Zacznijmy od tego, iż ten tytuł nie dotyczy żadnych aktów terroru w klasycznym znaczeniu. Nie mamy tu bomb, zamachów ani dramatycznych scen rodem z sensacyjnych nagłówków. Ale mamy coś innego, precyzyjnie zaplanowaną grę w której miliarderzy, politycy i korporacje odgrywają najważniejsze role w przeobrażaniu systemu. Nie sieją zniszczenia, ale kształtują narrację, budują wokół siebie mitologię i przejmują kontrolę nad społeczną percepcją.
Kiedyś słyszałem dowcip: Nad Pałacem Kultury pojawia się motolotnia. Nikt nie wie, skąd się tam wzięła. Po chwili uderza w monumentalny budynek. Ludzie patrzą z niedowierzaniem, gdy z oddali słychać cyniczny komentarz: „Jaki kraj, taki terrorysta!”.
Brzmi jak czarny humor, ale właśnie tak działa manipulacja globalną narracją. Nie zawsze chodzi o to, co jest prawdą, ale o to, kto decyduje, jaką prawdę przyjmujemy. Musk i Brzoska to dzisiaj symbole sukcesu, nowoczesnych liderów biznesu, którzy na naszych oczach przejmują kolejne sektory gospodarki i debaty publicznej. Ale pytanie brzmi czy rzeczywiście rozdają karty, czy są tylko figurami w wielkiej grze, której prawdziwych reguł nie znamy?
Żyjemy w epoce, w której granica między władzą a biznesem zaczyna się zacierać. Elon Musk stał się nie tylko twórcą technologicznych przełomów, ale również narratorem globalnej debaty. Brzoska, choć w mniejszej skali, staje się kimś więcej niż przedsiębiorcą to symbol nowoczesnego biznesu w Polsce, być może choćby przyszłej elity politycznej. Ale czy ich rola to rzeczywisty wybór, czy jedynie dobrze napisany scenariusz?
Mamy do czynienia z rzeczywistością, w której jednostki nie zawsze dochodzą na szczyt wyłącznie dzięki swojej inteligencji, wizji czy determinacji. Czasami to większe siły ustawiają ich we właściwym miejscu i czasie, pozwalając im grać swoje role. W świecie, w którym informacja jest cenniejsza niż złoto, kontrola narracji staje się najpotężniejszą bronią.
Skoro spektakl trwa, warto przyjrzeć się jego aktorom. Pierwszym z nich jest Elon Musk.
Musk – rebeliant czy produkt systemu?
Elon Musk to jak szachista na najwyższym poziomie, ale czy na pewno to on rozstawia figury na planszy? Zamiast pionków ma Teslę, SpaceX i tweety, które zmieniają wartość kryptowalut w kilka sekund. Jedni widzą w nim geniusza, który wywraca do góry nogami zastane układy i rzuca wyzwanie systemowi. Inni dostrzegają sprytnego stratega, który doskonale wie, jak grać według reguł ustalonych przez elity, by nie tylko przetrwać, ale i dominować.
Jak Musk stał się ikoną? Czy rzeczywiście przebił się sam, czy może ktoś mu w tym pomógł? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Z jednej strony, jego odwaga i umiejętność kreowania nowatorskich rozwiązań rzeczywiście zmieniają świat. Z drugiej strony miliardy dolarów rządowych dotacji i kontrakty z największymi instytucjami finansowymi i politycznymi sugerują, iż Musk wcale nie działa poza systemem, ale jest jego produktem.
SpaceX, uznawane za jego największy sukces, nie osiągnęłoby swojego statusu bez finansowania NASA i Pentagonu. Tesla zbudowała swoją potęgę, wykorzystując państwowe ulgi podatkowe i programy wspierające rozwój zielonej energii. Starlink, który zapewnia globalny dostęp do internetu, jest jednocześnie kluczowym elementem infrastruktury militarnej Stanów Zjednoczonych. Trudno tu mówić o działalności niezależnej od systemu.
Czy Musk to buntownik, który gra poza systemem, czy może właśnie ten system go stworzył? To pytanie przypomina układankę, w której elementy nie zawsze pasują do oficjalnej narracji. W literaturze dystopijnej postacie takie jak Musk pojawiały się wielokrotnie, bohaterowie kreowani na buntowników, którzy w rzeczywistości byli zaplanowaną częścią struktury władzy. W „Roku 1984” Orwella reżim stworzył kontrolowaną opozycję, by nadać ludziom fałszywe poczucie walki. W „Matrixie” Neo początkowo wyłamał się z systemu i odzyskał świadomość, ale ostatecznie okazało się, iż choćby jego bunt był częścią większego planu. Musk może wierzyć, iż prowadzi swoją własną grę, ale czy jego ruchy nie były przewidziane już wcześniej? Może wydaje mu się, iż jest graczem, ale to system podsuwa mu kolejne ruchy i pozwala mu myśleć, iż kontroluje rozgrywkę.
