Valve znów miesza. I chyba dobrze.
Valve udowadnia, iż gaming nie musi iść utartymi ścieżkami — wystarczy słuchać graczy i odważnie mieszać światy PC i konsol. Przynajmniej tak na papierze prezentuje się Valve Machine. Można by powiedzieć, iż tej firmie przyświeca jedno, a mianowicie hasło „niech żyje gaming, niech radują się gracze!”, co coraz bardziej widać. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, iż rynek sprzętów do grania nie znosi próżni — ani sprzętowej, ani software’owej. jeżeli ktoś potrafi tę próżnię wypełnić z hukiem, to chwilowo jest to właśnie Valve.
W końcu to oni wrzucili do obiegu Steam Decka i sprawdzili, czy handheldy dostały w końcu adekwatną (choć trochę powtórną) szansę, by zakorzenić się na rynku na dobre. Po ponad pięciu milionach sprzedanych egzemplarzy odpowiedź jest prosta: tak, dostały. Po ostatnich zapowiedziach rodzi się nowe pytanie: czy następne urządzenia Valve będą kolejnym etapem rewolucji? Takiej, która zatrzęsie czymś w posadach?

Valve mesjaszem, o którego nie prosiliśmy, a którego dostaliśmy?
Trochę tak. Steam Deck nie tylko zmienił zasady gry — on zmienił sposób, w jaki gramy na PC. Gdy mówimy o komputerowym gamingu, prym wiedzie dystrybucja cyfrowa, a Valve w tym świecie ustawia kierunek wiatru. Dostaliśmy sprzęt z dopracowanym systemem opartym na Linuksie — i to była mini-rewolucja. Do dziś są gracze, którzy czekają, aż SteamOS będzie możliwy do pobrania, bo Windows 10 już nie jest wspierany, a Windows 11 nie każdy chce instalować. Nie każdy też ma ochotę rzucać się na głęboką wodę i porzucać stare przyzwyczajenia z dnia na dzień.
Steam Machines 2.0? Coś pomiędzy światami!
Marcin Ćwiek słusznie zauważył w swoim tekście, iż Valve wraca do idei Steam Machine, ale w wersji, która ma sens. Nowy sprzęt wygląda jak konsola i nie odbiera wolności korzystania z całej biblioteki Steama. Gdy Sony i Microsoft udają, iż konsole to przez cały czas konsole, Valve przychodzi i pokazuje, iż PC wcale nie musi stać pod stołem — może leżeć i to spokojnie obok pada. Po reakcjach graczy można wywnioskować, iż właśnie tego brakowało. Czegoś pomiędzy “pecetem” a konsolą, ale niebędącego ani Xboksem, ani PlayStation, ani czymś pokroju następnego Nintendo.

Nawet w naszej redakcyjnej bańce (wliczając mnie) jest trochę osób, które chętnie zobaczą, jak to działa podpięte pod telewizor — zwłaszcza gdy można rozsiąść się na kanapie z nowym padem i odpalić bibliotekę Steama. Zaryzykuję jeszcze jedno założenie: Steam, jakkolwiek byśmy chcieli lub i nie, jest głównym sposobem dystrybucji gier na komputerach osobistych, więc może doprowadzić do stworzenia sprzętu, który połączy świat gier i wygodnej kanapy, choćby kosztem mniejszych cyferek w ustawieniach. Nie wszystkie tytuły muszą działać w rozdzielczości 4K i mieć wszystkie suwaczki ustawione najwyżej. jeżeli tak by było, to pewnie wielu tytułów dziś nie byłoby na rynku, a przecież nie o to chodzi.
Dokąd więc tak naprawdę zmierza gaming?
Valve pokazuje, iż odpowiedź jest prosta: słuchaj, obserwuj, odpowiadaj. Nie ścigaj się na moc procesora ani teraflopsy GPU, bo to nie ma sensu, ponieważ liczy się coś nieco innego. Twórz doświadczenie, które naprawdę zmienia sposób, w jaki gramy. jeżeli reszta rynku tego nie rozumie — trudno. Valve pokazał graczom, iż robi swoje. A gdzie w tym wszystkim my, gracze? My możemy tylko cieszyć się z tego, iż jeszcze istnieje miejsce, w którym są zmiany prowadzące do innych, nowych doświadczeń zarówno związanych ze sprzętem, jak i grami, w jakie na nim gramy.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!

1 tydzień temu














