Jakiś czas temu w mediach skupiających się na grach wideo można było przeczytać nagłówki o „nowym horrorze na Nintendo Switch”, a choćby o „pierwszym horrorze ze stajni Nintendo”. Korporacja z Kioto ni z tego, ni z owego wrzuciła w swoich social mediach teaser, który mocno rozpalił wyobraźnię graczy. Niespełna 20 sekund materiału, przedstawiającego jedynie sylwetkę mężczyzny w prochowcu, z papierową torbą przyozdobioną upiornym uśmiechem, zasłaniającą jego twarz. Oznaczenie PEGI 18 dolało oliwy do ognia, biorąc pod uwagę, iż zapowiadana gra miała być tworzona bezpośrednio przez Nintendo. Na szczęście na premierę nie trzeba było długo czekać, gdyż ta wyznaczona została na 29 sierpnia 2024.
Muszę przyznać, iż ww. nagłówki skutecznie zniechęciły mnie do tego tytułu, jako iż fanem horrorów nie jestem. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy na dzień przed premierą, zupełnym przypadkiem, w moje ręce trafiły materiały związane z Emio, która okazała się… visual novelą (powieścią wizualną)! Kilkanaście minut na przeszukanie przepastnych czeluści internetu i dotychczas skreślona przeze mnie produkcja nagle zaczęła jawić się w zupełnie innych barwach i co gorsza, zaczynała mnie coraz bardziej intrygować. Polowanie na swoją kopię łatwe nie było (więcej o tym przeczytasz na końcu tego materiału), ale koniec końców, kilka dni po premierze w rękach miałem charakterystyczne fioletowe pudełeczko, z odcinającymi się nań białymi literami – Emio The Smiling Man.
Nie płacz dziewczyno
Poranek jak każdy inny, rodzice przygotowują śniadanie, podczas gdy dzieciaki szykują się do wyjścia do szkoły. W mieście i jego licznych terenach zielonych zapaleni biegacze zażywają porannego treningu, przed rzuceniem się w wir codzienności. Dla jednego z takich rannych ptaszków ten poranek jednak obfitował w zupełnie inne rodzaje wrażeń, gdy podczas przebieżki natrafia na ciało nastolatka, pozostawione bezceremonialnie w mało uczęszczanym miejscu. Grozy całej sytuacji dodaje jeden szczegół – papierowa torba, z wyrysowanym na niej upiornym uśmiechem, założona na głowę nieszczęśnika.
Policja pojawia się błyskawicznie, odgradza teren, a technicy kryminalistyki biorą się za swoją pracę. Tymczasem inspektor prowadzący sprawę – Kamiharu Kamada – już wie, iż to nie będzie typowe śledztwo i decyduje się na skorzystanie z pomocy zaprzyjaźnionej prywatnej agencji detektywistycznej – Utsugi Detective Agency. Tak też w sprawę wplątany zostaje nasz protagonista wraz ze swoją partnerką Ayumi – dwójka dziewiętnastoletnich, obiecujących detektywów – pod opieką właściciela agencji – Shunsuke Utsugi.
Szybka wizyta na miejscu zbrodni i już wiemy skąd przekonanie inspektora Kamady o jej niezwykłości. Okazuje się, iż modus operandi sprawcy prawie idealnie pasuje do nierozwiązanych spraw sprzed bagatela 18 lat. Żeby tego było mało, gwałtownie wychodzi na jaw miejska legenda o tytułowym Emio – mężczyźnie skrywającym twarz za papierową, przyozdobioną upiornym uśmiechem torbą, obierającym za cel nieszczęśliwe, zapłakane nastolatki. Jakby gwałtowna śmierć młodego chłopaka nie była wystarczająco tragiczna.
