Wild Hearts zdecydowanie nie jest idealne. Olbrzymie problemy z wydajnością, nudna jak flaki historia i mniej interesujące maszkary do upolowania sprawiają, iż Monster Hunter zachowuje opaskę gatunkowego lidera. Gra EA pokazuje jednak, jak wiele może zmienić się w grach z subgatunku hunter na lepsze.
Kocham Monster Huntera. Kooperacyjne polowanie na wielkie monstra, poprzedzone starannymi przygotowaniami, towarzyszą mi od niemal dwóch dekad. Przygodę z serią rozpocząłem na PSP, kontynuując ją na konsolach Nintendo. Później Monster Hunter wszedł na mainstreamowe salony, dzięki niezwykle udanej odsłonie World, a teraz kontynuuje dobrą passę dzięki przystępnej serii Rise, nieco tylko odrzucającej oprawą ze Switcha.
Przez cały ten czas Monster Hunter nie zmienił się w żaden istotny sposób. Dopiero odsłony takie jak World oraz Rise otworzyły wymagającą formułę na nowe generacje graczy, upraszczając oraz ułatwiając wiele mechanik polowania. Jedna z najbardziej konserwatywnych serii zaczęła stopniowo ewoluować, ale dopiero rywal z zewnątrz pokazał Capcomowi, jak wiele można poprawić na lepsze.
Wild Hearts to gra z subgatunku hunter z paczką świetnych pomysłów. Mój ulubiony to szybkie budowanie.
![](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/spidersweb/2023/03/IMG_3201-1000x563.jpg)
![](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/spidersweb/2023/03/Wild-Hearts-11-1000x563.jpg)
Już Monster Hunter Rise flirtował z koncepcją wznoszenia konstrukcji ułatwiających walkę z bestiami. Robił to jednak w odizolowanym trybie rampage, który – mówiąc delikatnie – nie jest zbyt udany. Tymczasem producenci Wild Hearts wprowadzają dynamiczną, organiczną budowę jako fundament swojej produkcji. Drastycznie wpływa to na rozgrywkę i sprawia, iż polowania zyskują dodatkowego wymiaru.
Dzięki wznoszonym konstrukcjom łowcy w Wild Hearts mogą na przykład użyć serii bloków niczym trampoliny, opadając na bestię z obnażonym ostrzem. Inny układ bloków zamienia je w solidny mur, który powstrzyma szarżę rozjuszonego potwora. Zdezorientowana bestia stanowi później łatwy cel dla potężnych, czasochłonnych ataków. Rozmaite konstrukcje pełnią role ofensywne, defensywne, a także transportowe.
Moment, w którym po raz pierwszy wbiłem linę z hakiem w zbocze odległego wzgórza, a następnie błyskawicznie przemieściłem się między dwoma punktami, był jak objawienie. Otwierał oczy i pokazywał, jak wiele zmienia mechanika budowania. Dzięki niej świat w Wild Hearts staje się niezwykle otwarty, zwłaszcza wertykalnie. Możemy w nim np. szybować nad szczytami gór, zrzucając bomby i pociski. Możemy stawiać prowizoryczne fortyfikacje, a także wykonywać niezwykle efektowne ataki. Daje to masę frajdy.
Twórcy Wild Hearts proponują także zupełnie nowe podejście do żywiołów.
![](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/spidersweb/2023/03/Wild-Hearts-13-1000x563.jpg)
![](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/spidersweb/2023/03/Wild-Hearts-7-1000x563.jpg)
Monster Hunter uzależnia wpływ natury na łowcę od otoczenia, w jakim ten poluje. Przykładowo, wyruszając na pustynię lepiej wyposażyć się w napoje chłodzące. Twórcy Wild Hearts proponują inny system: to magiczne bestie w dużym stopniu warunkują otoczenie, będąc żywymi manifestacjami żywiołów. Piękny zimowy wilk Deathstalker sprawia, iż ziemia i woda dookoła zamarza. Wściekły Lavaback zamienia podłożę w lawę i magmę, mogąc podpalić graczy. Zdarzają się też wyjątkowo paskudne maszkary władające więcej niż jednym żywiołem…
Oczywiście możliwość podpalenia czy zatrucia to nic nowego w świecie Monster Huntera. Wild Hearts przenosi jednak żywioły na zupełnie nowy poziom. Również wizualny. Otoczenie wokół magicznej bestii zmienia się w imponujący sposób. To często oskryptowane sekwencje, ale niezwykle efektowne graficznie. Widok rozkwitających roślin i korzeni obrastających skały czy zamarzających łąk generuje unikalny klimat, którego brakuje surowszemu Monster Hunterowi.
Niestety, wielka mobilność i wpływ bestii na otoczenie sabotuje wydajność. Wild Hearts dusi moje PS5.
![](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/spidersweb/2023/03/Wild-Hearts-6-1000x563.jpg)
![](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/spidersweb/2023/03/Wild-Hearts-5-1000x563.jpg)
Gra jest kiepsko zoptymalizowana, a dwie aktualizacje od premiery nie poprawiają sytuacji. Grając na PlayStation 5 w trybie wydajności odczuwam regularne spadki płynności. choćby przy dynamicznym skalowaniu rozdzielczości, które sprawia, iż momentami Wild Hearts wygląda jak tytuł z późnego PlayStation 3. Absolutnie nie przesadzam, spójrzcie na powyższe zrzuty ekranu. Na 65-calowym ekranie 4K tego typu oprawa wypala oczy. Momentami Wild Hearts jest niezwykle ładne, ale podczas epickich starć zarówno oprawa jak i płynność lecą na łeb na szyję.
Są pewne gry, gdzie łatwo można przymknąć oko na lekkie przycięcia. Jednak w przypadku Wild Hearts zostaje przekroczona specyficzna granica. Pęka bariera, za którą jest już odczuwalnie gorsza frajda z rozgrywki, narzekanie na wydajność oraz niedowierzanie w jakość optymalizacji. W tym obszarze doszło do totalnej fuszerki. Silnie to kontrastuje z prostym wizualnie Monster Hunter Rise, który działa na mojej konsoli w 120 klatkach i jest ostre jak igła.
Wild Hearts jest odczuwalnie gorsze niż Monster Hunter, ale lider gatunku czuje kreatywny oddech na plecach.
![](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/spidersweb/2023/03/Wild-Hearts-9-1000x563.jpg)
Produkcji EA brakuje szlifów, które Capcom zyskał przez prawie dwie dekady udoskonalania własnej serii o polowaniach. To dystans, którego nie da się skrócić jedną, dwoma grami. W Monster Hunter wszystko wydaje się bardziej przemyślane i lepiej zbalansowane. Chodzi też o drobne detale, jak zachowanie i projekt samych bestii. Te z Huntera, chociaż pozbawione efektownych mocy żywiołów, w ogólnym rozrachunku wydają się bardziej charakterystyczne. To ponownie efekt budowanego prawie 20 lat bestiariusza, z którego Capcom może sobie wybierać ciekawsze okazy.
Twórcy Wild Hearts udowadniają jednak, iż mają kilka świetnych pomysłów, dzięki którym Capcom nie może czuć się spokojnie. Po opanowaniu systemu budowania w Wild Hearts, walka w Monster Hunter World zaczyna być dziwnie pusta. Czuję, jakby ktoś usunął mi istotną część wachlarza ruchów. Z kolei przemieszczanie się staje się żmudne, nudne i powolne. Tutaj odpowiedzią jest Monster Hunter Rise z jego wierzchowcami, ale im również zaczyna nieco brakować, gdy weźmie się pod uwagę szybowanie w Wild Hearts.
Dlatego jaram się, gdy wydawca taki jak EA finansuje tego typu projekty. Zyskuje na tym cały niszowy gatunek. Chociaż Elektroników znamy głównie z serii FIFA czy Battlefield, perełki z jego portfolio pokroju It Takes Two czy właśnie Wild Hearts pozwalają odkryć graczom coś zupełnie nowego. Produkcja z magicznymi bestiami jest jak wiadro zimnej wody dla producentów Capcomu, który od dzisiaj wiedzą: nie brakuje deweloperów z kapitalnymi pomysłami, którzy tylko szukają okazji, by przypuścić atak na lidera polowań.