„Musk gra w szachy z systemem, ale czy to on faktycznie kontroluje grę, czy tylko wykonuje ruchy, które ktoś przewidział? Może wydaje mu się, iż ma wybór, ale jego przeciwnik zawsze kontroluje planszę.”
Elon Musk to także mistrz manipulacji medialnej
Jego tweety potrafią wywołać panikę na giełdzie, manipulować cenami kryptowalut i wpływać na rynek w stopniu, jakiego nie osiągnął żaden inny przedsiębiorca. Wystarczy jedno jego zdanie, by wartość akcji Tesli zmieniała się o miliardy dolarów. Kreuje się na człowieka, który mówi to, co myśli, ale czy tak naprawdę nie jest to precyzyjnie zaplanowana strategia?
Być może największym sukcesem systemu jest zdolność do kreowania własnych „rebeliantów”, postaci, które wydają się rzucać mu wyzwanie, ale tak naprawdę działają w jego ramach. Wsparcie finansowe, przychylność mediów i dostęp do ekskluzywnych kontraktów pozwalają im na budowanie wizerunku outsiderów, podczas gdy ich działania wciąż wpisują się w strategiczne interesy systemu. Musk oficjalnie sprzeciwia się establishmentowi, a jednocześnie porusza się w jego obrębie i czerpie z niego korzyści. Może więc nie jest wcale rewolucjonistą, ale tylko kolejną wersją iluzji wolności?
Historia pokazuje, iż prawdziwi buntownicy systemu zwykle kończą na marginesie. Ci, którzy pozostają na scenie, rzadko są niezależni. Częściej są starannie dobranymi postaciami w spektaklu, którego scenariusz napisano dawno temu. jeżeli tak właśnie działa ten mechanizm, to trudno nie zadać sobie pytania, czy Musk rzeczywiście wyrwał się z układu, czy jedynie pełni wyznaczoną mu rolę. Jego pozycja jest unikalna. Może publicznie kpić z regulatorów, wpływać na rynki i prowadzić pozornie niezależne działania, ale finalnie jego firmy i projekty wpisują się w długoterminowe interesy największych instytucji finansowych i politycznych. To paradoks współczesnego świata, buntownicy mogą być starannie wyselekcjonowani i kontrolowani przez tych samych ludzi, którzy rzekomo są ich przeciwnikami.
Brzoska – polski sen, ale czy naprawdę niezależny?
Polska nie ma swojego Elona Muska. Ale gdyby miała, to pewnie byłby nim Rafał Brzoska. Chłopak, który zaczynał od zera i stworzył logistyczne imperium, wygrywając z Pocztą Polską i całą biurokracją. Dla wielu jest przykładem prawdziwego self-made mana, człowieka, który swoją determinacją i wizją zmienił polski rynek dostaw.
Historia Brzoski rzeczywiście wygląda jak klasyczny przykład kapitalistycznego sukcesu. Założony przez niego InPost przeszedł trudną drogę, począwszy od walki z legislacyjnymi przeszkodami, po ogromne inwestycje w infrastrukturę paczkomatów, które dziś są nieodłącznym elementem polskiego krajobrazu miejskiego. Jednak sukces na takim poziomie nie zawsze jest wyłącznie efektem ciężkiej pracy i genialnego pomysłu, czasem konieczne są odpowiednie układy, strategiczne partnerstwa i sprzyjający kontekst polityczny.
Czy więc Brzoska wciąż jest niezależnym graczem, czy już częścią większego spektaklu? Coraz częściej pojawia się w politycznych narracjach jako symbol nowoczesnej gospodarki i sukcesu przedsiębiorczości w Polsce. Czy to przypadek, czy raczej element większej strategii? Jego spotkania z politykami, wykorzystanie jego postaci w debacie publicznej, a także rosnące zainteresowanie jego działalnością ze strony mediów sugerują, iż zaczyna odgrywać rolę większą, niż mogłoby się wydawać.
