Nasza recenzja gry Kingdom Come: Deliverance 2 w wersji na PC
Trudne początki
Kingdom Come: Deliverance 2 zaczyna się w tym samym miejscu, w którym kończy się pierwsza część i trudno nie odnieść wrażenia, jakoby się po prostu kontynuowało dokładnie tę samą grę. No, może tylko Henry – główny bohater – zdążył wyhodować podczas swojej wycieczki do zamku Trosky w magiczny sposób zupełnie nową, bardziej obfitą we włosy fryzurę godną syna szlachcica, a nie podrzędnego kowala z małej miejscowości. Nie miejcie jednak złudzeń – żadnej magii tu nie znajdziecie, choć przyjdzie Wam odpędzić kilka diabłów, zażegnać szatański kryzys w jednej kopalni czy wytłumaczyć czyjeś tajemnicze zaginięcie. Wiara wiarą, ale średniowieczny lud czasem się nie patyczkuje, kiedy trzeba wytłumaczyć to, co niewytłumaczalne dla parobkowego umysłu.
Dostępność gry w sklepie
Kingdom Come: Deliverance II - Day One Edition Gra PC
239 zł
Kingdom Come: Deliverance II - Gold Edition Gra PC
309 zł
Kingdom Come: Deliverance II - Day One Edition Gra PS5
279 zł
Kingdom Come: Deliverance II - Day One Edition Gra XBOX SERIES X
279 zł
Sequel pozostaje wierny ideałom twórców, które przyświecały im przy tworzeniu pierwszej części. Walki trzeba się nauczyć, początkowe strzelnie z łuku przy chwiejącej się ręce to nie taka łatwizna, podróżowanie bez konia to mordęga, o jedzenie nie jest tak łatwo (a jeść trzeba), po pijaku można łatwo wpakować się w kłopoty, zapis gry jest możliwy tylko we własnym łóżku, przy wyjściu z gry, w krytycznych dla fabuły momentach i po wypiciu zbawiennego sznapsa.
Nie jest też łatwo opchnąć komuś kradziony towar, wygrać z mieszczuchami w kości czy przekonać kogoś do naszych racji. A w szczególności, gdy nie ubieramy się, nie wyglądamy, nie pachniemy (pro tip: wystarczy od czasu do czasu się umyć) jak ktoś wyżej postawiony w hierarchii feudalnej społeczności i nie mamy dostatecznej wiedzy na dany temat. Ale jak to? Przecież KCD1 kończyliśmy jako fenomenalny szermierz, obeznany w sztuce pisma, perswazji, łucznictwa, zielarstwa, jazdy konnej a choćby warzenia eliksirów. To tu trzeba zacząć od nowa? Znowu amnezja w kolejnej grze RPG? Tak i nie.
Nie rozwodząc się specjalnie nad fabułą, żeby zbyt dużo nie zdradzać – nie wszystko idzie zgodnie z planem (jak to zresztą w KCD często bywa) i Henry wraz ze swoim panem Ptaszkiem lądują w bardzo nieciekawej sytuacji. Znikąd nie widać pomocy, nikt nie może potwierdzić ich słów, nie mają się na kogo powołać i stracili praktycznie wszystko, w tym trochę zdrowia. Początek gry, i to dość długi, jest więc bardzo konkretnym wprowadzeniem do uniwersum, masywnym samouczkiem i swoistym resetem gry. Ma to sens, bo ogromny urok KCD tkwi właśnie w tym dochodzeniu głównego bohatera do rozsądnego stanu, w którym może porywać się na cokolwiek innego, niż noszenie worków z mąką czy wykuwanie worka gwoździ.
