Czasem wystarczy jedno spojrzenie, by się zakochać. Doświadczyłem tego najpierw, spotykając po raz pierwszy swoją żonę, a ponownie przed dwoma laty, kiedy w trakcie którychś targów ujrzałem zwiastun Blanc. Oprawa utrzymana w czerni i bieli oraz zapowiedź prawdopodobnie ujmującej historii o niecodziennej przyjaźni wilczątka i jelonka kupiły mnie od razu. Niby końcowy efekt mógł okazać się kolejnym pretensjonalnym, artystycznym indykiem, ale cóż, serce nie sługa. Zaprosiłem więc w końcu żonę do wspólnej rozgrywki i cóż…
Spis Treści
- Liczba graczy
- Rozgrywka
- Strona techniczna
- Oprawa
- Fabuła
- Podsumowanie
Graj we dwoje
Warto w tym miejscu nadmienić, iż choć Blanc przewiduje możliwość solowej rozgrywki na modłę Brothers: A Tale of Two Sons, to jest to tytuł stworzony z myślą o kooperacji, zarówno tej lokalnej, jak i sieciowej. Toteż to właśnie w ten sposób zalecałbym doświadczać produkcji Casus Ludi. Wspólne rozwiązywanie niezbyt skomplikowanych zagadek i koordynowanie wykonywanych czynności okazują się wówczas całkiem pociągające, podczas gdy w trakcie samotnej rozgrywki może się to okazać raczej mało porywające, a na dłuższą metę choćby męczące. Blanc jest bowiem grą wyjątkowo łatwą i nieskomplikowaną. To dobrze, bo w przeciwieństwie do takiego It Takes Two obawiać nie muszą się go niedoświadczeni gracze. Źle, bo tym doświadczonym nie będzie miał on zbyt wiele do zaoferowania.
Prostota mieczem o dwóch ostrzach
W Blanc lwią część czasu spędzamy na parciu przed siebie przez kolejne plansze, skacząc co rusz po kamieniach lub murkach, a co jakiś czas przystając na chwilę, by rozwiązać jakąś łamigłówkę, by utorować sobie dalszą drogę. Nic wymyślnego. Ot, przepchnąć przewróconą beczkę pod płot, tworząc tym samym schodek, po którym można przeskoczyć, albo przegryzając jakiś sznur, dzięki czemu podtrzymywany przezeń przedmiot spadnie, przyjmując rolę choćby mostku nad rozpadliną. Czasami napotkamy na swojej drodze również inne zwierzątka, jak na przykład kaczuszki, które należy swoim ciałem osłonić od wiatru, które inaczej zepchnie je z powrotem na sam początek trasy.
Grając z żoną, co rusz spoglądałem w jej stronę, by podejrzeć jej reakcje. Te okazały się w większości pozytywne. Wesoło śmiała się, odkrywając możliwość zjeżdżania na brzuchu z pokrytych śniegiem pagórków czy widząc na ekranie urocze interakcje dwójki bohaterów. choćby poszukiwanie rozwiązania napotkanego przez nich problemów ją angażowały. To właśnie tego typu emocje odnajdzie w Blanc nowy gracz. Ja, jako iż na gry zmarnowałem już lata, niekoniecznie podzielałem jej entuzjazm, nudząc się niekiedy, acz wciąż co jakiś czas znajdując w produkcji Casus Ludi coś dla siebie – część zagadek wymagała ruszenia głową, a i podróżowanie po ślicznych krajobrazach sprawiało mi sporo frajdy.
Brodzenie w śniegu
Największym problemem dla nas obojga okazała się natomiast strona techniczna gry. O ile Blanc. w co bardziej otwartych etapach jest jak najbardziej przyjemnym doświadczeniem, o tyle wchodzenie w interakcję z elementami otoczenia okazuje się dość często mało intuicyjne i nieco toporne. Zwłaszcza w sekcjach quasi platformowych, bo skakanie, choć wskoczyć można tu na naprawdę multum przedmiotów, to można to zrobić dopiero po stanięciu w odpowiednim, często umożliwiającym sus w kilku kierunkach miejscu. Cierpi na tym zarówno płynność rozgrywki, jak i płynąca z niej przyjemność. Średnio sprawdza się również kamera, która w przypadku oddalenia się bohaterów od siebie głupieje, nierzadko utrudniając grę poprzez choćby ukrywanie ważnych elementów otoczenia.
Zimowy krajobraz
Prześlicznie prezentuje się natomiast oprawa, ciesząca oko krajobrazami zasypanych śniegiem lasów, brzegów rzek, a choćby miasteczek. Wraz z niezłą, choć niekoniecznie zapadającą w pamięć, muzyką i historią opowiadaną bez użycia słów tworzy to fantastyczny klimat osamotnienia i pewnej beznadziei, czemu wtóruje czarno-biała kolorystyka. Na dłuższą metę ten kierunek artystyczny mógłby okazać się wprawdzie męczący, ale na szczęście dla jakości doświadczenia, a nieszczęście dla przekładających czas gry na złotówki, Blanc zamyka się w nieco ponad dwóch godzinach rozgrywki.
Wilk bez kłów
Nie powiedziałem jeszcze nic o samej fabule, co jest dla mnie niepodobne, bo lubię temat ten poruszać na początku swoich recenzji, ale ta w Blanc jest tak naprawdę nieistotna, by nie powiedzieć nijaka. Ot, mały wilk i młoda sarenka zostają w trakcie zamieci odseparowani od swoich rodzin i zmuszeni sytuacją nawiązują nienaturalną z punktu widzenia natury współpracę. Można się tu doszukiwać głębszego przesłania o niewinności dziecięcego umysłu, docenianiu osób, które spotykamy na swojej życiowej ścieżce czy „porozumieniach ponad podziałami” (tego doszukiwać się choćby warto, bo to sztuka zdaje się zapomniana w obecnych czasach), ale mimo drzemiącego w Blanc potencjału, ten nie sili się na jego rozwinięcie. Narracja jest płaska i przez większość czasu pozbawiona momentów, w których faktycznie moglibyśmy ujrzeć rodzącą się w trakcie wspólnej przygody przyjaźni dwóch naturalnych wrogów.
Ośnieżone pustkowie
Toteż trudno jest mi widzieć Blanc jako coś innego, aniżeli tylko piękną wydmuszkę. Liczyłem na zdecydowanie bardziej emocjonalne doświadczenie, niż to, co postanowiła zaserwować mi ekipa z Casus Ludi, a przecież nie były to wcale tak wielkie marzenia, bo już choćby wspomniane wcześniej Brothers: A Tale of Two Sons udowodniło lata temu, iż można stworzyć piękną i ściskającą serce opowieść bez użycia słów i nieskomplikowaną przesadnie rozgrywką. To powiedziawszy, Blanc przez cały czas stanowi niezły punkt wejścia dla osób, które z grami nie miały wcześniej zbyt wiele do czynienia, a przy okazji szansa na zarażenie swoim hobby (a może i choćby pasją!) swojej drugiej połówki lub pociechy.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!