Ion Fury – recenzja (PS4). Pikselowa uczta dla fanów Duke Nukem

1 tydzień temu

Powrót do korzeni w futurystycznym wydaniu. Ion Fury na PS4 to mieszanka nostalgii z lat 90. i nowoczesnych rozwiązań, która może zaskoczyć zarówno weteranów gatunku, jak i młodszych graczy. Czy ta cyberpunkowa strzelanka zdoła przekonać do siebie fanów klasycznych FPS-ów? Sprawdźmy to razem.

Spis Treści

  • Nostalgiczny powrót do lat 90.
  • Bombshell w akcji
  • Arsenal zniszczenia
  • Silnik Build Engine w 2025 roku
  • Eksploracja i sekrety
  • Wersja na PS4 – jak się sprawdza?
  • Werdykt

Nostalgiczny powrót do lat 90.

Ta produkcja nie udaje retro – ona po prostu nim jest. Stworzona przez zespół Voidpoint na legendarnym silniku Build Engine, tym samym, który napędzał Duke Nukem 3D, Blood czy Shadow Warrior, produkcja od pierwszych minut daje jasno do zrozumienia, czym jest. To autentyczna strzelanka z lat 90., która nie próbuje maskować swojego pochodzenia nowoczesnymi rozwiązaniami. Już samo uruchomienie gry przenosi nas w czasie.Pikselowa grafika, szybkie tempo rozgrywki i charakterystyczny feeling starych produkcji – wszystko to sprawia, iż Ion Fury może wywołać u starszych potężną dawkę nostalgii.

Młodsi gracze mogą początkowo być zaskoczeni tym, jak inaczej podchodzi do siebie ta produkcja w porównaniu do współczesnych strzelanek. Tempo jest zabójcze – bohaterka pędzi po poziomach z prędkością światła, a wrogowie atakują ze wszystkich stron. Nie ma tutaj osłon, regenerującej się energii czy nowoczesnych udogodnień. Jest za to czysta, surowa rozgrywka, która wymaga od gracza ciągłego ruchu i szybkich refleksów.

Bombshell w akcji

Wcielamy się w Shelly „Bombshell” Harrison, ekspertkę od rozminowywania z Global Defence Force. Kiedy transhumanistyczny naukowiec dr Jadus Heskel wypuszcza swój cybernetyczny kult na Neo DC, Bombshell musi wykorzystać swoje umiejętności w nieco inny sposób – zamiast rozbrajać bomby, zaczyna wysadzać wszystko dookoła. Shelly to postać, która idealnie wpisuje się w klimat gier z tamtych lat. Sypie dowcipnymi komentarzami („Dance, fucker, dance!” – mówi, gdy wróg skacze w płomieniach), jest pewna siebie i nie boi się żadnego wyzwania.

Jej charakter przypomina najlepsze tradycje protagonistów z ery Duke’a Nukema, ale jednocześnie stanowi świeży punkt widzenia jako silna kobieca postać w męskim świecie strzelanek. Historia może nie powala na kolana, ale świetnie pełni swoją funkcję jako pretekst do rozrywki. Prosta fabuła o zatrzymaniu szalonego naukowca służy głównie jako rama dla intensywnej akcji. W tytułach tego typu liczy się przede wszystkim gameplay, a Ion Fury doskonale o tym wie.

Arsenal zniszczenia

Broń w Ion Fury to prawdziwa uczta dla zmysłów. Każda z dostępnych dziesięciu pozycji ma swój unikalny charakter i alternatywny tryb strzelania. Rewolwer może namierzać kilku wrogów jednocześnie, kusza wystrzeliwuje naelektryzowane bełty, a w trybie alternatywnym staje się szaloną maszynką do zabijania. Perłą arsenału są podwójne Uzi z pociskami zapalającymi – widok płonących wrogów nigdy się nie nudzi, choć amunicja do tej broni kończy się niepokojąco szybko.

