Gry wyścigowe, które wciąż robią robotę

2 godzin temu

Wyścigi to jeden z najstarszych gatunków gier wideo. Jego początki sięgały roku 1970, a z czasem ewoluowały na dwa osobne nurty. Symulatory, gdzie liczy się każdy detal i możemy spędzać godziny na dostosowaniu auta pod odpowiedni tor, oraz wyścigi zręcznościowe, w których liczy się sama rywalizacja. Z czasem oba podgatunki zaczęły się łączyć, dając nam graczom większy wybór. Sztandarowym przykładem jest uwielbiana przeze mnie Forza Horizon. Nie raz wyciągam kierownice z szafy, aby zasiąść za kółkiem wirtualnej maszyny i pokazać kto tu jest prawdziwym mistrzem. Wraz z zespołem Pograne przygotowałem dla was listę “ścigałek”, obok których nie można przejść pbojętnie. Zaznaczam, iż ta jest całkowicie subiektywna, a kolejność tytułów przypadkowa. No to jedziemy!

Burnout 3 (Jakub)

Co to był za tytuł -dla mnie rewolucyjny. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłem Burnouta 3 u znajomego – nie mogłem wyjść z podziwu. Dwa główne elementy, które zapadły mi w pamięć: rozwałka i świetny soundtrack, który pompował adrenalinę prosto do żył. Niesamowite prędkości i możliwość wyeliminowania przeciwnika były czymś zupełnie nowym. Wcześniej znałem tylko serię Need For Speed, a tutaj okazało się, iż choćby bez tuningu czy masy licencji da się stworzyć świeże wyścigi, których intensywność w tamtych czasach biła konkurencje na głowę. Oprócz tego, dodatkowe tryby w tym kultowy w gronie znajomych – CRASH, gdzie trzeba było dokonać jak największych szkód na ruchliwej ulicy. To właśnie od tej odsłony zaczęła się moja miłość do tej nietuzinkowej serii i aż szkoda, iż najpewniej nie dostaniemy już kolejnego Burnouta.

Split/Second (Artur)

Split/Second to dla mnie jeden z tych tytułów, które zaskoczyły mnie totalnie. Myślałem, iż to po prostu kolejna arcade’owa “ścigałka”, ale już po pierwszych minutach rozgrywki wiedziałem, iż to coś innego. Wyobraźcie sobie wyścigi, w których nie tylko liczy się prędkość i umiejętności, ale także strategiczne wysadzanie wszystkiego dookoła.

Tutaj trasa nigdy nie jest stała – można odpalić eksplozję, która zmiecie przeciwnika, zmieni układ toru albo otworzy nową ścieżkę. Każdy wyścig to prawdziwe widowisko rodem z hollywoodzkiego filmu akcji, w którym helikoptery zrzucają beczki, a mosty zawalają się tuż przed maską. Do tego dochodzi fenomenalna muzyka, podkręcająca tempo i sprawiająca, iż każde okrążenie jest czystą adrenaliną.

Dla mnie to jeden z tych wyścigów, które pokazują, iż można zrobić coś więcej niż tylko jazdę po torze. Split/Second to gra, w której nie chodzi o licencje czy realistyczne modele aut – tu chodzi o frajdę i emocje. I to właśnie dlatego do dziś wspominam ją jako jedną z najlepszych ścigałek, jakie kiedykolwiek trafiły w moje ręce.

Przeczytaj także

Walka z Backlogiem: Split/Second (XSX) – recenzja. Wyścigi inni niż wszystkie

Need for Speed: Most Wanted (2005) (Artur)

To był ten Need for Speed, który ustawił poprzeczkę tak wysoko, iż żadna kolejna odsłona serii nie była w stanie jej dosięgnąć. Most Wanted miał wszystko, co sprawia, iż wyścigi mogą być czymś więcej niż tylko jazdą od punktu A do B. Fabuła, która wciągała jak na arcade’ową “ścigałkę”, swoboda eksploracji, niesamowity klimat, soundtrack, który do dziś mam w głowie, i – co najważniejsze – wolność.

Gra wrzucała nas w świat nielegalnych wyścigów, gdzie celem było wspinanie się po Blacklist – liście najbardziej poszukiwanych kierowców w mieście. Każdy rywal miał swoją osobowość, własne auto i styl jazdy, a całość była podlana świetnymi przerywnikami filmowymi, które nadawały temu wszystkiemu wręcz filmowego charakteru.