Oczywiście Henrykowi po cofnięciu paru poziomów z pierwszej części gry zostaje jeszcze trochę uroku, umiejętności machania mieczem czy posługiwania się pismem, ale nie ma żadnych pieniędzy, uzbrojenia i gorzej włada niemal wszystkim innym. choćby gdy docieramy już do etapu, w którym można poczuć zew wolności otwartego świata i wziąć na barki w końcu jakąś garść questów, to jest po prostu szalenie trudno. Byle bandyta łoi nam tyłek, a dwójka czy trójka z nich napatoczona w jakimś leśnym obozie bądź w ramach przydrożnej pułapki oznacza niemal pewną śmierć. Nie ma gdzie spać, Henryk musi jeść, o konia niełatwo, bzdurny łuk jest trudny do zdobycia, a choćby jak już zaczniemy rozwiązywać lokalne problemy i pokonywać wrogów, to bez odpowiednego doświadczenia czy drogiego wyposażenia dla konia ciężko jest przetransportować balast godny sprzedaży. Mało tego – kupcy mają ograniczone zasoby, jest ich niewielu i są od siebie dość często mocno oddaleni. Jeszcze trudniej opchnąć kradziony towar.
Oczywiście z czasem, odzyskiwanym doświadczeniem i wykonując kolejne misje odblokowujemy przydatne perki. Zdobywamy trochę – nomen omen – grosza, ekwipunku i zaczyna to wszystko jakość iść. W ogóle trzeba to jasno powiedzieć, iż choć na początku jest bardzo trudno i mechaniki pozostały podobne do tych z części pierwszej, to i tak jest łatwiej. Ludzi, których odrzucił system walki z pierwszej części (która jest bardzo trudna, jeżeli pominie się naukę Master Strike u kapitana Bernarda), trudność strzelania z łuku, włamywanie się itd., może uradować fakt, iż większość z tych mechanik została uproszczona, choć nie do przesady.
Walka jest podobna i warto poznawać kolejne kombinacje, ale teraz jest jedna strefa mniej, gdzie można trafić przeciwnika, a więc trudniej wrogowi o kontrę. Do tego jest nieco większe „momentum” i tym samym szansa na zablokowanie ataku. Poza tym teraz szkolenie się z walki jest jednym z pierwszych questów w grze, więc trudniej o powtórkę sytuacji z KCD1, gdy niektórzy omijali szkolenie przez Bernarda. Strzelanie z łuku to teraz dużo większa przyjemność. Dalej nie ma celownika, ale tym razem – oczywiście po wprawie i zdobyciu kilku punktów siły czy zręczności – dużo łatwiej ocenić, czy dobrze celujemy.
„Liżąc ściany” w grze, wykonując większość questów i taszcząc graty z pokonanych przeciwników z okazjonalnymi kradzieżami włącznie dość gwałtownie można dojść do momentu, w którym na wszystko nas stać i przede wszystkim nie brak nam nigdy jedzenia, zbawiennych sznapsów, eliksirów, pachnideł, amunicji. Dzięki nabywanym umiejętnościom gra z czasem staje się znacznie łatwiejsza i gracz nabywa dużej pewności siebie, co jest oczywiście naturalne i przekłada się na zachowanie czy postępowanie Henry’ego.
Grając w ten sposób mniej więcej na początku drugiej połowy gry to całe lootowanie i osiąganie kolejnych poziomów nie ma aż tak dużego sensu, bo nie każde perki są nam niezbędne, a i pieniędzy nie ma już na co wydawać. Większość najważniejszych elementów uzbrojenia adekwatnie i tak pochodzi z questów bądź pokonywania głównej fabuły albo z ciał co istotniejszych wrogów, a najdroższe są tak naprawdę tylko konie, które w grze warto zmienić góra dwa razy. Nie oznacza to jednak, iż w dalszej części gry traci się motywacje do czegokolwiek – wręcz przeciwnie. Człowiek ma ochotę jeszcze bardziej rzucać się w bój, bawić się nowym rodzajem oręża, podbijać serca i po prostu przeżywać kolejne, choćby te poboczne przygody, które napisano wręcz fenomenalnie.