Shotgun brzmi mięsiście i satysfakcjonująco, dokładnie tak, jak powinien w klasycznej strzelance. Bowling bombs można naładować, aby samodzielnie szukały najbliższego wroga – to rozwiązanie równie zabawne, co skuteczne. Każda broń wymaga innego podejścia taktycznego. W przeciwieństwie do nowoczesnych strzelanek, gdzie jedna uniwersalna broń może załatwić większość problemów, tutaj trzeba świadomie przełączać się między różnymi narzędziami zniszczenia w zależności od sytuacji. To sprawia, iż walka pozostaje świeża i wymagająca przez całą przygodę.

Silnik Build Engine w 2025 roku

Korzystanie z 25-letniego silnika to jednocześnie największa siła i słabość Ion Fury. Z jednej strony gra wygląda autentycznie – nie próbuje imitować grafiki z lat 90., ona faktycznie ją reprezentuje. Pikselowe tekstury, charakterystyczne animacje i specyficzna geometria poziomów to elementy, których po prostu nie da się odtworzyć na nowoczesnych silnikach. Z drugiej strony, ograniczenia technologiczne są odczuwalne.

Wrogowie w oddali mogą być trudni do namierzenia, a niektóre elementy gameplayu, jak auto-aim, czasami działają nieprzewidywalnie. Na PlayStation 5 gra działa w stabilnych 60 FPS w 4K. Poziomy są ogromne i pełne detali – znacznie większe niż w oryginalnych grach z lat 90., ponieważ współczesny sprzęt nie ma problemów z ich obsługą. To jednocześnie zaleta i wada – eksploracja może być czasem męcząca, a orientacja w przestrzeni bywa problematyczna.

Eksploracja i sekrety

Omawiane Ion Fury jest prawdziwą kopalnią sekretów. Każdy poziom skrywa dziesiątki ukrytych pomieszczeń, bonusowych przedmiotów i nawiązań do popkultury. Znalezienie ich wszystkich to prawdziwe wyzwanie, które wymaga dokładnego przeszukania każdego zakamarka. Tradycyjne „klikanie ścian” w poszukiwaniu ukrytych przejść powraca w pełnej krasie. Gra posiada wbudowaną mapę, która ułatwia orientację, ale sekrety pozostają dobrze ukryte.

Czasami trzeba wskoczyć na parawan, potem na znak drogowy, balkon, gzyms – i tam na szczycie czeka nagroda. System eksploracji może być jednak frustrujący dla graczy przyzwyczajonych do nowoczesnych rozwiązań. Brak znaczników na mapie i konieczność samodzielnego odnajdywania drogi może zniechęcić mniej cierpliwych użytkowników. To zdecydowanie pozycja dla tych, którzy lubią łamigłówki środowiskowe i nie boją się błąkania po lokacjach.

Wersja na PS4 – jak się sprawdza?

Port na PlayStation 4 (testowany na PS5) wypada całkiem przyzwoicie. Sterowanie zostało dobrze przystosowane do pada – auto-aim pomaga w celowaniu, choć czasami może działać nieprzewidywalnie. Największym problemem wersji konsolowej może być precyzyjne celowanie analogiem, szczególnie do przeciwników znajdujących się w dużej odległości. Latające wrogi z poszukującymi pociskami potrafią sprawić problemy choćby doświadczonym graczom.

Na szczęście częste autozapisy łagodzą frustrację związaną z nagłą śmiercią. Grafika, choć oczywiście datowana, prezentuje się lepiej, niż mogłoby się wydawać. Artystyczny styl gry świetnie maskuje ograniczenia techniczne, a charakterystyczne dla Build Engine efekty świetlne dodają klimatu.

Werdykt

Podsumowując, Ion Fury to gra, która doskonale wie, czym jest i dla kogo została stworzona. To autentyczna strzelanka z lat 90., która nie udaje nowoczesności ani nie próbuje zadowolić mas. Zamiast tego oferuje intensywną, surową rozgrywkę dla tych, którzy pamiętają złote czasy gatunku.

Wersja na PS4 może nie być idealna – sterowanie padem nie zawsze sprawdza się tak dobrze jak mysz i klawiatura, a niektóre elementy gameplay’u pokazują swój wiek. Mimo to, dla odpowiedniej grupy graczy Ion Fury może okazać się prawdziwą perełką.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Idź do oryginalnego materiału