Ale Most Wanted to przede wszystkim wolność – mogliśmy pędzić po otwartym świecie, szukać skrótów, uciekać przed policją i wyzywać na pojedynki kogo tylko chcieliśmy. A pościgi? To była inna liga. Do dziś żaden NFS nie dostarczył tak intensywnych ucieczek, podczas których gliny były bezlitosne, a otoczenie dawało mnóstwo sposobów na ich zgubienie. Dźwięk silnika, soundtrack pompujący adrenalinę i ten moment, gdy w ostatniej chwili unikamy blokady drogowej – to było złoto.

To był szczyt serii. Każda kolejna odsłona próbowała powtórzyć ten sukces, ale żadna nie miała tej samej magii. Most Wanted z 2005 roku to dla mnie esencja Need for Speed – gra, która do dziś pozostaje niepokonana.

Wreckfest (Jakub)

Na Wreckfest wpadłem przypadkiem, dzięki Xbox Game Pass i od razu tytuł inspirowany kultowym Destruction Derby przypadł mi do gustu. To w miarę proste w swoich założeniach wyścigi, ale wzbogacone o kilka ciekawych modyfikatorów. Poza rozwałką przyjdzie nam brać udział w wyścigu kosiarek czy zasiąść za kierownicą sofy na kółkach. To lekko niepoważne podejście sprawiło, iż Wreckfest gwałtownie uzależnia. Pod płaszczem tych zawodów, kryje się bardzo kompetentna ścigałka,gdzie niekoniecznie pokierujemy super samochodami, a właśnie gratami przeznaczonymi na złom.

GRID Legends (Jakub)

Nigdy nie byłem fanem serii GRID, zresztą ona jako pierwsza zaczęła romansować z hybrydą symulatora i gry zręcznościowej, a choćby wprowadziła cofanie czasu podczas wyścigów. Super samochody, wielkie mistrzostwa i rywale, których poznajemy w przerywnikach filmowych z prawdziwymi aktorami. To wszystko sprawia, iż otoczka zmagań sportowychbuduje tu ogromny klimat. Bo imiona w tabeli wyników to nie tylko zbiór liter, a żywi ludzie. Przez co wygranie z nimi budzi ogromną satysfakcję, choćby jeżeli to komputerowy przeciwnik. pozostało jeden powód, dla którego tak zachwalam GRID Legends, świetny model jazdy. W końcu za grę odpowiadało Codemasters, więc nie ma się co dziwić. Tytuł ten szczególnie sprawdzał się na kierownicy i nie mogłem sobie odmówić jeszcze jednego wyścigu.

Forza Horizon 5 / Burnout Paradise (Paweł)

Ciężko mi było wybrać jeden tytuł, dlatego zdecydowałem się na dwa. Obie te pozycje uwielbiam za otwarty świat, przepiękną grafikę oraz fantastycznie odwzorowane uczucie prędkości. Forza to idealna gra na spokojną sesję po długim i męczącym dniu. Siadasz przed konsolą i jeździsz po bezdrożach, odblokowując coraz to więcej wypaśnych samochodów. Burnout z kolei doskonale nadaje się na rozładowanie złości oraz frustracji. Podczas wyścigów co chwila ktoś wypada z toru w towarzystwie satysfakcjonujących dogłosów wyginanej blachy. Iskry sypią się na każdym zakręcie, części pojazdów latają na lewo i prawo. Po prostu istny chaos i czysta rozwałka. Wskazałem te dwie produkcje, ponieważ odpalam je w zależności od mojego nastroju. Uważam również, iż obie są świetnymi przedstawicielkami wyścigów, które każdy powinien mieć w swojej kolekcji.

Race Driver: Grid (Marcin)

Miałem zabrać się pierwotnie za kolejną część serii Need For Speed, ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie o tytule, które wziął poniekąd z zaskoczenia, a przy okazji sprawił, iż długo nie mogłem podnieść szczęki z podłogi. Mowa oczywiście jest o Race Driver Grid z 2008 roku. Czym sobie zasłużyła ta produkcja, by wylądować na tej liście?

W zasadzie to wszystkim, jest to produkt niemalże idealny. Jednakże może od początku. Czymże jest omawiana gra? To szósta część serii ToCa Race Driver, czyli znanej fanom symulacyjnej zabawy seria od Codemasters. Jako świeżo upieczony kierowca, wskakujemy w świat wyścigów na zamkniętych trasach. Po chwili oglądamy krótkie intro przedstawiające ziemię z kosmosu, by następnie zasiąść za sterami Dodge Vipera, wykonując pętlę w Stanach Zjednoczonych. Szybki test naszych umiejętności i wskakujemy do naszego pierwszego garażu, gdzie przez następne sezony będziemy bić rekordy torów oraz rozbudowywać swoją reputację na arenie międzynarodowej.

