Cytat z czasopisma TIPSOMANIAK z 2008 roku:
"W dobie powszechnego dostępu do sieci dystrybucja
internetowa zyskuje na znaczeniu z roku na rok (...) Kwestię [dystrybucji
cyfrowej] poruszyli podczas spotkania zaaranżowanego przez Davida Perry'ego
legendarni deweloperzy - Peter Molyneux, Raph Koster, Chris Taylor, Neil Young
oraz była twarz Sony - Phil Harrison. Koster rozpływał się w zachwytach nad
dystrybucją internetową oraz możliwościami sieci w ogóle (...) Zgodziwszy się z
nim, Chris Taylor, który zauważył w dystrybucji cyfrowej szansę na ograniczenie
piractwa, podsumował "granie na pecetach, jakie znamy, umarło...
bezpieczne granie to przyszłość. Phill Harrison mówił o pokoleniu dzieci, które
nigdy nie kupią niczego zapisanego na fizycznych nośnikach. Mimo sprzeciwu Younga
Harrison stwierdził, iż kończy się czas klasycznej dystrybucji gier czy muzyki
(...) Sprzedaż gry za pośrednictwem internetu (choćby poprzez coraz
popularniejszy Steam czy Gametap) może znacząco zredukować koszty wydania
tytułu. Tłoczenie płyt, wydruk
instrukcji, pudełko, transport i pośrednictwo stanowią w końcu niebagatelną
część sklepowej ceny gry".
Powyższy cytat z 2008 roku pokazuje wam dobitnie jakie bajki sprzedawały nam korporacje, którym zależało na tym aby gracze zaakceptowali nowy rodzaj gamingu. Koniec z grami na nośnikach i zarazem początek nowej ery gier cyfrowych (wypożyczanych, a nie kupowanych), które miały być tańsze. Owszem zgodnie z prawem nikt, nigdy nie kupował gier, kupowaliśmy tylko nośniki (dyskietki, płyty) z grami. Podobnie jest z książkami - jeżeli kupiłeś np. powieści Tokiena to też nie miałeś do nich praw bo to nie ty byłeś autorem. Faktem jednak było to, iż zarówno gra na nośniku jak i książka były twoje. Firma, która stworzyła grę mogła zbankrutować, autor kupionej książki umrzeć ale ty dalej miałeś w domu to co kupiłeś. Do grania w kupioną na nośniku grę wystarczył komputer, a internet nie był do niczego potrzebny (no chyba, iż gra miała możliwość aktualizacji to mogłeś włączyć sieć i sprawdzić, czy jest coś nowego na serwerach). Kupioną grę /książkę mogłeś sprzedać jak ci się znudziła. Nigdzie nie podawałeś swoich danych osobowych, pani w sklepie z grami nie wiedziała kim jesteś - płaciłeś i miałeś grę. W 2022 roku wszędzie musisz się rejestrować, do wszystkiego masz dystrybucję cyfrową, nic nie jest twoje bo wszystko masz w formie cyfrowej. Steam, EAapp, Blizzard, Epic wszyscy wymagają od ciebie danych osobowych, kontrolują to jak grasz, kuszą cię osiągnięciami i kontaktem ze znajomymi, choćby w grach jednoosobowych dodają zabezpieczenia DRM, które zmuszają cię do ciągłego bycia online.
Może tobie osobo czytająca ten artykuł się to podoba ale moim zdaniem świat dystrybucji cyfrowej jest straszny. To jak wygląda kupowanie gier komputerowych (i coraz częściej książek, komiksów oraz muzyki) w roku 2022 bardzo mi się nie podoba. Niestety wszystko wskazuje na to, iż dawny świat już nie wróci. Człowiek przyszłości nic nie będzie posiadał bo wszystko będzie na abonament, jak się da to tylko w wersji cyfrowej. Ludzie stali się niewolnikami, którzy nic nie posiadają, i którym w każdej chwili można zabrać to co mają wypożyczone.
A miało być tak pięknie...
