Niezliczone studia od lat usiłują powtórzyć sukces FromSoftware, jedne z mniejszym, inne z większym powodzeniem. Szczęścia w tym przedsięwzięciu postanowiło poszukać niezależne włoskie studio Jyamma Games, tworząc ambitną produkcję Enotria: The Last Song. Nie da się zaprzeczyć, iż czerpano tu garściami z dorobku Japończyków. Zadbano jednak o to, aby tytuł ten miał swój własny charakter. Czy udało im się stworzyć produkcję, która przypadnie do gustu zagorzałym miłośnikom gatunku? Cóż… i tak, i nie.
Spis Treści
- Świat gry w Enotria: The Last Song
- Walka
- Rozwój postaci
- Problemy produkcji
- Podsumowanie
Kup Enotria: The Last Song (XSX)
Życie to teatr
Gdy cały świat opanowuje złowieszcze Canovaccio – wieczna sztuka, która zatrzymała rzeczywistość w nienaturalnej stagnacji – potrzeba kogoś bez z góry narzuconej roli, aby móc się temu przeciwstawić. To właśnie gracze wcielają się w rolę Maskless One, jedynej istoty, która może pokonać Autorów i uwolnić świat. Historia w Enotria: The Last Song na pewno zapowiada się intrygująco, ale cechuje ją dokładnie to, co wszystkie soulsy. Aby ją poznać, trzeba się wczytywać w opisy przedmiotów, notatki i kodeks, który z czasem zapełniał się będzie nowymi wpisami. Bez tego będziemy mieć zaledwie blade pojęcie o wydarzeniach i świecie gry.
Z tego powodu ciężko powiedzieć, żebym dobrze ją poznał i wiele z niej wyciągnął. Za to samo miejsce akcji zasługuje na zdecydowane pochwały. Inspirowane jest włoskim folklorem i o ile kojarzycie Słoneczną Italię prosto z pocztówek, to właśnie takie wrażenie on sprawia. W większości lokacji pełno jest słońca, cudownych widoków i budynków, którymi choćby taki laik, jak ja, potrafił się zachwycić. Produkcja działa na Unreal Engine 5 i całkiem nieźle wykorzystuje jego możliwości. Fakt, nie wyznacza żadnych standardów jakości, a potrafi miejscami nieładnie chrupnąć, natomiast w połączeniu z fascynującą wizją artystyczną kreuje obraz, który naprawdę może się podobać.
Życie to walka
No dobrze, większość graczy zwykle włącza tego typu produkcję, by sprawdzić swoje umiejętności w naprawdę wymagających starciach. Czy Enotria zaspokoi te pragnienia? Obawiam się, iż nie do końca. To nie tak, iż walka w tej grze jest zła, wręcz przeciwnie. Mamy tutaj mechanicznie niemal ten sam standard, co zawsze, z wyłączeniem blokowania, którego nie ma, i nieco odmiennym parowaniem. To miast otwierać przeciwnika na kontratak, wypełnia pasek, którego zapełnienie sprawia, iż możemy zadać wrogom jeden potężny atak. W przypadku słabszych przeciwników często okazuje się on być ostatnim. To ciekawe, choć niewielkie, odejście od znanej formuły blednie jednak wobec nierównego poziomu naszych oponentów. Niektórzy nie będą stanowić żadnego wyzwania choćby dla osób z tak niewielkimi umiejętnościami, co moje. Inni z kolei zdają się wręcz przesadnie problematyczni.
Nie pomaga tutaj też pewna niesprawiedliwość w walkach z bossami. Ci (choć nie wszyscy) mają nieładny zwyczaj markowania ataków przesadnie wiele razy, zaburzając rytm walki. Ba, kilkukrotnie miałem wrażenie, choć może błędne, iż boss nie atakował, dopóki nie wyczerpałem całego paska wytrzymałości. Z początku za to bardzo chciałem pochwalić pracę kamery w tej grze. W porównaniu do tytułów FromSoftware w przypadku o wiele większych od nas przeciwników ta nie gubi się i bardzo gwałtownie obraca się we właściwym kierunku, mocno ułatwiając nam rozeznanie się w sytuacji na polu walki. Biada nam, jeżeli arena jest niewielkich rozmiarów, a my możemy utknąć w jakimś kącie – wtedy równie dobrze możemy pochylić kark i czekać na kończący cios, bo kamera potrafi pokazywać naszą postać pod bardzo specyficznymi kątami, skutecznie utrudniając walkę.