Żmudna praca detektywa
Emio The Smiling Man to przedstawiciel gier typu visual novel, jednak ze sporymi urozmaiceniami. Gra może pochwalić się piękną oprawą wizualną, zdecydowanie podnoszącą poprzeczkę dla innych przedstawicieli tego gatunku. Sama tła są statyczne, ale ilość detali i pieczołowitość ich wykonania – zachwycają. Niejednokrotnie wstrzymywałem się z dalszą grą tylko po to, żeby dobrze przyjrzeć się otoczeniu, które mimo w większości statycznej natury, tętni życiem. Emio fenomenalnie wykorzystuje grafikę 2.5D, umieszczając animowane postacie w rozgrywających się przed nami scenach. Niezależnie czy obserwujemy je z daleka, czy prowadzimy bezpośrednią rozmowę – co skutkuje „wysunięciem się” naszego rozmówcy na pierwszy plan – zastosowane animacje, mimika, oraz oświetlenie umilają nam te interakcje. Dodatkowo gra bardzo chętnie wykorzystuje różnorodne ujęcia, odchodząc od klasycznej konwencji portretów postaci i ramki z tekstem u dołu ekranu.
Warstwa audio w Emio stoi na wysokim poziomie. Wszystkie dialogi są udźwiękowione, a wśród aktorów głosowych znajdziemy np. Megumi Ogatę (m.in. Shinji Ikari z serii Neon Genesis Evangelion) w roli protagonisty, Yuko Minaguchi (m.in. Videl z serii Dragon Ball) w roli Ayumi, Ryouko Shiraishi (m.in. Devlola i Popola z serii NieR) w roli Junko Kuze. Ścieżka dźwiękowa jest bardzo przyjemna dla ucha, utwory przygrywające w tle pasują do obserwowanych przez nas scen, a na ich liście znajdziemy też kilka naprawdę pięknych aranżacji, aczkolwiek wykorzystywanych raczej pod koniec gry. Przy okazji warto zwrócić uwagę na różnorodność dźwięków tzw. tła – znajdziemy tu wszelakie efekty budujące atmosferę danej sekwencji, od dźwięków ruchu ulicznego, rozmów przechodniów, po przytłumione odgłosy radia dochodzące z pobliskiego warsztatu.
Cała rozgrywka polega na prowadzeniu rozmów z różnorodnymi postaciami, w celu popchnięcia naszego dochodzenia do przodu. Nie mamy tu jednak do czynienia z prostym „przeklikiwaniem się” od jednej linii dialogowej do kolejnej. Jak na detektywa przystało, nasz bohater ma do dyspozycji zarówno rozbudowane narzędzia konwersacyjne, jak i możliwość przyjrzenia się otoczeniu, czy wskazanym przez gracza elementom. Jak na grę typu VN możemy też zapoznać się z przemyśleniami bohatera, co niejednokrotnie dostarcza nam wskazówek odnośnie do kolejnych akcji, jakie powinniśmy podjąć. Dla ułatwienia, w opcjach gry można włączyć podświetlanie kluczowych fraz w trakcie rozmowy, co powinno lepiej naprowadzić nas na adekwatne tory.
W zależności od sytuacji, do naszej dyspozycji oddano także możliwość okazania rozmówcy np. szkicu przedstawiającego poszukiwaną osobę. Jak na prawdziwego detektywa przystało, protagonista prowadzi też notatki ze sprawy, z którymi możemy się w każdej chwili zapoznać. Notatnik jest ładnie podzielony na wpisy odnoszące się do każdej z napotkanych postaci, wraz z jej wizerunkiem i szeregiem notatek dodawanych w toku śledztwa, w których najistotniejsze elementy są wyraźnie zaznaczone. Informacje tam zebrane są z czasem aktualizowane, o czym jesteśmy informowani wyskakującym komunikatem w rogu ekranu, a każdy tak zmieniony wpis, jest dla nas stosownie oznaczany. W grze przyjdzie nam też skorzystać z telefonu w celu wykonania bądź odebrania połączenia – choć nasz bohater nie ma specjalnie głowy do pamiętania o jego uprzednim naładowaniu. Przy okazji tego tematu – gra nie precyzuje w jakim roku toczy się akcja, ale telefony komórkowe naszych bohaterów ewidentnie pochodzą z lat 90. – kanciaste, ciężkie aparaty z klapką, a do tego monochromatyczne wyświetlacze.
Chwila, to ilu ich jest?
