Janapie. Stawiam na tę drugą opcję, ale jednocześnie zaznaczam, iż nie czyni to gry złą. 1998: The Toll Keeper Story warto dać szansę, choćby tylko po to, by spędzić jeden bądź dwa relaksujące wieczory w niecodziennie egzotycznym miejscu.
Dispatch – recenzja (PC). Świat super bohaterów od innej strony
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie PR Hound.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse.

1 tydzień temu













![PFL Europe 4: Paulina Wiśniewska przegrywa po bliskiej walce. Niejednogłośna decyzja na korzyść rywalki [WIDEO]](https://mma.pl/media/uploads/2025/12/PFL-Europe-4-Paulina-Wisniewska-1.webp)



