Assassin’s Creed: Shadows – Szpony Awaji – recenzja (XSX). Te same błędy

6 dni temu

Człowiek już trochę zdążył zapomnieć, a tu nagle okazuje się, iż do wielce kontrowersyjnego, a jednocześnie niezłego Assassin’s Creed: Shadows wydano właśnie duży, fabularny dodatek. Szpony Awaji, jak też go zatytułowano, kosztuje niemało, bo niemalże 120 zł, i nie przekona bynajmniej do siebie tych, którzy na widok podstawki wymownie kręcili głowami, niekiedy złorzecząc coś pod adresem ideologii woke. o ile jednak czas spędzony w Assassin’s Creed: Shadows wspominacie z sentymentem, to z miejsca mówię, iż możecie po Szpony Awaji sięgać śmiało. To bowiem więcej tego samego – na dobre i na złe.

Spis Treści

  • Fabuła
  • Misje i bossowie
  • Struktura kampanii
  • Aktywności na Awaji
  • Nowa broń Naoe
  • Podsumowanie


Kup Assassin’s Creed: Shadows (XSX)

Zakończenie dla Naoe

Głównym celem rozszerzenia (nie licząc dodatkowego zarobku, oczywiście) jest domknięcie historii Naoe. O ile bowiem historia Yasuke doczekała się sensownego rozwiązania, o tyle młodą shinobi pozostawiono w zawieszeniu, oczekującą na jakiekolwiek informacje o swojej matce. Te pojawiają się dość niespodziewanie, w formie teatrzyku kukiełkowego (co ciekawe, interaktywnego w ramach sekwencji 2D na modłę podserii Chronicles), opowiadającego o postaci mocno ją przypominającej. Trop prowadzi na tytułową wyspę Awaji, gdzie sprawy dość gwałtownie się komplikują, a nasi bohaterowie (wszak lojalny Yasuke wyrusza w tę wyprawę razem z Naoe) po raz kolejny muszą stanąć do walki z lokalnym watażką, otoczoną w dodatku grupą wiernych jej wojowników, szpiegów i istnych demonów w ludzkich skórach.

Zamek w Sumoto to nasz najważniejszy cel, który góruje nad naszą główną bazą wypadową.

Opowieść to poprawna, ale nie należy spodziewać się wodotrysków. Żałuję przede wszystkim, iż twórcy zdecydowali się dogłębniej eksplorować relacji między Naoe a jej matką. Jak na tak istotny dla tej bohaterki wątek, potraktowany on został wyjątkowo po, nomen omen, macoszemu, ograniczając go w zasadzie wyłącznie do samego początku i finału Szponów Awaji. Zdecydowanie lepiej wypadają natomiast wątki poświęcone poplecznikom Yukinari, wcześniej wspomnianej watażki, oraz jej samej, aczkolwiek to w dużej mierze projektów związanych z nimi misji, budujących fantastyczny i charakterystyczny dla każdej postaci klimat, aniżeli ich samych – nie są to bowiem bohaterowie o jakoś bardzo pogłębionym rysie charakterologicznym.

Osobowości Awaji

Wspomniane zadanie to zresztą to, czym Szpony Awaji błyszczy. Świetne wrażenie robi otwierająca rozszerzenie i całkiem długa sekwencja szturmu na zamek w Sumoto, a twórcy później bynajmniej nie spoczęli na laurach. Oczywiście nie każda misja jest równie porywająca, ale w zdecydowanej większości stoją one na wysokim poziomie. Pięknie wypadają też chociażby walki z bossami, które nie tylko w swojej najprostszej formie są zdecydowanie bardziej wymagające, ale też bawią się formułą, by wspomnieć tylko pojedynek łowców z Nowaki, bardzo mocno przypominający potyczkę z The End w Metal Gear Solid 3: Snake Eater. Część misji można równie wykonać w przebraniu, zwiększając różnorodność, ale – prawdę powiedziawszy – korzystanie z przebrania to tutejszy przycisk do wygrywania. Hitman bynajmniej to to nie jest, a raczej mocno oskryptowana i bezpieczna sekwencja.

Walka z Nowaki to jeden z najciekawszych momentów dodatku.