Steam, Ubisoft, EAapp, Blizzard, Epic Games te i im podobne platformy moim zdaniem zniszczyły piękno grania w gry na PC.Zaczęło się ponad dekadę temu od zbroi dla konia w Oblivionie, Diablo III, SimCity (z 2013 r.), mikrotranzakcji w Dead Space 3 - w sumie to można podać wiele przykładów jeżeli chodzi o początek tego strasznego zjawiska (mikrotranzakcji i dystrybucji cyfrowej). Symbolicznym początkiem mikrotranzakcji jest "zbroja dla konia w Oblivionie", a pierwszymi grami, które bulwersowały jeżeli chodzi o zmuszanie do ciągłego bycia online były chyba Diablo III oraz SimCity z 2013 roku. Gracze dostawali szału z powodu psujących się serwerów, które niszczyły zabawę w trybie dla jednego gracza. Oczywiście okazano brak tolerancji dla ludzi zamieszkałych w małych miejscowościach, w których internet często działa źle choćby teraz w 2022 roku. jeżeli masz słaby internet to automatycznie zostajesz postawiony na uboczu nowoczesnego gamingu. Nikt się tobą nie przejmuje, nikogo nie obchodzi, iż zapłaciłeś za grę i teraz nie możesz grać z powodu wolnego /nie działającego internetu.
Cyfrowa dystrybucja gier, wymóg instalowania klientów typu Steam czy połączenia z internetem, wreszcie "wyłączanie" klientom zakupionych przez nich produktów... to jest ciężka patologia! Nie wiem jak można tego nie widzieć. Trudno sobie wyobrazić, żeby podobne praktyki przeszły w jakiejkolwiek innej branży.
Albo to, iż jutro mogę nieodwracalnie stracić kolekcję gier wartą kilka tysięcy złotych gdy nie zaakceptuję jakichś przyszłych zmian w regulaminie... Oprócz Chin Ludowych chyba tylko w branży gier prawo działa wstecz. Trudno uwierzyć, iż to w ogóle jest legalne. A już niepojęte jest, iż ludzie mogą uważać coś podobnego za postęp i rozwój.
1. Dystrybucja - wszystkie te platformy online, zabezpieczenia typu drm itp, brak stale przypisanych gier tylko licencjonowanie - mała zmiana w prawie i można dowolnie wycofać grę (będę się kiedyś śmiał jak UE zabroni np. GTA 4 bo ukazuje osoby ze wschodniej Europy w negatywnym świetle albo Mafii bo obraża Włochów).
Jedyny plus to możliwość zakupu bez ruszania 4 liter, ale nie ma to dla mnie takiego klimatu jak kiedyś.
2. Jakość wydawanych produkcji - no tutaj to tylko usiąść i płakać, wieczna byle jakość jak na polskiej budowie, rzucanie niedorobionego produktu na premierę. A szkoda ryja strzępić.
3. Obsługa kupującego - tutaj to można pisać, problem z grą? Problem z aplikacją? Problem z zakupem? powodzenia w rozmowie z botem który ci i tak nie pomoże. Człowieka nie uświadczysz.
4. Ceny - eh, podstawka kosztująca ponad 200zł, no ok, gdyby tylko ta podstawka nie była okrojoną wersją całej gry. Dokładnie tego za co powinieneś zapłacić, a dostajesz g.. w papierku po cukierku, resztę sobie dokup. SIMSY, Civilization (od części piątej w górę), te i wiele innych gier są drogie i okrojone więc aby się w pełni cieszyć rozgrywką musisz zapłacić za liczne dodatki (DLC). Sprzedawanie okrojonej (niedokończonej) gry do której musisz dokupywać drogie dodatki jest niestety coraz częstszą praktyką. Oczywiście wszystko w formie dystrybucji cyfrowej, czyli nie dość, iż musisz zapłacić to jeszcze takie EA, Ubisoft, Epic albo Steam mogą ci w każdej chwili odebrać produkt za który zapłaciłeś.
Obecnie cena produkcji AAA często wynosi ok. 300zł, ba coraz powszechniejsze jest zbliżanie się do 400 zł - za grę którą ukończysz w 10-20 godzin! No bez jaj! 300zł (do tego w formie cyfrowej) to dużo za pełną produkcję, a najczęściej dostajesz okrojone gówienko do którego musisz jeszcze dokupić dodatki. W jakim świecie my żyjemy?