Kącik Retro: Galaga (PS5). Nieśmiertelna prostota

6 dni temu

Stare gry automatowe kojarzą mi się z dwiema rzeczami – prostotą i absurdalnym wręcz poziomem trudności, który – przynajmniej w moim odczuciu – potrafi zabić całą euforia z rozgrywki, zastępując ją zwyczajną frustracją. Przekonałem się o tym dobitnie, grając ostatnio w Ikari Warriors, toteż do Galagi podchodziłem z pewną ostrożnością. Na szczęście produkcji Namco zdecydowanie bliżej do Pac-Mana, aniżeli do gry Namco. Co to oznacza w praktyce? Mniej więcej tyle, iż Galaga choćby pomimo swojej prostoty i ponad 40 lat na karku przez cały czas sprawia masę frajdy.

Definicja Galagi

Jaka Galaga jest, każdy widzi. Wskakujemy za stery stateczku na dole ekranu i prujemy do wylatujących z jego góry przeciwników. Tych mamy sześć rodzajów, różniących się od siebie sposobem latania i atakowania. Zderzenie z pociskiem przeciwnika bądź nim samym kończy się naszą śmiercią. To w zasadzie wszystko, aczkolwiek nie zabrakło pewnej ciekawostki. Otóż najpotężniejszy z wrogów – Boss Galaga – co jakiś czas zlatuje w dół ekranu, próbując porwać nasz statek swoim strumieniem. o ile mu się to powiedzie, zyskujemy szansę na uratowanie naszego poprzedniego myśliwca, dzięki czemu ten dołączy do nas, podwajając naszą żywotność i siłę ognia. Niby mała rzecz, a niezmiernie cieszy, dając poczucie potęgi.

Boss Galaga nie tylko może porwać nasz statek, ale też zawęża nasze pole ruchu.

Najważniejsze w tym wszystkim jest natomiast to, iż Galaga ani na moment nie zdaje się niesprawiedliwa. Przeciwnicy mają konkretne ścieżki lotu, więc można nauczyć się pewnych schematów. Toteż o ile zaliczymy zgon, wiemy, iż była to wina naszej nieuwagi, a przy okazji czujemy motywację, by przy kolejnym podejściu mocniej się skupić. Oczywiście wcale nie oznacza to, iż jest łatwo, bo nie jest. Przeciwników na ekranie jest sporo, więc lawirowanie pomiędzy nimi i ich pociskami wymaga zarówno czujności, jak i zręczności. Na szczęście co kilka poziomów możemy chwilę odetchnąć w trakcie bonusowych leveli, pozwalających na bezstresowe prucie do nieagresywnych statków wroga.

Skąpo, ale dumnie

Galaga prezentuje się przy tym ślicznie i to w zasadzie niezależnie od wersji. Towarzyszące tekstowi zdjęcia pochodzą z edycji automatowej, ogrywanej na platformie Antstream. Oczywiście wszystkie sprite’y są wyjątkowo proste, ale nie brakuje im drobnych detali i cieszących oczy kolorów. Brakuje natomiast muzyki, nieliczących kilkusekundowych przygrywek na rozpoczęcie poziomu. W trakcie zabawy towarzyszą nam zatem wyłącznie dźwięki wystrzałów i trafień, na szczęście całkiem przyjemnych dla ucha, choć i to zależy od wersji. Ma to jednak dla mnie znaczenie marginalne, bo w tego typu produkcjach jako tło i tak preferuję podcasty.


Nieśmiertelna prostota

Niemniej, niezależnie od tego, czego zamierzacie słuchać w trakcie grania, Galaga to absolutny klasyk, który warto poznać, o ile jeszcze tego nie zrobiliście. To jedna z tych produkcje, które przez lata nie zestarzała się ani o jotę i wciąż sprawia masę frajdy, a przy okazji stanowi sprawiedliwe wyzwanie. Gra dostępna jest na multum platform, więc dostęp do niej jest wyjątkowo prosty, zwłaszcza iż można ograć ją choćby poprzez streaming na telefonie. Którejkolwiek opcji byście jednak nie wybrali, powinniście bawić się naprawdę świetnie.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Antstream.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Idź do oryginalnego materiału