Życie to rozwój
Enotria: The Last Song stawia także dużą wagę na rozwój postaci. Możemy ulepszać nasze statystyki, które wpływają na zadawane przez nas obrażenia, wytrzymałość, i tak dalej. Dostajemy także cztery drzewka umiejętności, które okazują się o wiele bardziej przydatne, i pozwalają nam rozwijać się w kierunku walki siłowej, takiej opierającej się na zwinności czy z wykorzystaniem magii. Niektóre z nich potrafią być szalenie praktyczne i mocno ułatwiają przebijanie się przez szeregowych oponentów.
Zamiast systemu klas Enotria stawia przed nami maski, które możemy przywdziać, niejako przyjmując cudzą rolę. Te odblokowujemy po pokonaniu bossów, a nałożenie ich sprawia, iż stajemy się mniejszą, ale nie mniej groźną wersją tychże potworów. Z tego chociażby powodu warto zainteresować się dość licznymi starciami pobocznymi, jeżeli szukamy swojego stylu. Do tego mamy do dyspozycji kilka (bodajże siedem) rodzajów oręża, a także swojego rodzaju umiejętności aktywne, których użyć można dopiero gdy zadamy odpowiednią liczbę obrażeń. Łącznie to wszystko pozwala na bardzo dużą swobodę, może miejscami choćby zbyt wielką, w tworzeniu swojego buildu.
Życie to pasmo porażek
Niestety, nie każdy pomysł twórców z Włoch dobrze się sprawdza w praktyce. Gra przedstawia dość wcześnie pewną mechanikę, gdzie wykorzystując jedną umiejętność, chwilowo odsłaniamy magiczną kładkę czy przejście, by dostać się w inaczej niedostępne miejsce. Te niestety nie dość, iż zwykle prowadzą tylko do mało ciekawych przedmiotów, to odniosłem wrażenie, w dalszej części gry prawie o tej mechanice zapomniano. A wracając na chwilę do znajdowanych przedmiotów, cóż, tych jest naprawdę mnóstwo, są różnorodne i… w większości zupełnie nie czułem potrzeby ich używania. Niby każdy z nich ma jakieś interesujące adekwatności, ale jest ich zwyczajnie zbyt wiele, by rozumieć i pamiętać ich zastosowania.
Dodatkowo w grze znajdziemy kilka specjalnych statusów, które możemy nakładać na przeciwników, albo z kolei możemy sami paść ich ofiarą. To interesujące urozmaicenie, ale w obliczu naprawdę dużej liczby masek, umiejętności, przedmiotów i przeciwników dodaje to tylko kolejną zmienną, która nie zawsze wydawała mi się jasna. I choć gra zachęca, by przykładowo na przeciwników z jednym statusem używać kontry w postaci drugiego, przez nietypowe nazwy oraz natłok innych modyfikatorów czułem się tym zwyczajnie przytłoczony. Najczęściej zresztą i tak ich wykorzystywanie nie było konieczne do odniesienia zwycięstwa.
Życie to eksperyment
Scenka sprzed walki z bossem. Maskless One stojący przed wielkim przeciwnikiem.
Enotria: The Last Song nie spełniła pokładanych przeze mnie w niej nadziei. To po prostu kolejny niezły, ale ostatecznie łatwy do zapomnienia soulslike. Przyznaję, iż postawienie tutaj w większości na piękne, słoneczne krajobrazy jest miłą odmianą po mrocznych widokach z innych tytułów, tak całość sprawia jednak wrażenie przekombinowanej. Wydaje mi się, iż rozumiem intencje twórców, którzy prawdopodobnie nie chcieli zrobić kolejnego klona Dark Souls. Niestety wygląda to nieco, jakby usiłowali chwycić zbyt wiele srok za ogon.
Fakt, walka potrafi być satysfakcjonująca, a widoczki przepiękne, muzyka również stanowi odpowiedniej jakości tło. Jednak w ogólnym rozrachunku umieszczono w grze chyba nieco zbyt wiele urozmaiceń, co mi bardziej przeszkadzało, niż się podobało. jeżeli jesteście spragnieni walki, bo wszystkie inne gry z gatunku znacie już na wskroś, to śmiało, dajcie tej produkcji szansę. To może także okazać się dobrym punktem wejścia dla osób, dla których inne gry są zbyt wymagające. W przeciwnym jednak razie możecie sobie ten tytuł darować bez wyrzutów sumienia.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie GDGPR.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.