Avatar: Frontiers of Pandora – Tajemnice Gór Iglicowych – recenzja (PS5). Lot motyla

3 godzin temu

Dodatek Łamacze niebios z powodzeniem można było uznać za epilog Avatar: Frontiers of Pandora. Naprawiono masę niedociągnięć, zaserwowano nam nową, piękną krainę, a w ramach łączącej wszystkie plemiona Na’vi celebracji domknięto wszystkie wątki. Co dalej? Cóż, wydaje się, iż również twórcy zadali sobie to pytanie, tyle tylko, iż koniec końców nie byli w stanie znaleźć na nie odpowiedzi. Tajemnice Gór Iglicowych okazują się bowiem pędzącą na złamanie karku opowiastką bez krzty charakteru, choć skłamałbym, mówiąc, iż nie znajdziecie w tym dodatku niczego dobrego.

Spis Treści

  • Fabuła
  • Zdolności Ikrana
  • Aktywności
  • Podsumowanie


Kup Avatar: Frontiers of Pandora (PS5)

Ludzie be

Przebrnijmy zatem przez to, co najgorsze, by później móc skupić się na pozytywach. Fabuła Tajemnic Gór Iglicowych to nieporozumienie, marnujące niestety cały drzemiący w niej potencjał. Naprawdę widzę tu niewykorzystaną szansę na pogłębienie wątki plemienia Kame’tire z pozostałymi ludami Na’vi, a także na zmierzenie się pozostałych Sarentu z przeszłością. Zalążki tego wszystkie tutaj są, ale zamiast na nie, ponownie postawiono na walkę z ludźmi, zapominając przy tym, iż antagoniście warto dać twarz, którą będzie chciało się opluć.

Nowa lokacja jest zniewalająca.

Góry Iglicowe to przepiękna kraina, pełna lewitujących szczytów, która stała się domem dla wygnanych Kame’tire. Chętnie wyjaśniłbym nieco bardziej okoliczności, w których tam przybywamy, ale, będąc zupełnie szczerym, kompletnie ich nie pamiętam. Prezentuję marny warsztat recenzencki, owszem, przyjmę na klatę ten zarzut, ale zamiast specjalnie wyszukiwać w sieci, o co tu chodzi, niech to posłuży, jako prezentacja tej fabularnej biedy. Dalej w zasadzie jest kilka lepiej. Ot, ludzie znowu robią złe rzeczy i niszczą naturę, trzeba im skopać tyłki. Nie licząc kilku ciekawszych wątków, które przelatują przez ekran z prędkością światła, a których zdradzać nie zamierzam, byście i Wy, jeżeli zdecydujecie się na zakup, mieli nieco przyjemności, kilka więcej się tu dzieje. Bohaterowie mają charyzmę tekturowych wycinanek, antagonista pojawia się dopiero w samym finale, a jedyną wartością dodaną tej historii jest położenie podwalin pod potencjalną kontynuację lub trzeci dodatek.

Ikran w ogniu

Jeżeli jednak zaakceptujecie to, iż fabuła jest absolutnie miałka i skupicie się na samej rozgrywce, to powinniście bawić się naprawdę dobrze. Już Łamacze niebios mocno odmienili liczne mechaniki Frontiers of Pandora. Tajemnice Gór Iglicowych nie są równie rewolucyjne, ale wprowadzają kilka naprawdę przyjemnych nowości. Już sama mapa robi kapitalne wrażenie, nie tylko pięknymi widokami, ale także swoją wertykalną, pełną gór i wąwozów konstrukcję. Latanie Ikranem między tymi wszystkimi zakamarkami, przeciskanie się wraz z nim przez długie, kręte jaskinie i pikowanie w dół ze szczytów sprawia tutaj całą masę frajdy.

Nowe narzędzia do walki powietrznej zupełnie odmieniają jej oblicze.

Zwłaszcza iż twórcy mocno postawili właśnie na ten element rozgrywki, zapodając nam multum okazji do podniebnych bitew. Te wprawdzie prowadzić można było już wcześniej, ale było to na tyle przyjemne, iż osobiście wolałem zejść na ziemię i pruć do śmigłowców wroga z łuku. Tym razem było odwrotnie i choćby z jednostkami naziemnymi walczyłem z powietrza. To zasługa przede wszystkim „montowanej” na Ikranie kuszy, czyniącej powietrzne potyczki zdecydowanie bardziej intuicyjnymi i po prostu przyjemnymi. Sam Ikran dostał też osobne okienko wyposażenia i własne drzewko umiejętności. Toteż wraz z naszą progresją stanie się on nie tylko bardziej wytrzymały, ale nauczy się również kilku przydatnych sztuczek, jak chociażby przyrżnięcie we wroga pazurami czy wypuszczenie „flar”, które uchronią nas przed nadlatującymi rakietami.

Ręce pełne pracy

Korzystać z tego wszystkiego będziemy wielokrotnie, przykładowo w trakcie nowych zadań pobocznych – od klasycznych, fabularnych, po zupełnie nowe niszczenie powietrznych konwojów. Zresztą choćby bardziej standardowe przejmowanie posterunków wymagać będzie niekiedy zdemolowania jakiegoś jego elementu przy pomocy szponów Ikrana. Na nasze życie dybać będą natomiast nowe stworzenia w postaci zamieszkujących kaniony i rzucających się na nas stadami chiropter. Ich pojawienie się oznacza dodatkowo nowe składniki do craftingu, a więc i nowe elementy wyposażenia.


Lot motyla

Tajemnice Gór Iglicowych to zatem produkt bardzo nierówny. Fabularnie zawodzi na całej linii, ale, kurczę, bawiłem się w nim całkiem nieźle. Wprowadzony region Pandory wygląda fenomenalnie, nowe utwory budują klimat, a odmienione walki powietrzne to absolutny sztos. o ile to Wam wystarczy, to śmiało można po ów dodatek sięgnąć. Ja niestety jestem z tych, którzy do pełni szczęścia wymagają dobrej lub przynajmniej kompetentnej opowieści, której tutaj zwyczajnie zabrakło. Toteż o ile po Łamaczach niebios nie mogłem doczekać się kolejnych rozdziałów historii Sarentu, o tyle po Tajemnicach Gór Iglicowych jestem gotowy odłożyć łuk na półkę.

Przeczytaj także

Avatar: Istota wody — Recenzja. Czy warto było czekać?


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Ubisoft.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Kup Avatar: Frontiers of Pandora (PS5)


LUB


Idź do oryginalnego materiału