Produkcja procesorów to dziś działalność strategiczna. Państwa, takie jak USA czy Chiny, a więc globalne mocarstwa ekonomiczne, walczą o zwiększanie własnych możliwości w tym obszarze. Administracja Donalda Trumpa może mieć pomysł na uzdrowienie sytuacji w jakiej znalazł się czołowy amerykański wytwórca układów scalonych.
Wzmianka o czołowym amerykańskim producencie może być dla części osób nieco myląca. Otóż Intel, bo oczywiście o tej firmie mowa, jest dziś wyceniany niżej niż np. NVIDIA, sprzedaje też mniej procesorów serwerowych niż AMD. To, co wyróżnia Intela na tle pozostałych przedsiębiorstw z USA, to fakt, iż firma ta posiada własne zakłady produkcyjne. Dodajmy, iż część z nich to jedne z najnowocześniejszych fabryk na świecie (Intel jako pierwszy nabył od holenderskiej firmy ASML najnowocześniejsze maszyny do produkcji chipów w technologii High NA EUV). Jednocześnie, po serii niefortunnych decyzji, firma z Santa Clara ma wiele problemów. Chociaż przez cały czas jest to potężny i innowacyjny biznes, traci pieniądze.
Wprawdzie w ostatnich dniach akcje Intela znacząco wzrosły, notując 22,5% wzrostu w ciągu pięciu dni oraz 16,7% od początku roku. Wzrost ten był związany z wypowiedziami wiceprezydenta USA, JD Vance’a, który w Paryżu podkreślał konieczność produkcji najnowocześniejszych chipów w Stanach Zjednoczonych. Od dłuższego już czasu spekuluje się, iż część firmy może zostać sprzedana. Jednak po zaprzysiężeniu nowego prezydenta USA, Donalda Trumpa, scenariusz, w którym to tajwański TSMC miałby zakupić jakąś część udziałów w Intel Foundry Services (działalności produkcyjnej Intela) wydaje się mniej prawdopodobna. Według doniesień medialnych z Tajwanu, TSMC może nabyć 20% udziałów w dziale Intel Foundry Services (IFS). Taki ruch pozwoliłby obu firmom na ściślejszą współpracę bez ryzyka naruszenia przepisów antymonopolowych.
Tajwański dziennik Economic Daily sugeruje, iż oprócz TSMC, w transakcję mogą zaangażować się amerykańscy giganci technologiczni Qualcomm i Broadcom. Ich rola miałaby polegać na składaniu zamówień u nowego podmiotu, co ułatwiłoby mu płynne rozpoczęcie działalności. Dla Qualcomm i Broadcom kooperacja z IFS może oznaczać lepszą pozycję konkurencyjną wobec tajwańskiego MediaTek. Podczas gdy chiński Huawei jest objęty restrykcjami w dostępie do najnowocześniejszych technologii, MediaTek może swobodnie operować w Azji, oferując konkurencyjne ceny wobec amerykańskich firm.
Istnieje jeszcze jeden czynnik w dyskusji: amerykańska administracja. Chociaż komentatorzy życia politycznego w odniesieniu do Donalda Trumpa i wybranych przez niego współpracowników unikają jak ognia słów takich jak „merkantylizm” i „nacjonalizm”, to niemo wybrzmiewają one w tle za każdym razem, gdy mamy ocenić postawy obecnej administracji. To natomiast mogłoby okazać się hamulcem wobec inwestycji realizowanej przez inwestora spoza USA, jakim jest TSMC.

Fabryka TSMC w Arizonie
Na tajwańskiego potentata Amerykanie mają jednak wiele możliwości nacisku, począwszy od sprawy tak przyziemnej jak powstająca w Arizonie fabryka TSMC, aż po polityczną „wagę ciężką”, jaką jest suwerenność wyspiarskiego państwa. Przypomnijmy, iż Tajwan ma prawdopodobnie najdziwniejszy status na świecie. Z jednej strony jest centrum globalnej produkcji półprzewodników, co czyni go niezwykle ważnym w globalnej gospodarce. Z drugiej jednak, uznawany jest za pełnoprawne państwo jedynie przez 14 państw na świecie, a wśród nich są takie „potęgi” jak Belize, Tuvalu czy… Watykan. Chociaż USA oficjalnie nie uznają Tajwanu, to stanowią dziś prawdopodobnie jedyny poważny czynnik blokujący decyzję kontynentalnych Chin o zbrojnym upomnieniu się o „zbuntowaną prowincję”.
Jak przekłada się to na produkcję półprzewodników? Tajwańskie firmy, chociaż dominują na rynku produkcji kontraktowej, w negocjacjach z USA muszą postępować w sposób szczególny. TSMC i inni tajwańscy wytwórcy muszą w praktyce być w pełni zgodni z wytycznymi z Waszyngtonu. Jest to niecodzienna sytuacja, biorąc pod uwagę to, iż to Tajwan jest dziś zdecydowanym liderem produkcji półprzewodników. Administracja Stanów Zjednoczonych mówi przy tym głośno, iż chce to zmienić. W ramach strategii „Made in America”, w USA miałoby powstawać coraz więcej układów scalonych na potrzeby rodzimego rynku. Rząd USA mógłby więc wspierać inwestycję TSMC w IFS, co mogłoby przybrać formę zastrzyku gotówki lub wsparcia technologicznego, jednak musiałby sobie zagwarantować pełną lojalność Tajwańczyków.
Co więc w praktyce stanie się z Intelem? Kiedy wielu komentatorów w mediach technologicznych wieszczyło już koniec Intela, pozostawałem wysoce sceptyczny. Ta firma, właśnie dlatego, iż posiada własne fabryki, własne możliwości produkcyjne, jest elementem strategicznej układanki dla USA, bez względu na to, kto zasiada w Białym Domu. Teraz także część komentatorów mówi o „zakupie Intela” przez innych graczy. Rzecz w tym, że, nomen omen, core firmy, pozostanie z pewnością w amerykańskich rękach. TSMC, jeżeli miałby się zaangażować, to np. poprzez wykupienie części akcji, z pewnością nie pakietu większościowego.
Istnieje jednak scenariusz dla „niebieskich” niebezpieczny. Podział. o ile IFS, czyli działalność produkcyjna, zostanie wydzielony od reszty firmy i np. częściowo czy w całości sprzedany jednemu lub wielu podmiotom, to będzie to poważny cios dla Intela. Stanie się on wówczas po prostu jednym z wielu; producentem w sensie projektowania, ale nie fizycznej produkcji. W ten sposób zniknie owa unikatowa pozycja firmy z Santa Clara. Tego natomiast władze kalifornijskiej firmy powinny obawiać się jak ognia.