Czy jego sukces to efekt niezależności i rewolucyjnej wizji, czy może już przykład starannie skonstruowanej narracji o polskim Musku? Historia pokazuje, iż gdy biznesmen osiąga pewien poziom wpływu, zaczyna być traktowany nie tylko jako przedsiębiorca, ale jako element układu polityczno-gospodarczego. „Kiedyś walczył z systemem. Teraz system klepie go po plecach. A wszyscy wiemy, iż to pierwszy krok do tego, żeby zaczął grać według jego zasad.”
To, czy Brzoska rzeczywiście pozostaje niezależnym graczem, czy wciągnięto go do układu, może zaważyć na przyszłości polskiego biznesu. Czy podąży ścieżką Muska, który mimo otwartej krytyki systemu przez cały czas działa w jego ramach, czy jednak zdoła pozostać poza politycznym wpływem? Na razie jest symbolem sukcesu, ale pytanie, czy ten sukces pozostanie jego własnym, czy stanie się narzędziem w rękach innych.
Władza jak narkotyk – już nie chodzi o pieniądze
W pewnym momencie pieniądze przestają mieć znaczenie. Masz ich tyle, iż nie zmieniają już twojego życia. Wtedy pojawia się coś innego, potrzeba kontroli. Możliwość wpływania na rządy, społeczeństwa, technologie i sposób, w jaki ludzie myślą, oto prawdziwa waluta elit.
Psychologia władzy jest przewidywalna. Im więcej jej masz, tym więcej jej pragniesz, a wyrzec się jej pozostało trudniej. Historia pokazuje, iż najbogatsi rzadko przechodzą na emeryturę. Zamiast tego otwierają fundacje, budują wpływowe sieci, przejmują media i starają się mieć ostatnie słowo w kwestiach, które kształtują świat. Władza to nie tylko przywilej, to uzależnienie, z którego nie sposób się wyleczyć.
Metafora niewolników z Asteriksa i Obeliksa idealnie oddaje tę sytuację. W jednej ze scen niewolników zwalniają, dając im wolność. Jednak zamiast całkowitego wyzwolenia wprowadzają nowy system, w którym zamiast batów pojawiają się pieniądze, a zamiast przymusu iluzja wyboru. Formalnie pracują na własnych zasadach, ale w rzeczywistości ich położenie się nie zmienia.
Dziś nikt nie potrzebuje kajdan ani batów. Ludzie sami akceptują swoje miejsce w hierarchii, przekonani, iż to ich własny wybór. System finansowy, regulacje prawne i mechanizmy kredytowe stały się nowoczesnymi narzędziami kontroli. Ludzie wierzą, iż są wolni, bo mają możliwość wyboru, ale w rzeczywistości ich życie jest podporządkowane regułom ustalonym przez tych, którzy kontrolują zasoby i przepływ kapitału.
Czy współczesne społeczeństwo nie działa tak samo? Czy miliarderzy, którzy „odchodzą” z biznesu, rzeczywiście rezygnują z władzy, czy po prostu zmieniają sposób jej sprawowania? Historia pokazuje, iż wpływ nie znika – on jedynie ewoluuje w nowe formy.
Musk i Brzoska, choć zaczynali jako przedsiębiorcy, nie są już zwykłymi biznesmenami. Są graczami na globalnej szachownicy, a ich decyzje wpływają na całe rynki i społeczeństwa. Musk, posiadając Twittera (X), nie tylko kontroluje platformę, ale także kieruje narracją dotyczącą wolności słowa, demokracji i tego, kto ma prawo zabierać głos. Brzoska, jako twarz sukcesu polskiej przedsiębiorczości, coraz częściej jest używany jako symbol, człowiek, który „może zmieniać kraj”. Czy to oznaka realnej władzy, czy raczej wciągnięcie do gry, w której rozdają inni?
„Możesz mieć miliardy, ale jeżeli nie masz wpływu na świat, to jesteś tylko bogatym człowiekiem. A bogaty człowiek to nie to samo, co człowiek u władzy.”
To, co widzimy, to nie tylko wzrost ich pozycji, ale transformacja sposobu, w jaki władza działa w XXI wieku. Nie trzeba już rządzić krajem, żeby rządzić światem. Wystarczy mieć kontrolę nad informacją, technologią i emocjami ludzi. Władza uzależnia bardziej niż pieniądze, bo nie da się jej kupić – trzeba ją zdobyć, utrzymać i bronić.
Społeczeństwo jako widownia spektaklu
A co jeżeli ten cały spektakl nie jest choćby dla Muska i Brzoski? Co jeżeli prawdziwymi bohaterami są ci, którzy siedzą na widowni i biją brawo? Każdy spektakl potrzebuje widzów, a w świecie miliarderów i władzy to my, społeczeństwo, odgrywamy rolę publiczności. Siedzimy wygodnie w fotelach, patrząc na scenę, na której Musk, Brzoska i inni liderzy biznesu prezentują swoje wizje przyszłości. Ale czy zdajemy sobie sprawę, iż nasza rola w tym przedstawieniu nie kończy się na biernym oglądaniu?
Psychologia tłumu pokazuje, iż ludzie potrzebują liderów. Chcemy wierzyć, iż ktoś ma plan, iż istnieje wizja lepszego świata. Dlatego chętnie podziwiamy Muska, który obiecuje kolonie na Marsie, czy Brzoskę, który symbolizuje polski sukces w walce z biurokracją. Ale czy ich narracje są spontaniczne, czy raczej starannie reżyserowane, by utrzymać społeczeństwo w poczuciu, iż postęp i wolność są w zasięgu ręki?
W „Matrixie” ludzie żyją w iluzji, przekonani, iż podejmują własne decyzje, choć w rzeczywistości ich wybory są zaprogramowane. W naszym świecie role odgrywają media, algorytmy i technologie, które selektywnie podają nam informacje. Czy naprawdę sami decydujemy, kogo podziwiać i w co wierzyć, czy może nasza fascynacja jest efektem starannie zaplanowanej gry?
Mechanizmy manipulacji społecznej są subtelne, ale niezwykle skuteczne. Wystarczy kilka dobrze dobranych nagłówków, kilkanaście sugestywnych wywiadów i viralowe tweety, by nadać ton globalnej narracji. Miliarderzy są tego świadomi i umiejętnie sterują swoimi wizerunkami, by wpisywać się w oczekiwania publiczności. Każde ich działanie jest starannie skalkulowane, aby podtrzymać mit geniusza, buntownika czy wybawcy ludzkości.
Społeczeństwo można podzielić na trzy grupy. Są tacy, którzy ślepo wierzą w liderów i podążają za nimi bezrefleksyjnie. Są też ci, którzy pilnują ustalonego porządku i wzmacniają system, działając jak psy pasterskie, utrzymujące resztę stada w ryzach. Ale są też wilki, te, które rozumieją, iż prawdziwa siła tkwi we wspólnym działaniu, a nie w samotnej walce. Wataha może przepędzić największego drapieżnika, jeżeli działa razem. Historia pokazuje, iż największe zmiany zaczynają się od tych, którzy potrafią się zorganizować. Samotny wilk może zginąć, ale wataha jest nie do zatrzymania.
Kto pisze scenariusz, a kto tylko odgrywa swoją rolę?
Może więc najważniejsze pytanie nie brzmi, kto jest na scenie, ale kto reżyseruje cały spektakl. Największa sztuczka władzy polega na tym, by ludzie myśleli, iż podejmują własne decyzje, podczas gdy wybory, których dokonują, zostały im podsunięte.
W całym tym układzie postaci takie jak Musk i Brzoska sprawiają wrażenie niezależnych graczy, ale ich wpływ i sukcesy niekoniecznie wynikają tylko z ich geniuszu. Można odnieść wrażenie, iż są elementami większego mechanizmu, który pozwala im błyszczeć, dopóki służą określonym celom. Nie jest tajemnicą, iż władza nie znosi próżni, a system sam selekcjonuje tych, którzy mogą stać się jej twarzami.
Czy zatem naprawdę wybieramy swoich liderów, czy raczej są nam wybierani? Historia pokazuje, iż iluzja wolnego wyboru jest jednym z najbardziej skutecznych narzędzi kontroli, a narracje budowane wokół jednostek często służą czemuś więcej niż tylko oddaniu im zasłużonego uznania.
To, co wydaje nam się naturalnym porządkiem rzeczy, może być tylko starannie ułożoną układanką, w której jedni aktorzy przychodzą, inni odchodzą, ale scenariusz pozostaje ten sam. Czy naprawdę mamy wpływ na to, kto rozdaje karty?
Jednym z miejsc, gdzie ten temat jest poddawany głębszej analizie, jest artykuł „Iluzja demokracji – czy mamy realny wpływ, czy tylko odgrywamy swoją rolę w spektaklu?”. Może warto się nad tym zastanowić?
A może odpowiedź jest prostsza, niż nam się wydaje? Jaki kraj, taki Musk!
Bartłomiej Piotr Ślusarz
Architekt Zmian