Co łączy epos, Contrę, Mario Bros i RTS – recenzja Sons of Valhalla

2 miesięcy temu

Epos bez braci hydraulików

Protagonista ma brata, a jego celem jest uganianie się za porywaczami księżniczki. Chodzi głównie w prawo, ale znacznie częściej niż spopularyzowany przez firmę Nintendo working class hero chadza również w lewo. zwykle do osady. Zostawmy jednak mechanikę na później.

Epos z Mariobrosowej nibylandii zostaje przeniesiony do średniowiecznej Anglii. To czasy kiedy inwazja króla Ragnara to już legenda. Wikingowie na swój sposób zasymilowali się. Na początku więc walczymy z krajanami, którzy porwali wybrankę serca protagonisty. Jak to na krewkiego Skandynawa z tamtych czasów przystało umie dobrze robić bronią białą i tarczą. Na tyle dobrze, iż Odyn próbuje za jego pomocą załatwić swoje porachunki z Lokim w białych rękawiczkach. Nam jako użytkownikom przychodzi zrobić brudną robotę za króla Asgardu. Odyn oczywiście nie informuje naszego protagonisty o tym fakcie. Otrzymuje za to mowę motywacyjną i biegnie czym prędzej na wojenkę w celu uratowania ukochanej. Spali całą cywilizowaną Anglię w jej poszukiwaniu. Stoczy bój z królami, watażkami, a na samym końcu z Lokim i boginią Hel. Całkiem nieźle jak na grę, która wygląda jak połączenie Mario Bros, Contra i Zorro na Atari.

Mechaniki

Tutaj zdecydowanie zaczyna się robić ciekawiej, ale do czasu ponieważ schemat rozgrywki staje się do bólu powtarzalny. Sons of Valhalla to jednak przyjemna popykajka i fale pozytywnej chemii jakie zaleją wasze mózgi podczas rozgrywki na pewno nie pójdą na marne.

Walka wygląda jak w Zorro na Atari, Prehistorik czy Contra. Ten arcade’owy urok bądź wtórność (zależy jak kto na to patrzy) jest okraszony mechanikami RTS. Literalnie gramy na platformówkiej planszy 2D rozgrywkę RTS. Budujemy bazę (osady i warownie), rekrutujemy jednostki, tłuczemy się z jednostkami wroga i plądrujemy kolejne jego fortyfikacje. Zmienia się poziom trudności i jednostki do którego równamy naszymi nowszymi jednostkami. o ile nie graliście nigdy w RTS 2D to dzięki twórcom z Pixel Games w niego zagracie.

To jednak nie wszystko. Do dyspozycji mamy roll out czyli znane i utrwalone w branży przez serię Witcher i jej naśladowców koziołkowanie. Ponadto magiczny łuk i masę run z przeróżnym zastosowaniem. Postać rozwija się trochę jak w cRPG, a więc nie tylko RTS okraszona jest rozgrywka Sons of Valhalla.

Grafika, animacja i oprawa dźwiękowa

Dolary przeciwko orzechom, iż debiutancka produkcja Pixel Games to dopiero początek pixelartowego pandemonium jakie pragną rozpętać. Gra pod względem wizualnym jest prześliczna. Podobnie z animacją. Smuga miecza przywodzi mi na myśl znajdujący się głęboko na dnie mojego czarnego serduszka tytuł – Moonstone.

Muzyka nie jest szczególnie wybitna, ale setting gry to przecież nie wyścig o złote kalesony. Zwrócić uwagę trzeba na głosy lektorów. Mędrzec doradzający Thoraldowi brzmi jak kolega z dzieciństwa udawał sędziwego, zachrypniętego mężczyznę. Urzekające – serio piszę to bez cienia ironii. Brzmi to jakby zabrali się za nagrywanie działki lektorów totalnie zieloni gracze tabletop RPG. W ogóle głosy brzmią jakby robili je ludzie, którzy są kompletnymi naturszczykami. To podbija kampowość tego pixelartowego przedsięwzięcia. To chyba jest clue tych klasycznych pozycji. Ponieważ czym innym były przygody wąsatego hydraulika włoskiego pochodzenia jak nie puszczeniem oka do użytkowników na całym świecie.

Podsumowanie

Oczywiście, iż świat, by się nie zawalił gdyby Sons of Valhalla nie powstało. Produkcja ta jest jednak wspaniałym listem miłosnym dla pewnego okresu, który został w historii gamedevu już dawno zamknięty. Hybrydyzacja mechanik Sons of Valhalla to nie próba resuscytacji chodzonych bijatyk 2D, ale raczej forma hołdu i kampowego surfowania na bazie ich schedy. Pixel Art Sons of Valhalla oddaje ducha tamtych lat, a to nie lada osiągnięcie. Amatorskie głosy lektorów i ta urocza toporność pixeli przywodzi mi na myśl wspaniałego, polskiego RTS-a pt. “Polanie”. Wspaniała produkcja w której podkreślono osiadły tryb życia naszych przodków gdzie walutą było mleko (sic!).

Ocena: 8/10

Idź do oryginalnego materiału