Wymuszona przerwa

Żeby nie było za słodko, bo przecież wspominałem na początku zarówno o dobrym, jak i o złym, to warto zaznaczyć, iż choć projekty misji wypadają naprawdę dobrze, to Szpony Awaji cierpi na ten sam problem, co podstawka Assassin’s Creed: Shadows, to jest nierówne tempo akcji. Po świetnym i dynamicznym prologu ponownie następuje bowiem pauza, podczas której zmuszeni jesteśmy do zlikwidowania czternastu kapitanów jednego z bossów, nim będziemy mogli stanąć z nim na ubitej ziemi. No, przynajmniej o ile nie chcemy walczyć z nimi wszystkimi na raz.

Co gorsza, ich lokacja (o ile nie gramy w niedomyślnym trybie kierowanym, pokazującym nam cele na mapie) jest ukryta, a by ją poznać, musimy ratować cywilów z opałów z nadzieją, iż nam takowej udzieli (bo gwarant to nie jest). Wypada to słabo, zważywszy, iż każdy z kapitanów to po prostu silniejsza, ocierająca się o status gąbki na obrażenia wersja zwykłych przeciwników bez jakiejkolwiek głębi. Tyle dobrego, iż ponownie finał wypada świetnie, aczkolwiek by do niego dotrzeć, musimy przebrnąć przez kilka godzin nudy.

Tyle dobrego, iż w czasie ganiania za kapitanami wciąż jest na czym zawiesić oko.

Niewiele więcej ponad kij

Na samym Awaji nie ma też zbyt wiele do roboty poza głównym wątkiem. Jasne, wracają klasyczne zapchajdziury z Shadows w postaci kapliczek i zwojów do zaliczenia w kapliczkach, punktów obserwacyjnych do odhaczenia, a także jakaś twierdza do odbicia się zdarzy. Poza tym jednak nie ma w zasadzie nic. Ot, trzy pejzaże do namalowania w ramach zadania dla Junjiro i może jakaś dodatkowa misja gdzieś na wyspie. choćby wizualnie Awaji nie zachwyca jakość bardzo. Jest tu kilka bardziej intrygujących miejscówek, ale w zdecydowanej większości wyspa ta nie różni się od miejsc, które widzieliśmy już w podstawce. Toteż choć wciąż jest pięknie, to jest również wtórnie i niestety pusto, o ile nie liczymy notorycznych i wyjątkowo frustrujących zasadzek popleczników Nowaki, które ustają dopiero po konfrontacji z nią.

Kij Bō

Tyle dobrego, iż twórcy dorzucili nową broń dla Naoe – Bō, czyli srogi kijaszek (za dzieciaka wszyscy koledzy by Wam takiego zazdrości), który stanowi bardzo fajne urozmaicenie i potrafi ogłupić część walk. Jego użytkowanie opiera się na trzech atakach posturalnych – wysokim do ogłuszania wroga, neutralnym do neutralizowania nadchodzących ataków i niskim do przewracania go. Zwłaszcza ten ostatni w połączeniu z atakiem naziemnym gwarantują potężne obrażenia. Wraz z nim Naoe dostaje dodatkowe drzewko umiejętności. Szkoda tylko, iż Yasuke może się tylko obejść smakiem, nie licząc oczywiście nowych rodzajów klasycznycego opancerzenia i uzbrojenia.

Te same błędy

Twórcy reklamują Szpony Awaji jako przygodę „na 10 godzin” i faktycznie, trzeba im przyznać, iż jest to dość długa opowieść, przy której można się naprawdę dobrze bawić, o ile podobała Wam się podstawka i nie przeszkadza Wam, iż jest to po prostu więcej tego samego. Spora część misji robi kapitalne wrażenie, a kijem Bō walczy się bardzo przyjemnie, ale trzeba mieć mimo wszystko na uwadze nierówne tempo akcji, niewielka ilość zawartości pobocznej i pewne fabularne braki. Zresztą, to dodatek wyłącznie dla fanów przygód Naoe i Yasuke, bo o ile liczycie, iż Szpony Awaji jakkolwiek łączy tę dwójkę z mitologią Isu, to srogo się zawiedziecie. Assassin’s Creed: Shadows i Szpony Awaji zdają się istnieć w oderwaniu od reszty serii.

Przeczytaj także

Assassin’s Creed: Shadows – recenzja (XSX). Wyszczerbiona katana w pięknej sayi


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Ubisoft Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Kup Assassin's Creed: Shadows (XSX)

Idź do oryginalnego materiału