
OPINIA | Alan Wake 2 to bezdyskusyjnie jedna z najciekawszych gier minionego roku – odważna artystycznie, przekraczająca granice gatunków i medium. Nie była jednak produkcją idealną, a fabularny dodatek Night Springs jeszcze bardziej jej słabości uwydatnia. Po zagraniu mam poważne obawy o przyszłość serii i całego „multiwersum Remedy”.
Night Springs pozwala rozegrać trzy krótkie (trwające nie więcej niż godzinę każdy) misje, będące czymś w rodzaju „nowelek” osadzonych w świecie Alana Wake’a. Wracamy do miejsc dobrze znanych z podstawowej gry, jednak tym razem nie sterujemy postacią strudzonego pisarza. W pierwszym epizodzie wcielamy się w jego psychofankę, w kolejnym dostajemy szansę pokierowania Jesse Faden (bohaterką gry Control), zaś w ostatnim wchodzimy w skórę Tima Breakera - szeryfa Bright Falls.
Siłą pierwszego epizodu jest jego prostota - jako Rose Marigold chwytamy za spluwę i zamieniamy wrogów ukochanego pisarza w krwawą miazgę. Całość zasadza się na kontraście między niepozornym wizerunkiem barmanki, a brutalnym zadaniem, przed którym staje. Kolejny odcinek ma spokojniejsze tempo - rozwiązujemy zagadki, przekradamy się i eksplorujemy. Po drodze musimy oczywiście zabić kilku przeciwników, ale ani nie sprawia to większej trudności, ani nie daje specjalnej satysfakcji - co generalnie jest problemem systemu walki w Alanie Wake’u 2.