Sequel jak marzenie
Kingdom Come: Deliverance 2 to sequel idealny. Gra bierze na warsztat wszystko to, co pokochali gracze w pierwszej części i dodaje więcej. Więcej interesujących wątków, kapitalnie napisanych postaci, przygód, aktywności.
Są tu dwa ogromne regiony wielkości mapy z KCD1, dzielące grę mniej więcej na pół i oba mają swój niesamowity urok – w mojej ocenie jeszcze większy niż w jedynce. Pierwszy jest nieco idylliczny, bardziej swojski, wiejski, czystszy i niekiedy dziki. W jego centrum wybija się na wzniesieniu piękny zamek Trosky ze swoimi legendami. Pełno tu wsi, lasów, kamienistych terenów i bardzo mało kościołów.
Drugi region to materiał nadający się na osobny artykuł czy analizy. Gdy tu trafiamy, to nie możemy się nagle odnaleźć. Wszystko dopiero co było nam już znane, a teraz trzeba uczyć się mapy od nowa. Tereny niby podobne, ale jednak nie do końca. W dodatku atmosfera jest inna. Są tu spalone wioski, wsie przejęte przez zbydlęcone wojsko, wielki obóz uzurpatora która Zygmunta i trochę industrialnego otoczenia pełnego kopalń, spalenizny, dymu i brudu. Dużo więcej tu kościołów i mniejszych zamków. Gdzieś w oddali majaczy perła Bohemii – pierwsze w serii naprawdę duże miasto z przedmieściami Kuttenberg (Kutná Hora) oraz Sedlec ze swoją Katedrą Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Jana Chrzciciela (który dziś jest dzielnicą Kutnej Hory).
Oczywiście w KCD2 pełno jest miejscówek odwzorowujących niemal 1:1 faktyczne miejsca z rzeczywistości, jak chociażby kaplica czasek, kościół św. Barbary, Włoski Dwór. Inne miejsca, jak gród w Nebakowie, starano się odtworzyć na podstawie badań archeologicznych czy dostępnych planów zabudowy. Gra jest pełna lokacji, które po premierze – podobnie jak to miało miejsce przy okazji pierwszej części – staną się ważnymi punktami wycieczek fanów.
Każdy zamek, wieś, przełęcz, staw, obóz itd. nie byłyby tak interesujące, gdyby nie wydarzenia, którymi twórcy gry ich nie obdarowali. Mowa tu zarówno o głównej osi fabularnej, która rzuca Henryka prosto w ogień wojny, szemranej polityki czy opcjonalnie w objęcia pięknych córek możnowładców. Oczywiście o ile chcecie pozostać wierni Teresie z KCD1 to… możecie. W każdym razie główny bohater przemierza mnóstwo lasów, dróg, ruin, podziemnych tuneli, zagląda do kopalń, komnat szlachty, zwykłych stajni, obozów bandytów, Kumanów, Romów, dzielnicy żydów czy sklepów osiadłych tu Niemców. Trafia na wesela, turnieje walki wręcz a choćby poszukuje nieuchwytnego mordercę kobiet z Kuttenberga.
Poznaje też ogrom ważnych dla fabuły postaci – rodzinę Ruthardów, właścicieli zamków, osobliwą gromadkę wojaków, w tym pewnego znanego przywódcę z czasów wojen husyckich, kilku ważniaków z Watykanu, uczonego Musę z dalekich krain, budzącego najróżniejsze reakcje pośród swojego otoczenia ze względu na kolor skóry, a choćby osobliwego Polaka „Komara”, grany przez polskiego aktora Konrada Eleryka. Wszyscy mają swoją rolę do odegrania, każdy znajduje się w grze nie bez powodu i co wywołuje u mnie do dziś lekki szok – każdy jest fenomenalnie napisany. Każdy bez wyjątku, jest godny zapamiętania, charakterystyczny i po prostu „jakiś”.