Sama rozgrywka dzieliła się na kategorie opisane literami od A do C. Każda kategoria oferowała inny poziom wyzwań i powodowała, iż musieliśmy nie tylko powiększać swój garaż o coraz to silniejsze wozy, ale także szlifować swoje umiejętności, by móc partycypować w trudniejszych zawodach. Wyścigi dzielą się takżę na trzy grupy. Dostaliśmy zatem rozgrywkę na torach Europejskich, Japońskich oraz Amerykańskich.. W Japonii mieliśmy konkursy drifterskie, natomiast w takim USA istotą rywalizacji była moc pod maską więc główną rolę grały tu samochody klasy muscle i ich dominacja na prostych torach ulicznych.

Poza budowaniem naszego zespołu najważniejszym aspektem tej gry była jazda. Ta zrealizowana z rozmachem i poczuciem głębi. Każde z aut prowadziło się w inny sposób, oddając ducha danej marki. Do naszej dyspozycji oddane zostały 43 pojazdy, w tym też bolidy znane z formuły klasy 3. Tytuł ten wymagał od nas nie tylko zręczności, opanowania, ale i także byśmy w miarę możliwości pokonywali trasy bez kolizji, gdyż samochody posiadały dość zaawansowany model zniszczeń, który potrafił wybić nas całkowicie z wyścigu, jeżeli dostatecznie forsowaliśmy nasz wóz, lub spowodowaliśmy uderzenie w bandę z wielką prędkością. Na szczęście dla niedzielnych kierowców przygotowano kilka poziomów trudności i możliwość cofania czasu w kilkanaście sekund by w ten sposób można było uniknąć kraksy, bądź poprawić drobne błędy. Ilość takich „powtórek” była również zależna od wybranego przez nas poziomu trudności, a nagrodą za ich brak było wysokie premiowanie reputacji oraz większą ilość gotówki.

Polecam ten tytuł każdemu, kto chciałby zapoznać się ze światem gier symulacyjnych. Gra jest immersyjna, wciąga na wiele godzin, a wisienką na torcie są tutaj 24 wyścigi Le Mans, które może nie realizowane są tyle samo, jak nazwa wskazuje, ale wymuszą od was skupienia na torze i nauczą pokory.

Mario Kart 8 Deluxe & Crash Team Racing Nitro-Fueled (Kacper)

Nie spodziewałem się, ale od kilku już lat, gdy myślę o swoich ulubionych grach wyścigowych, to pierwsze do głowy przychodzą mi Kart Racery. Będąc dokładniejszym, są to Mario Kart 8 w wersji Deluxe na konsolę Nintendo Switch oraz remake Crash Team Racing.

Pierwsza z nich to światowy fenomen, którego poprzednie odsłony były inspiracją dla wielu innych tego typu produkcji, również dla CTR. Uważam, iż to wręcz tytuł obowiązkowy dla posiadaczy popularnego „Pstryczka”. Świetna gra, przy której spędziłem mnóstwo czasu, zarówno grając samemu, jak i rywalizując z przyjaciółmi na kanapie, na podzielonym ekranie. Mało jest tak dziwnie satysfakcjonujących rzeczy jak wykorzystanie jednego z wielu „power-up’ów”, za pomocą którego twoja żona, siostra czy kumpel wyłożą się przed samą metą. Niestety, mało jest równie irytujących rzeczy, gdy spotka to Ciebie.

Crash Team Racing nigdy nie był tak popularny jak wyścigi Hydraulika i jego ekipy, ale nie zdziwiłbym się, gdyby w Polsce miał porównywalną, jeżeli nie większą liczbę fanów. W końcu to tytuł, który ukazał się niegdyś ekskluzywnie na pierwszym PlayStation, a na nim wychowało mnóstwo graczy w naszym kraju.

W obu tych produkcjach nie znajdziemy żadnego realizmu ani świetnej grafiki. To produkcje nastawione na szaloną zabawę, nieprzewidywalność oraz kolorową, bajkową wręcz oprawę graficzną. Jeśli, podobnie jak mnie kilka lat temu, złapie was znużenie dążącymi wręcz do symulacji realistycznymi wyścigami, to te dwa Kart Racery powinny was zainteresować.

Podsumowanie

A jakie są Wasze ulubione produkcje z tego gatunku? Zdajemy sobie sprawę, iż zabrakło tutaj kilku mocnych kandydatów, ale o to właśnie chodziło. Wyścigi to bardzo obszerny gatunek gdzie jest wiele świetnych produkcji, a nie tylko Forza i Gran Turismo. jeżeli dobrze poszperamy to, znajdziemy kilka unikatowych perełek, takich jak Blur czy Project Gotham Racing, jednak to już jest opowieść na inny czas.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału