
Jeśli jesteście z nami od jakiegoś czasu, to pewnie wiecie, iż jesteśmy eksperymentatorami. jeżeli ta informacja Wam umknęła, to powtórzę: lubimy sprawdzać tytuły dziwne i innowacyjne. Czasem się ubawimy, czasem projekt okaże się nieopisaną klapą, a czasem odkryjemy istne perełki (np. Vudu). Do jakiej grupy zaliczymy recenzowany tytuł i co w nim takiego specjalnego? Zapraszam do recenzji.
Informacje/Pierwsze Wrażenia:
Goblin Coaster to rodzinna gra planszowa, która pojawiła się na rynku całkiem niedawno. Przeznaczona jest dla 1 do 6 osób, w wieku co najmniej 8 lat. Rozgrywkę przewidziano na ok. 20 minut. Za wydanie na polskim rynku odpowiada Egmont (oryginał pojawił się za sprawą wydawnictwa HUCH!).

Muszę przyznać, iż czarne pudło z goblinami zupełnie mi nie pasuje do portfolio Egmontu, specjalizującego się przecież w prostych, rodzinnych, nakierowanych na najmłodszych grach. Jak się okazuje- to tylko moje mylne założenia. Spodziewałem się czegoś w stylu Karaka (czyli dziecięcego dungeon crawlera), a otrzymałem... faktycznie rodzinny tytuł- ale o tym więcej przeczytacie we Wrażeniach.

Pod czarnym wieczkiem znajdziemy: ogrom kartonowych żetonów tuneli. Tutaj musimy zrobić małą pauzę. Tak właśnie powinno wydawać się kartonowe elementy- grube, utwardzone, solidne, z wyraźnymi kolorami. Majstersztyk! Dalej znajdziemy: woreczek, 2 klepsydry (o różnym czasie), żetony przepisów bezpieczeństwa, 4 punkty kontrolne, skarb i płytkę rozpoczęcia/zakończenia trasy. Ta ostatnia to raczej karteczka- ale w sumie więcej nie potrzeba.
Zasady:
Goblin Coaster to kooperacyjny wyścig z czasem. Gracze wspólnie podejmują decyzję, współpracują i komunikują się, by przeżyć. Przeżyć? Tak. Założenie gry jest proste- wsiadacie do kolejki górskiej solidnej, goblińskiej firmy i ruszacie! Problem polega na tym, że... trakcja jeszcze nie jest położona i zabezpieczona. Waszym zadaniem w trakcie zabawy będzie uzupełnienie braków, zanim wagonik się wykolei.

Wrażenia:

Goblin Coaster to krejzi zabawa bez trzymanki dla całej rodziny. Jak wspomniałem wyżej, założyłem, iż trafiło się nam coś zupełnie innego. Coś na kształt przygodóweczki- chodzimy po planszy, pokonujemy gobliny w wesołym miasteczku, wszyscy się cieszą. Otóż- nie. Uwielbiam takie zaskoczenia! Powiem Wam szczerze, iż właśnie dla takich momentów nie mam w zwyczaju czytać, o czym jest gra, która ma trafić do recenzji (dopóki nie trzymam instrukcji w rękach). Z jednej strony ma to oszczędzić mi pochopnych osądów, zbytniego hajpu, czy przedwczesnego odrzucenia tytułu "bo nie". Z drugiej zapewnić niepowtarzalną i istotną pozycję "totalnego laika", który dostał grę na urodziny. Dwie korzyści na owym założeniu kiełkują- mamy szansę odkrywać radochę na każdym kroku poznawania gry i jesteśmy w stanie z czystą kartą odnotować, jak chętnie się za nią bierzemy (bez oklepanego- "przecież wygrała Spiel des Jahres!", "jest bestsellerem", czy "to ta śmieszna, co ją Marta poleca!").
W przypadku Goblin Coaster nasze początkowe założenia- rzekłbym dość sceptyczne- gwałtownie zostały zweryfikowane przez pierwszy wgląd pod wieczko. Od tego momentu gra zaczęła zbierać plusy. Ach, to wykonanie! Niby nic specjalnego (i już o tym wspomniałem)- ale warto powtórzyć- te fenomenalne żetony tuneli... Grube, solidne, kolorowe. Kto wie, czy kiedyś widziałem podobnie zachwycającą jakość (a może przeszedłem na bardzo karciany standard i cieszy mnie cokolwiek więcej😅). W każdym razie, po takiej prezentacji, nie mogliśmy sobie odmówić rozgrywki. I wiecie co? Nie dość, iż gra okazała się dobra- co doceniamy, to jeszcze wpisuje się w kanon "tych dziwnych"- a to lubimy.

Bardzo proste zasady łączą się tutaj z niezwykle dynamiczną i angażującą rozgrywką, ćwiczącą spostrzegawczość, zręczność, małą motorykę, komunikację i umiejętność radzenia sobie z presją czasu. jeżeli atrakcji jeszcze Wam mało, to przypominam delikatny pierwiastek sensoryczny- dotyk to jedyna wskazówka, gdy szukacie konkretnych elementów w woreczku. Sami przyznacie, iż składa się to na potężny potencjał animacyjny. Podejrzewam, iż Goblin Coaster posłuży (podobnie jak Fruit Cup) jako narzędzie i w przyszłości będzie używany (nawet niekoniecznie zgodnie z zasadami zawartymi w instrukcji) do pomocy przy pracy z dziećmi (np. bez presji czasowej przy młodszych). Jeśli- a wiem, iż tak- zaglądają tu nauczyciele, to szczerzę polecam produkt Waszej uwadze.

Na koniec dochodzimy do najlepszego. Wkręcający wyścig z czasem jest nacechowany syndromem kolejnej partyjki. Goblin Coaster to przewidział i zapewnił solidną regrywalność. Instrukcja, wprowadzając nas w pełnię gry, krok po kroku, prezentuje różnorodne warianty zabawy. Pomijam dwie klepsydry (są wymieniane według poziomu trudności). Nam chodzi o elastyczność- np. zahaczenie konkretnych punktów kontrolnych, bądź (a to polecamy!) rozgrywkę ze znakami! To właśnie główna dziwność, która nas zachwyciła. Trzymanie się za nos, bądź całorundowe milczenie, to tylko przykłady sytuacji do których może dojść przy stole...
+ szalona i oryginalna gra
+ gra uczy komunikacji i radzenia sobie z presją czasu
+ ćwiczy spostrzegawczość, zręczność, małą motorykę
+ kilka wariantów i dwie klepsydry czasowe
+ duży potencjał animacyjny
+ bardzo solidne wykonanie
+ doskonała na rodzinne rozgrywki i imprezy
Minusy:
- wymaga odrobiny dystansu do siebie i presji
- znacznie ciekawsza w większym gronie
znajdziecie nas na Instagramie