To samo mogę powiedzieć o fabule. KCD1 to był piękny, choć czasem dość powolny wstęp do absolutnie niesamowitych wydarzeń, których gracz doświadcza w Kingdom Come: Deliverance 2. Gra obfituje w kapitalne przygody, szalone obroty wydarzeń, wywracające nasze rozeznanie w świecie i polityce do góry nogami. Masa tu wzlotów, upadków, pięknych i gorzkich chwil, a wszystkie traktują tło historyczne i średniowieczne realia bardzo poważnie.
W sequelu wszystkiego jest więcej. Dodano także nowe rodzaje broni, takie jak kusze i broń palną. Oddano Henrykowi to co kowalskie – w końcu może korzystać z kuźni i wykonywać własny oręż. Jest też kilka questów związanych z tą mechaniką, ale szczerze mówiąc jest ona chyba najmniej porywająca ze wszystkich dostępnych w grze. Z nowości należy też wymienić urozmaicenia w postaci żetonów podczas gry w kości, możliwość znajdywania po zapachu miejsc i osób przez naszego psa Orzecha (choć to mocno niewykorzystana mechanika, do użycia raptem kilka razy w grze) czy wykonywanie okrzyków bojowych/prowokacji podczas walk z przeciwnikami. Do tego pojawiło się mydło do samodzielnego czyszczenia ubrań w stawach i jeziorach oraz pachnidła, które poprawiają naszą charyzmę i polepszają odbiór, ale mogące też zbyt łatwo przyciągnąć uwagę np. strażników.
Za bardzo duże ulepszenia trzeba też uznać lepsze UI ekwipunku, jak i adekwatnie wszystkiego innego – mapy, dziennika, glosariusza itp. Niezwykle urocza jest też animowana ikonka króliczka/króliczków podczas gry, która daje nam znać, gdy ktoś coś podejrzewa, poszukuje nas czy goni albo atakuje.
A właśnie – usprawniono w tej części także cały system złodziejstwa, przestępstw i kar. Przykładowo, gdy w częściach prywatnych swoim postępowaniem wzbudzimy czyjeś podejrzenia (a czasem wystarczą choćby otwarte drzwi do jakiegoś pokoju), osoby te polecą do swoich skrzyń i sprawdzą, czy nie zniknęły jakieś dobra. o ile ktokolwiek widział nas na tym terenie choćby wcześniej, gdy się tam kręciliśmy – poinformowane zostaną straże, a złapać nas mogą choćby dzień później, gdy już się tego w ogóle nie spodziewamy. Oczywiście jeżeli zadbaliśmy o odpowiednie cechy czy perki, to można z danej sytuacji się np. wyłgać. Może jednak dojść do tego, iż będą czekać na nas dyby, naznaczenie rozpalonym żelazem albo choćby stryczek w przypadku przestępstw większego kalibry. Co interesujące naznaczenie spowoduje, iż będziemy źle traktowani, a kupcy będą nami gardzić. Wszystko ma tu swoje konsekwencje, ale przy dobrych wiatrach i umiejętnościach nigdy nam się nic nie stanie, jak hukniemy perswazyjnie na czepiającą się straż.
Mam też wrażenie, iż szybka podróż, czekanie i sen, pochłaniają nieco mniej rzeczywistego czasu, co bywało w poprzedniej części nieco frustrujące. Zmodyfikowane też działanie mikstur, ponieważ występują one w formie słabej, normalnej i mocnej – także zbawienne sznapsy mają swoje odmiany i watro z nich korzystać. Kolejną zmianą są zioła, które z czasem będą się psuć, o ile ich nie ususzymy w okolicznych suszarniach. Można także uwędzić mięso, żeby nam mogło dłużej posłużyć w ekwipunku. Takich mikro-zmian w grze jest mnóstwo – mógłbym jeszcze wspomnieć o tym, iż jedzenie z garnków w prywatnych domów stało się niemile widziane albo o tym, iż możemy naszemu czworonogowi kazać odwrócić uwagę strażników.
