Assassin's Creed Unity zawiodło na premierę, a zachwyca 10 lat po niej

1 rok temu

OPINIA | W tym roku Assassin's Creed Unity skończy 10 lat. Gra ta do dziś pozostaje jedną z najgorzej ocenianych części serii, a w pamięci wciąż mamy jej fatalny stan na premierę. Choć sam przez lata żyłem w przekonaniu, iż to jeden z gorszych „Asasynów”, to, wiedziony tęsknotą do klasycznych odsłon, postanowiłem powrócić do XVIII-wiecznego Paryża. Najważniejsze wnioski? Unity nie tylko doskonale wytrzymało próbę czasu, ale i wiele rzeczy robi lepiej niż dużo młodsze Valhalla czy Mirage.

Ucieczka przed strażą po dachach, pięknie animowany parkour, zabójstwa ukrytym ostrzem, chowanie się w tłumie - tak w uproszczeniu można opisać rozgrywkę w klasycznych odsłonach serii Assassin's Creed. Z czasem jednak formuła ta zaczęła się wyczerpywać i doczekaliśmy się odsłon, które skręciły w stronę eksploracji rozległych terenów, slasherowej walki i quasi-erpegowego rozwoju postaci. Ta inspirowana trzecim Wiedźminem formuła imponowała po zagraniu w Origins, ale przy dużo obszerniejszym i dłuższym Odyssey stała się dla mnie męcząca. Valhallę odpuściłem sobie po kilkunastu godzinach, widząc, iż nic nowego i zaskakujacego raczej mnie w tej grze nie czeka.

Nowy styl rozgrywki przyćmił nieco klasyczne elementy wcześniejszych części. Parkour został uproszczony zarówno pod względem gameplayu, jak i animacji, a cicha eliminacja wrogów jednym ciosem w wielu momentach przestała być możliwa. Choć najnowsza odsłona, Mirage, zapowiadana była jako powrót do korzeni, to moja początkowa ekscytacja ustąpiła miejsca sporej dawce sceptycyzmu. Jak się później okazało, niebezpodstawnego. Najnowsza odsłona wykonuje swoje zadanie na pół gwizdka. Pomimo kilku przyjemnych nawiązań do korzeni, wciąż widać, iż to Valhalla w przebraniu. Dlatego postanowiłem sięgnąć po grę, która teoretycznie powinna wpisywać się w moje gusta, ale przed laty dość gwałtownie się od niej odbiłem.

Idź do oryginalnego materiału