Bombshell wraca z hukiem. Ion Fury: Aftershock na PlayStation 4 to całkiem spore rozszerzenie, które dostarcza kolejną porcję nostalgicznej rozwałki w stylu lat 90. Wcielając się ponownie w Shelly Harrison, gracze otrzymują 15 nowych poziomów, świeże bronie i kontrowersyjny motocykl. Czy to wystarczy, aby przekonać fanów oryginału do powrotu do Neo DC?
Spis Treści
- Heskel znowu ucieka
- Znana formuła z drobnymi zmianami
- Świeże zabawki w arsenale
- Road Ripper i jego problemy
- Nowe poziomy do eksploracji
- Oprawa
- Czy warto sięgnąć po dodatek?
Heskel znowu ucieka
Dodatek Aftershock rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z podstawowej gry. Dr Jadus Heskel, któremu głosu użycza legendarny Jon St. John, uciekł wymiarowi sprawiedliwości i kontynuuje swoje transhumanistyczne eksperymenty. Shelly postanawia utopić smutki w barze Vesuvius na dachu jednego z budynków. Odpoczynek gwałtownie się kończy, gdy atakuje armia cyberkultystów. To klasyczny pretekst do kolejnej rundy masakry. Historia prowadzi nas przez kluby skąpane we krwi, opuszczone place budowy, futurystyczne centrum handlowe i wulkaniczną kryjówkę antagonisty.

Fabuła pozostaje papierowa i nikt nie powinien się tego spodziewać inaczej. W grach na Build Engine nigdy nie chodziło o głęboką narrację czy skomplikowane zwroty akcji. Otrzymujemy kilka statycznych ekranów z tekstem, garść przerywników i prosto do roboty. Dokładnie tak powinno być w klasycznej strzelance z lat 90. Voidpoint wie, czego gracze oczekują od Aftershock. Intensywna akcja, nie fabularne rewelacje. Dostajemy dokładnie to, czego można było oczekiwać po dodatku do retro FPS-a.
Znana formuła z drobnymi zmianami
Rozszerzenie to więcej tego samego w najlepszym tego słowa znaczeniu. Szybkie tempo, ciągły ruch i poszukiwanie kolorowych kart dostępu. jeżeli podstawka Was wciągnęła, tutaj będziecie równie zadowoleni. jeżeli irytowała Was eksploracja i backtracking, dodatek nic nie zmienia. Rozszerzenie wydaje się bardziej frenetyczne niż oryginał. Twórcy celowali w podejście w stylu Dooma z ciągłym bieganiem i strzelaniem. Chwila nieuwagi może kosztować życie.

Nawet na najłatwiejszym poziomie trudności fale wrogów atakują ze wszystkich stron. Potrafią przytłoczyć i zmusić do wykorzystania pełnego arsenału. To nie jest przesadnie trudne w porównaniu do podstawki. Wymaga jednak skupienia i ciągłej mobilności, dokładnie tak, jak w klasycznych strzelankach z tamtej epoki. Dla weteranów twórcy wprowadzili nowy poziom trudności Angel of Death. Sprawia on, iż choćby zwykli przeciwnicy stają się śmiertelnym zagrożeniem. Wymaga to perfekcyjnej strategii i zimnej krwi.
Nowe zabawki w arsenale
Disperser, czyli shotgun Shelly, zyskał nowe tryby działania. Może teraz wystrzeliwać wybuchowe pociski oraz granaty gazowe. Świetnie sprawdza się podczas wykurzania wrogów z ciasnych korytarzy. Prawdziwą perłą arsenału jest nowa broń energetyczna inspirowana legendarnym BFG. Zamienia przeciwników w kałuże gęstej mazi w niezwykle satysfakcjonujący sposób. Dźwięk wystrzału, wibracje pada i animacja destrukcji składają się na świetne doświadczenie. Idealnie wpisuje się to w klimat klasycznych gier na Build Engine.

Każda broń w arsenale Bombshell wymaga teraz przemyślanego podejścia taktycznego. Uniwersalne rozwiązanie na wszystkie sytuacje po prostu nie istnieje. Możliwość zmiany sposobu ataku sprawia, iż stare narzędzia czują się świeżo. Walka pozostaje ekscytująca przez całą kampanię. Do tego dochodzą ulepszone animacje przeładowania i nowe efekty dźwiękowe. Sprawiają, iż masakrowanie armii cyberkultystów nie nudzi się choćby po wielu godzinach.
Road Ripper i jego problemy
Najbardziej radykalnym dodatkiem w Aftershock jest Road Ripper. To futurystyczny motocykl odblokowany w połowie kampanii. Pozwala mknąć po miejskich autostradach i skakać między dachami budynków. Możemy choćby rozwalać wrogów salwami naprowadzanych rakiet. Brzmi ekscytująco, ale wykonanie niestety kuleje. Gra nagle wprowadza elementy wyścigów z checkpointami. Kompletnie nie pasują do reszty rozgrywki. Początkowe sekcje są proste i przyjemne. gwałtownie jednak ewoluują w wąskie ścieżki pełne pułapek.

