Dzięki wydawcy Devolver miałem okazje rozegrać dwa pierwsze rozdziały w Trek to Yomi. Japonia jest tutaj przedstawiona, jak w najlepszych dziełach Kurosawy, ale jednocześnie powiela znane każdemu kalki. Jest to też okazja to przyjrzenia się dawnej japońskiej architekturze, tak innej od naszej „zachodniej”.
Przejście dwóch pierwszych rozdziałów w Trek to Yomi zabrało mi niecałą godzinę. W tym czasie przeszedłem się uliczkami niewielkiego miasteczka, w którego centrum znajdowało się tradycyjne dojo oraz powycinałem kilkudziesięciu przeciwników kataną (i paroma kunajami).
Cięcie Kurosawy
Nie będę wdawał się w szczegóły, które możecie przeczytać pod dowolnym tekstem o Trek to Yomi. Gra jest utrzymana w monochromatycznych barwach i nawiązuje swoimi statycznymi ujęciami rozgrywki do kadrów znanych z filmów Akiro Kurosawy. Ujęcia zmieniają się dość często i obrazują miejsca o wielu szczegółach, choć nie wszystko jest czytelne z powodu właśnie monochromatyzmu.
Twórcy gry – studio Flying Wild Hog – stawiają na japoński klimat swojej produkcji w każdym dostępnym miejscu. choćby w menu głównym, napisy są prowadzone od góry do dołu, czym nawiązują do sposobu pisania tategaki.
Największe wrażenie zrobiły na mnie skrupulatnie przygotowane „ujęcia”. Oto nasz bohater w czasie wędrówki (jak wiadomo, nie cel jest ważny, a droga) pokonuje wrogów w „klasycznych” miejscach. Pojedynki ukazane są boku i wykorzystują filmowe klisze. Mostek nad rzeczką, świątynie shintō, pola z kłosami zbóż. Jedyne czego bym się obawiał w kontekście prowadzenia wizualnych emocji, to czy twórcom starczy tych filmowych pejzaży i krajobrazów do końca gry.
Epoka Heian – chyba…
Japońska architektura, podobnie jak europejska, ma swoje własne epoki. Twórcy gry nigdzie nie podali (albo ja przynajmniej nie znalazłem) informacji o tym, w jakich czasach dzieje się ten tytuł. Podczas przeglądania wykonanych screenów, ustaliłem, iż tą epoką najprawdopodobniej jest Heian.
Swoje domysły opieram głównie na stylu wykonania pierwszego dojo, w którym rozpoczyna się rozgrywka oraz wyglądu domostw, jakie w trakcie dwóch rozdziałów mogłem zwiedzić. Epoka ta obejmuje okres od VIII do XII wieku. W tym okresie budynki, świątynie i domostwa mają już elementy architektury chińskiej, ale wiele także typowo japońskich. Świątynia pokryta jest na przykład dachem z drewna cyprysowego, co świadczy o silnym wpływie japońskiej architektury.
Samo dojo to typowa budowa świątynna. Do położonego na wzniesieniu budynku wchodzi się po stromych schodach do centralnie posadowionych drzwi, a dookoła budynku ciągnie się weranda. Tuż za świątynią znajduje się natomiast spory ogród herbaciany o asymetrycznym rozłożeniu poszczególnych elementów.
Architektoniczne wątpliwości
Po wyjściu z dojo, podążamy śladem senseja po niewielkim miasteczku, które również wydaje się pochodzić z okresu Heian. Większość chałup szczelnie przywiera do siebie, a ich architektura nie jest tak bogata w szczegóły, jak w późniejszych okresach Muromachi czy Kamakura. Z drugiej strony, zabytki w kulturze japońskiej są traktowane bardzo poważnie, więc mogło się zdarzyć, iż pierwsza lokacja nie jest po tym względem reprezentatywna.
Kolejne wątpliwości pojawiają się w drugim rozdziale, gdy nasz dzielny bohater toczy pojedynek w innym mieście na placu świątyni. Tam można zobaczyć, już bogatsze w ornamenty budynki, a i użycie kamienia przy fundamentach stanowi zagadkę, co do to epoki powstania.
Tę zagadkę z pewnością da się rozwiązać już po zapoznaniu z całym tytułem. Premiera jest przewidziana na maj bieżącego roku. Więc ja się jeszcze wstrzymam ze swoją oceną, bo może być ona merytorycznie niepoprawna. Może do czasu premiery uda się zagadać twórców z Hogusiów o jakieś architektoniczne wyznania?
Innym wytłumaczeniem tego problemu, może być po prostu „wrzuceniem do gara” wszystkich architektonicznych styli bez przejmowania się prawdą historyczną. Trek to Yomi nie jest tytułem AAA i najpewniej nie ma budżetu na człowieka, który by to wszystko sprawdził i dopilnował. Nie można też wykluczyć, iż to ja się mylę. Dlatego z oceną architektury jeszcze poczekam do premiery, a na chwilę dzisiejszą mogę napisać śmiało, iż otrzymamy już niedługo kolejną grę, w której będzie można pobrykać po japońskich miastach, wśród noren, chramów shintō, placyków i pałaców. Fani Kurosawy mogą zacierać rączki.