Pozytywną niespodzianką w Emio The Smiling Man jest możliwość pokierowania nie tylko poczynaniami protagonisty (któremu gracz sam nadaje imię i nazwisko na początku gry), ale również jego partnerką z agencji – Ayumi. Zestaw „narzędzi” detektywistycznych jest identyczny dla obu postaci, jednak każdy z bohaterów spotyka na swojej drodze inne postacie i – co istotne – prowadzi z nimi rozmowy w charakterystyczny dla siebie sposób. Na koniec dnia oboje wymieniają się swoimi notatkami i spostrzeżeniami – w formie tzw. review, podczas którego gracz musi wybrać odpowiednią opcję spośród kilku przedstawionych, wskazać osobę lub konkretną informację w notatniku, a czasami nawet… wpisać poszukiwane słowo lub nazwisko. Zdecydowanie nie jest to produkcja dla osób, które nie wykazują się uwagą podczas gry.
Postać Ayumi, choć znana już fanom serii ze swoich drugoplanowych ról w poprzednich częściach cyklu Famicom Detective Club, w Emio dostała możliwość zabłyśnięcia i zdecydowanie się to jej udało. Pomimo iż nie gra w tym duecie pierwszych skrzypiec, a cała historia jest ostatecznie przedstawiona z perspektywy protagonisty, sekwencje z Ayumi wspominam bardzo miło. Nie da się ukryć, iż to ona jest odpowiedzialna za jedne z cięższych rozmów z innymi bohaterami i jednocześnie jej zawdzięczamy istotne przełomy w sprawie.
Ponoć każda legenda, ma w sobie ziarno prawdy
Emio wciąga nas w swoje objęcia zagadką nietypowego morderstwa, ale gwałtownie orientujemy się, iż w tej historii kilka rzeczy jest takimi, jakimi wydają się być na pierwszy rzut oka. Pod tym względem dostajemy solidne kilkanaście godzin rozrywki, gdzie kolejne rewelacje zmuszają nas do ponownego przeanalizowania faktów i dostosowania naszych hipotez do nowych okoliczności. Trudno jest ocenić przewidywalność historii, bo ta będzie różna w zależności od „doświadczenia” gracza w tego typu produkcjach. Osobiście nie mogę pochwalić się odgadnięciem konkluzji zbyt wcześnie, aczkolwiek pod koniec gry faktycznie miałem wrażenie, iż mam już ułożone wszystkie elementy w jeden obraz, zanim bohaterowie doszli do tych samych wniosków. Jednak i w tej kwestii twórcy potrafili mnie zaskoczyć i muszę przyznać, iż gwałtownie stałem się fanem zakończenia. Więcej powiedzieć nie mogę, warto odkryć ostatnie karty samemu.
Gra, pomimo iż jest czwartą odsłoną w ramach Famitsu Detective Club, nie wymaga znajomości poprzednich historii. Co prawda znajdziemy tu delikatne odniesienia do spraw, nad którymi wcześniej pracował nasz protagonista, ale te nie mają żadnego wpływu na obecną przygodę. To, czego w Emio mi zabrakło – aczkolwiek może na to mieć wpływ właśnie fakt bycia kolejnym elementem serii – to zgłębienie historii dwójki głównych bohaterów. Przez kilkanaście godzin rozgrywki poznajemy przeszłość wielu postaci, co głównie wynika z prowadzonego śledztwa, ale nasz duet pozostaje wciąż tajemnicą (o ile nie mieliśmy okazji zagrać w poprzednie odsłony). Z jednej strony gra absolutnie nie wymaga wiedzy wynikającej z poprzednich tytułów, z drugiej strony odnoszę wrażenie, iż ta jednak byłaby mile widziana.
Jest natomiast element, z którym miałem w Emio problem. Mechanika dająca nam kontrolę nad bohaterem poprzez wybieranie, o co chcemy zapytać rozmówcę, czy chcemy się w danej chwili zastanowić, czy może przyjrzeć elementom otoczenia, była przyjemną odmianą przez pierwsze 2-3 godziny. Im jednak dalej w przysłowiowy las, tym więcej drzew – a w przypadku Emio, tym więcej bezsensownego klikania. Tytuł ten ma momenty, w których ilość przeskakiwania między dostępnymi w interfejsie rozmowy opcjami, jest absolutnie niewspółmierna do rezultatu. Innym razem jesteśmy zmuszeni wielokrotnie wybierać tę samą opcję w menu, żeby nasz rozmówca wydukał w końcu zdanie na 4-5 słów. Nie mówię tu o sytuacjach, w których sensowne jest „wyciąganie” zeznań z rozmówcy, ale o przyjacielskiej rozmowie, w której osoba ewidentnie chce nam coś przekazać, ale duka po kilka słów i czeka, aż gracz kliknie jedyną dostępną w tym momencie opcję w menu, żeby wydukać kolejne kilka słów i znowu czekać. Bardzo mocno zaburza to rytm rozmów, a w niektórych przypadkach było wręcz frustrujące.
Podsumowanie
Emio, ach Emio. Gra „reklamowana” jako horror, która okazała się być porządną historią detektywistyczną z elementami dreszczowca. Wciągająca i intrygująca historia, interesujące postaci, bardzo ładna oprawa audiowizualna, a wszystko to zapewniające kilkanaście godzin rozrywki. Z drugiej strony mechanika, która momentami sprawia wrażenie urozmaicania formuły na siłę. Jakże cię Emio ocenić?
Dla miłośników visual noveli, do tego lubiących się w klimatach historii detektywistycznych – zdecydowanie polecam ten tytuł, aczkolwiek trzeba być gotowym na mozolne „wydzieranie” mu kawałków historii, ze względu na przesadzony system kontroli nad poczynaniami bohatera. W zamian za poświęcone kilkanaście godzin czasu dostajemy intrygującą fabułę, przy której z przyjemnością będziemy obserwować, jak kolejne elementy układanki zazębiają się ze sobą, a wszystko to w pięknej oprawie audiowizualnej.
A co z miłośnikami horrorów? Przecież to miał być pierwszy taki tytuł od Nintendo! Obawiam się, iż takie osoby nie mają tu czego szukać, bo… tu po prostu nie ma nic z horroru. Fakt, Emio The Smiling Man zdecydowanie porusza tematy z kategorii tych ciężkich – i robi to dobrze – stąd też oznaczenie PEGI 18. Wydaje mi się jednak, iż niektóre osoby trochę fantazja poniosła przy pierwszych zapowiedziach i jednocześnie obawiam się, iż – jak początkowo było w moim przypadku – mogło to spowodować, iż część z potencjalnych graczy, skreśli ów tytuł z listy zainteresowań.
Warto wspomnieć, iż w cyfrowym sklepie Nintendo dostępne jest demo Emio The Smiling Man – zawierające 3 pierwsze rozdziały z pełnej gry i pozwalające na przeniesienie zapisu do wersji pełnej. Kusząca opcja dla niezdecydowanych.
Tak więc Czytelniku – uśmiechnij się proszę w kierunku Emio.
Jak skąd i za ile?
Emio The Smiling Man, jak to często z grami visual novel bywa, jest produkcją niszową. Mimo iż od premiery mijają ledwo dwa tygodnie, dostępność tego tytułu – w wydaniu fizycznym – nie jest najlepsza. Ba, w samym dniu premiery zdobyć swoją kopię (w ludzkich cenach) nie było łatwo – polskie sklepy prowadzące przedsprzedaż miały dosłownie jednocyfrowe stany które znikały w oczach, a większe serwisy życzyły sobie choćby o 50% więcej niż reszta.
Na dzień 11.09. wydanie fizyczne można nabyć w poniższych sklepach (sortowane według ceny, bez ewentualnych kosztów wysyłki), oraz w kilku ogólnopolskich sieciach marketów.
- Perfect Blue – 178,50 zł
- Gamefinity – 184,90 zł
- Joyek – 189,90 zł
- Ultima – 199,90 zł
- X-kom – 219,00 zł
Emio The Smiling Man dostępny jest też w wersji cyfrowej, w sklepie Nintendo – w cenie 209,80 zł.
Autorem tekstu jest Łukasz Błaszkiewicz. Znajdziecie go na Mastodonie oraz na X (dawniej Twitter).Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!