Pułapki powodują natychmiastową śmierć. Precyzja sterowania analogiem pada zostaje wystawiona na bolesną próbę. Funkcja szybkiego wczytywania była używana znacznie częściej niż przyspieszenie. To pokazuje pewien problem z balansem trudności. Mimo tych wad przejażdżki po wodnych kanałach miasta są efektowne. Pęd przez runące budynki urozmaica standardową formułę strzelanki. Voidpoint próbowało wprowadzić coś świeżego. Road Ripper czuje się jednak jak symboliczny dodatek. Mógł być lepiej zintegrowany z całością doświadczenia.
15 nowych poziomów do eksploracji
Dodatek dostarcza piętnaście rozległych etapów. Są wypakowane po brzegi sekretami i ukrytymi pomieszczeniami. Liczne nawiązania do popkultury sprawiają, iż przeszukiwanie ich staje się niemal obowiązkowe. Gracze pragnący zobaczyć wszystko mogą spędzić w grze ponad dwanaście godzin. Ci skupieni na głównym wątku przejdą dodatek w połowę tego czasu. Projektowanie poziomów jest tu na naprawdę wysokim poziomie. Voidpoint wypycha dwudziestosiedmioletni silnik Build Engine do granic możliwości. Tworzy masywne areny pełne detali i interaktywnych elementów.

Problem pojawia się czasami z nadmiarem szczegółów wizualnych. W niektórych lokacjach dzieje się za dużo jednocześnie. Trudno odróżnić wrogów od reszty bałaganu na ekranie. To prowadzi do frustrujących momentów. Przeciwnik ukryty za elementami scenerii może nas zaskoczyć. Po prostu nie dostrzeżemy go w chaosie wizualnym. Mimo tego każda lokacja czuje się unikalna. Świetnie wykorzystuje cyberpunkowy setting. Od pulsujących neonami klubów po industrialne tunele prowadzące do wulkanicznej twierdzy Heskela.
Oprawa techniczna
Grę testowałem ponownie na PlayStation 5 i przez większość czasu działała w stabilnych 60 FPS-sach. Drobne spadki pojawiają się podczas najbardziej intensywnych scen. Dziesiątki wrogów na ekranie i efekty eksplozji wypełniają przestrzeń. Sprite’y 2D wykonano z najwyższą starannością. Mięsno-metalowe mutanty wyglądają świetnie i są płynnie animowane. To charakterystyczne dla klasycznych gier na Build Engine. Muzyka niestety nie powala na kolana. Niektóre utwory pasują idealnie do cyberpunkowej atmosfery. Inne są na tyle niewyróżniające się, iż zapomni się je po chwili. To rozczarowanie w porównaniu do pamiętnych soundtracków z oryginałów tamtej epoki.

Aktorstwo głosowe pozostaje konsekwentnie solidne. Valerie Michelle Arem jako Shelly wystrzeliwuje one-linery nasycone popkulturowymi odniesieniami. To kobieca wersja Duke’a Nukema. Jon St. John ponownie świetnie wcielił się w rolę przebiegłego dr Heskela. Dostarcza złowieszczego i drwiącego głosu. Doskonale pasuje do antagonisty. Sterowanie na padzie bywa problematyczne przy precyzyjnym celowaniu. Dotyczy to odległych czy gwałtownie poruszających się celów. Częste autozapisy i szybkie loadingi skutecznie łagodzą frustrację. Nagłe śmierci podczas najtrudniejszych fragmentów kampanii nie są już tak irytujące.

Czy warto sięgnąć po dodatek?
Muszę przyznać, iż Ion Fury: Aftershock to solidny dodatek stworzony z myślą o fanach podstawowej gry. Gracze, którzy tęsknili za kolejną porcją nostalgicznej rozwałki, znajdą tu to, czego szukali. Dostajecie więcej intensywnej akcji, rozbudowane poziomy pełne sekretów i nowe zabawki. Ulepszona broń i kontrowersyjny motocykl urozmaicają rozgrywkę. Problemy znane z oryginału pozostają praktycznie nietknięte. Czasami frustrująca eksploracja i nadmiar popkulturowych odniesień wciąż są obecne. Nie psują jednak ogólnego wrażenia dla tych, którzy już zaakceptowali specyfikę tej serii.
Nowi gracze powinni zacząć od podstawowej wersji Ion Fury. Poznają mechanikę i zdecydują, czy ten styl retro FPS do nich przemawia. Aftershock to dodatek dla tych, którzy pokochali pierwotną przygodę Shelly. Chcą więcej tego samego w świeżym opakowaniu, bez rewolucjonizowania formuły. Dla hardkorowych fanów klasycznych strzelanek z lat 90. to praktycznie obowiązkowa pozycja. Dostarcza solidną porcję rozrywki i pokazuje, iż Build Engine wciąż ma coś do powiedzenia.
Ion Fury – recenzja (PS4). Pikselowa uczta dla fanów Duke Nukem
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

5 dni temu
