Audentes Fortuna Iuvat
Kingdom Come: Deliverance 2 przygodą stoi i jeszcze bardziej niż jedynka udowadnia, iż openworld RPG w klimatach średniowiecznych nie musi być fantasy, żeby dostarczać epickich historii i najlepszych możliwych emocji.
Warhorse może pochwalić się jedną z najlepiej napisanych gier pod względem dialogów, ale także opowiadanej historii w ogóle. Tarapaty, w które pakują się Henry i Jan Ptaszek, są niezwykle emocjonujące, barwne i zapadające w pamięć. Ba, część historii poznajemy z perspektywy Boguty znanego i powszechnie lubianego proboszcza z Użyc z pierwszej części, który swoim doświadczeniem ubogaca fabułę przywraca trochę porządku, gdy wymaga tego sytuacja. Od razu uspokajam, są to rzadkie i nie za długie fragmenty, które nie wybijają aż nadto z rytmu.
Mogę śmiało powiedzieć, iż patrząc na ostatnie lata mamy aktualnie dwa tytułu RPG na podobnym, absolutnie mistrzowskim poziomie o ile chodzi o narrację i są to Baldur’s Gate 3 wraz z Kingdom Come: Deliverance 2 właśnie. Nastały piękne czasy dla fanów gier RPG, to jest pewne.
Coś dla duszy, ciała i ucha
Dialogi, realizm i wierność oddania średniowiecznego klimatu to jedno. Do budowania klimatu nie mniej istotne są wizualia i oprawa dźwiękowa. Zacznę od muzyki, która stoi na dokładnie tym samym poziomie, co w pierwszej części. Dołożono kilka bardziej skocznych melodii, gdy dzieje się coś zabawnego albo spędzamy czas w luźniejszy sposób – w końcu nasze przygody to nie tylko szlachtowanie bandytów i psucie krwi królowi Zygmuntowi. To także biesiady, popijawy, hulanki, swawole w łaźniach i zabawy. Pojawiło się też sporo orkiestralnej podniosłej muzyki towarzyszącej nam w kluczowych dla fabuły momentach, zwycięstwach i porażkach.
Nieustannie ogromne wrażenie robi podróż na łono natury, do lasu. Słychać wtedy świerszcze, ptaki, wiatr muskający liście czy okoliczną zwierzynę. Udźwiękowienie stoi tu na najwyższym poziomie.
Natomiast graficznie to jest majstersztyk. Nowe regiony są przepiękne, bardzo charakterystyczne i aż chce się tam wracać. Samo poruszanie się tych drogach, miastach, murach zamków, gospodach, łaźniach, polach czy lasach i wzdłuż malowniczych jezior i strumyków sprawia ogromną przyjemność. Tu się gra, tu się podziwia, tu się zachwyca kunsztem projektantów 3D, którzy dołożyli niesamowitych starań, żeby z każdej, choćby najdrobniejszej znaczeniowo lokacji stworzyć coś unikatowego, klimatycznego i zapadającego w pamięć.
Mam też wrażenie, iż celowo w grze dzień jest jakby dłuższy i częściej występuje ładna pogoda o pełnym słońcu, bo wtedy świat wygląda najlepiej. Mimo wszystko brakuje mi tu częstszych mglistych poranków, czy mglistych zachodów słońca. Te występują, ale jakoś tak za rzadko. Szkoda, bo też są niezwykle urokliwe.
Na plus muszę też uznać mnóstwo nowych charakterystycznych twarzy. Czuć znacznie większe urozmaicenie NPC-ów, choć oczywiście parobkowie czy wieśniacy i bandyci bardzo często są po prostu powtarzalni.
Wady? Jakie wady?
O wadach będzie krótko. Zdarzają się drobne błędy, takie jak glitche graficzne, migające cienie w cutsenkach majaczące w oddali, niedopasowany głos NPC-a (inny w grze, inny podczas grania w kości z tą samą osobą), nadmierna ilość deszczu w animacji podczas złej pogody. Raz zostałem po złej stronie drzwi po cutscence, których to już nie dało się otworzy. Jeden quest nie chciał mi się aktywować, część osiągnięć na Steam nie została mi przyznana pomimo spełnienia warunków, a innym razem trafiałem na elementy odzienia leżące gdzieś bez przypisanych tekstur. Były to jednak drobne wyjątki albo znane problemy, które będą zaadresowane już w dniu premiery. Recenzenci otrzymali grę na miesiąc przed premierą i w międzyczasie pojawił się jeden większy patch, który już część z tych problemów eliminował. Jak na grę tego kalibru i tej wielkości to są wszystko i tak rzeczy co najmniej wybaczalne.
Wydaje mi się, iż mechanika kowalstwa jest nieco wciśnięta na siłę, ale przeważnie w ogóle nie trzeba z niej korzystać. Po prostu wydaje się nieco odstawać od całej reszty gry i w tym kontekście martwi mnie, iż jeden z głównych fabularnych DLC zapowiedzianych na ten rok do KCD2 ma się kręcić wokół tej tematyki.
Można też się przyczepić do tego, iż wynikające z roadmapy darmowe usprawniania do gry, czyli możliwość zmiany fryzury, tryb hardkorowy, wyścigi konne mające pojawiać się między wiosną a latem tego roku, powinny być w grze od samego początku. To jednak mało istotne zarzuty, nie są w stanie zmienić całościowego odbioru efektu końcowego, jakim jest Kingdom Come: Deliverance 2 na premierę, czyli gra praktycznie doskonała i zapadająca w pamięć na długie lata.
Po ponad 150h chcę jeszcze
Grę skończyłem niemal w 100%. Zwiedziłem każdy zakątek, przeszedłem całą fabułę i prawie wszystkie misje poboczne poza jedną i być może kilkoma ukrytymi, które nie występują w formie znaczników zleceniodawców. Oczyściłem każdy obóz wrogów i jeden etap przeszedłem choćby dwa razy na dwa różne sposoby.
Ta gra jest ogromna i wypełniona fenomenalną fabułą, świetnymi questami i zapadającymi w pamięć postaciami i naprawdę porządnymi romansami. To czeskie opus magnum, które po ponad 150h nie znudziło mi się ani trochę i z niecierpliwością czekam na zapowiedziane już dodatki. Wierzę, iż będę do tej gry wracał jeszcze wielokrotnie, tak samo jak wracałem do KCD1. Kingdom Come: Deliverance 2 to jedna z najlepszych gier, w jakie grałem w życiu. Jest przepiękna, urokliwa, wciągająca i przygotowana tak pieczołowicie, iż niemal cała reszta branży może się od Warhorse uczyć. To była po prostu wspaniała przygoda. Audentes Fortuna Iuvat!
Ocena gry 10/10
Kopię do recenzji dostarczył nam dystrybutor gry w Polsce: PLAION Polska.
Premiera gry w Kingdom Come: Deliverance 2 odbędzie się 4 lutego 2025 roku na PC i konsolach nowej generacji. Zrzuty ekranu pochodzą z wersji PC ogrywanej na najwyższych ustawieniach graficznych.
Dostępność gry w sklepie
Kingdom Come: Deliverance II - Day One Edition Gra PC
239 zł
Kingdom Come: Deliverance II - Gold Edition Gra PC
309 zł
Kingdom Come: Deliverance II - Day One Edition Gra PS5
279 zł
Kingdom Come: Deliverance II - Day One Edition Gra XBOX SERIES X
279 zł
[info]Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News[/info]
Zobacz więcej: