Po ilości gier, które we wrześniu i październiku wjechały na moje półki, podejrzewam, iż planszowy sezon już nabrał rozpędu! Tylko się cieszyć- będzie nad czym spędzić długie jesienno-zimowe wieczory i z czego wybierać prezenty na święta. Zanim jednak przejdziemy do gorących nowości, mój wewnętrzny Growy Edukator każe przybliżyć Wam coś... odgrzanego. Miłej lektury- mimo wszystko!
Informacje/Pierwsze Wrażenia:
Fasolki to karciana gra imprezowa. Przeznaczona jest dla 3 do 5 osób, w wieku co najmniej 10 lat. Czas zabawy to według pudełka 45 minut. Jej autorem jest Uwe Rosenberg. Dokładnie ten, o którym myślicie- ojciec całej masy eurosucharów stworzył to malutkie, żółte pudełeczko. Powiem więcej- to właśnie Bohnanzie (oryginalny tytuł) Uwe zawdzięcza taki rozgłos. Ciekawostka: Fasolki otrzymały nominacje do planszowego Oscara Spiel des Jahres w 1997 roku. (Przegrały niesłusznie z Mississippi Queen, tytułem, o którym nikt nie słyszał)
W środku znajdziemy talię śmiesznych fasolek, karty pomocy, 5 plansz i instrukcję. Warto się tutaj na chwilę zatrzymać- bo już przy Pierwszym Wrażeniu pojawiły się zmiany względem wcześniejszych wydań. Do tej pory dwa pola były fikcyjne (stanowiły przestrzeń przed graczem), natomiast trzecie można było zakupić w trakcie gry i przedstawione było dzięki karty. Teraz nie ma możliwości poszerzenia swojej grządki- w zależności od ilości osób odwracamy planszę na 2 lub 3 poletka. Jak to rozwiązanie jest słuszne i ułatwiające organizację gry, tak zmiana graficzna mnie ubodła. Fasolki są dalej śmieszne, ale uległy niestety ugrzecznieniu i poprawności politycznej (nawet jeżeli tak też jest dobrze). Teraz Pijak, Grubas, Piroman, Golas i Hipis zmienili się kolejno na: Bełtającą (kloszardowy humor), Aromatyczną, Piekielną, Moczopędną i Wegańską. Na rozgrywkę to nie wpływa- rani po prostu moje sentymenty.
Zasady:
W Fasolki gramy kilka tur, a ich celem jest zebranie największego bogactwa, poprzez uprawę tytułowych roślin. Każdy ma przed sobą przygotowane pola, a na ręku startowe karty. Uwaga! Fundamentalną zasadą gry jest to, iż nie wolno układać kart. Pozostają na ręku w takiej kolejności, w jakiej zostały dobrane!
Tura gracza składa się z czterech etapów. Pierwszy wymusza na nas posadzenie najbardziej skrajnej na ręku karty fasolki. jeżeli chcemy, możemy dosiać drugą (to już jest opcją). W drugim etapie odkrywamy dwie karty z talii. Następuje handel- czyli sedno gry. Możemy dokonywać wymian i targów z innymi graczami. Uwaga! Niesprzedane odkryte fasolki trafia do nas- a czasem nie będzie nam to pasować. Trzeci etap to sadzenie "owoców" transakcji. Wykonywane jest to przez wszystkich graczy. Kończąc turę, dobieramy 3 karty. Kolejka przychodzi na kolejną osobę. Sama gra trwa do momentu, aż talia wyczerpie się po raz trzeci.
To oczywiście nie wszystkie zasady- warto zaznajomić się z mechaniką sadzenia fasolek, tym kiedy i co możemy ścinać... Ale od tego jest instrukcja. Podejrzewam również, iż Fasolki królują na stołach od tylu lat, iż spokojnie znajdziecie ściany tekstu i filmiki opisujące szczegóły...
Wrażenia:
W życiu nie sądziłem, iż będę miał przyjemność zrecenzowania Bohnanzy. Taka możliwość pojawiła się dzięki wydawnictwu Rebel, który w okresie letnim postanowił reaktywować kilka klasyków (między innymi 6 bierze i Sabotażystę). Cieszy mnie to. choćby bardzo. To iż ja mogłem do Fasolek wrócić (a grałem jeszcze w wersję niemiecką!) i je sobie przypomnieć to jedno. To ta wspomniana przyjemność. Ale Rebel ma znacznie większe zasięgi i nakłady- a to znaczy, iż magia Fasolek trafi dalej i zachwyci kolejne pokolenia. Ekstra!
Fasolki to fenomen na światowym rynku- i pewnie nim pozostaną. Są proste, acz ciut bardziej wymagające niż klasyczne imprezówki, dynamiczne, angażujące i dają dużo frajdy w gronie znajomych i rodziny. W czym tkwi sekret? W handlu. To, jak, czy i z kim podejmiemy rozmowy, to nasza sprawa. Mamy się wzbogacić- i tylko o to się rozchodzi. Nie ma "przyjaciół" przy stole. Są tylko partnerzy handlowi. No dobrze, może nie jest tak źle, ale faktycznie Fasolki potrafią podnieść ciśnienie i wywołać salwy śmiechu zupełnie inne niż np. Time's Up. Według mnie to wyekstrahowana esencja innego niemieckiego klasyka- Catana. W Osadnikach też przecież dużo radochy sprawiają interakcje międzyludzkie. W Fasolkach jednak chodzi o konsekwencję. Transakcja musi zostać dokończona. W Catanie, jak nikt nie chce z Tobą rozmawiać, nic nie tracisz, nic nie zyskujesz. W Fasolkach jak nie opchniesz tego, co Ci nie pasuje, to będziesz musiał to wysiać- a to nie koniecznie oznacza bogactwo.
Uwielbiam Fasolki, choćby jeżeli trochę zaśniedziały i potrafią się rozciągnąć w czasie. Jeśli ich nie znacie- to najwyższa pora! Małe pudełeczko i niezależność językowa sprawiały lata temu, iż był to nasz wakacyjny hit wyjazdowy. Twórczość ofert czasami wykraczała znacznie poza pudełko- a to także zapewniało mnóstwo radochy. Pomijam już fakt, iż mimowolnie człowiek się otwierał, ćwiczył język i pokonywał barierę językową. Pro tip na przyszłość- jeżeli tylko pojawi się dodatek- łapcie! Fasolki są super, ale jest to jeden z przykładów, w którym dodatek pozwala grze się w pełni rozkwitnąć (wchodzą panie-fasolki i dzieci-fasolki!)!
Plusy:
+ niezwykłe wrażenia z rozgrywki
+ proste zasady
+ dynamiczny przebieg
+ głośny tytuł (ciągłe wykrzykiwanie ofert)
+ w nowym wydaniu wygodne usprawnienie- pola!
+ ciągła interakcja
+ niezależność językowa
+ małe pudełko
+ możliwość rozbudowania o świetny dodatek!
Minusy:
- ugrzecznienie fasolek mimo wszystko nie przypadło mi do gustu
- nie jest to gra dla introwertyków
- możecie przekroczyć 45 minut
T.
Przydatne linki:
odwiedzicie nas na Instagramie
TUTAJ dołączycie do naszego Facebooka
TUTAJ poczytacie o grze w serwisie Planszeo