Kącik Retro: Hexen: Beyond Heretic (PC). Ambicja kulą u nogi

10 miesięcy temu

Hexen: Beyond Heretic to imponująca produkcja, a jej podtytuł to zdecydowanie więcej niż tylko ładnie brzmiące hasełko, mające na celu połączenie jej z wydanym rok wcześniej Hereticiem. Gra ta faktycznie wykracza daleko poza to, co zaserwowano graczom w poprzedniku i nie zdziwiłbym się, gdyby sami twórcy Dooma, na którego mocno zmodyfikowanym silniku śmiga Hexen, byli zaskoczeni tym, co udało im się zrobić. Co najlepsze, Raven Software nie odkrywa kart od razu, pozwalając graczom na moment uwierzyć, iż za chwilę doświadczą więcej tego samego, by niedługo później wywołać opad szczęki. Dziś Hexen: Beyond Heretic oczywiście nie robi takiego wrażenia, ale wówczas zaimplementowane rozwiązania z pewnością potrafiły zachwycić.

Więcej niż klon Dooma

Hexen to już nie tylko prosty FPS, a w pewnym sensie mariaż strzelanki z RPG-iem akcji. Nie spodziewajcie się tu oczywiście rozwoju postaci, różnorakich umiejętności czy nieliniowej ścieżki fabularnej. przez cały czas główne skrzypce odgrywa mordowanie, ale tym razem Raven Software postanowiło dać graczom zdecydowanie więcej wolności. Jeszcze przed rozpoczęciem adekwatnej rozgrywki musimy wybrać, którą klasą postaci będziemy grać – wojownikiem, klerykiem czy magiem. Jest to o tyle ważna decyzja, iż każdy z bohaterów poszczycić może się nie tylko unikalnym wachlarzem pukawek, ale również różnymi statystykami. Tak więc wojownik najlepiej sprawdzi się w zwarciu, a mag ze względu na niską wytrzymałość zmuszony będzie miotać z daleka potężnymi czarami.

Gra potrafi być niekiedy bardzo ciemna, ale zawsze można wykorzystać pochodnię.

Iluzja otwartego świata

Olbrzymią zmianą jest natomiast zauważalne otwarcie świata gry. Wedle współczesnych standardów Hexen: Beyond Heretic to wciąż liniowa produkcja, ale wprowadzenie do gry hubów, będących łącznikami pomiędzy kolejnymi poziomami, między którymi mogliśmy się dowolnie przemieszczać, dawało w 1995 roku namiastkę wolności, której przecież w konkurencyjnych strzelankach zwykle brakowało. O ile taki Heretic do ukończenia poziomu wymagał wyłącznie odnalezienia wyjścia, o tyle w Hexenie należało najpierw rozwiązać szereg pomniejszych zagadek środowiskowych, których zaliczenie odblokowywało nowe przejścia, również w innych etapach. Jest to jednak równie odświeżające, co irytujące i nieintuicyjne, bo każdorazowo wymusza bieganie po poziomach w poszukiwaniu dalszej drogi.

Przyznam zatem szczerze, iż choć początkowo strasznie mi się to podobało, to dość gwałtownie poczułem zmęczenie tą mechaniką i koniec końców najlepiej bawiłem się w kilku bardziej prostolinijnych levelach z końcówki gry. Gdyby twórcy zaoferowali więcej wskazówek względem tego, gdzie warto udać się dalej, przeskakiwanie między poziomami byłoby zdecydowanie przyjemniejsze. Nie mówię tu choćby o prowadzeniu gracza za rączkę, a raczej delikatnym popychaniu go we właściwym kierunku. Plątanie się bez celu w poszukiwaniu ukrytego przełącznika nie było przyjemne już w Hereticu, w którym to robiliśmy to w obrębie jednego poziomu, a co dopiero teraz, kiedy na każdy epizod przypada ich po cztery-pięć.

W poszukiwaniu amunicji

Spore zarzuty mam również do mechaniki walki, która sama w sobie jest więcej niż kompetentna. Strzelanie do przeciwników i walenie ich po pyskach bronią białą sprawia mnóstwo frajdy, a animacje śmierci są soczyście brutalne, więc jak najbardziej odczuwa się dzięki nim tę dziwną, zwierzęcą satysfakcję. Problem w tym, iż każda z klas postaci posiada na swoim wyposażeniu zaledwie cztery bronie, w tym jedną do walki w zwarciu i jedną „legendarną”, której elementy musimy najpierw znaleźć w grze. Jest to o tyle problematycznie, iż do ich zasilenia używamy zielonej i niebieskiej many, pełniącej tu funkcję amunicji. Pierwsza broń „palna” wykorzystuje zieloną, druga niebieską, a „legendarna” czerpie jednocześnie z obu pul.

Na papierze nie brzmi to jakoś strasznie, ale już w trakcie zabawy okazuje się, iż many notorycznie brakuje, co w zestawieniu z niekiedy imponująco licznymi chmarami wrogów oznacza, iż musimy oszczędzać ją tak często, jak to tylko możliwe. interesujący pomysł, ale w moim odczuciu kompletnie nietrafiony, bo mocno zwalniający tempo rozgrywki. Łomotanie przeciwników buzdyganem jest z początku przyjemne, ale w pewnym momencie ganianie się w kółko z grupką mniej groźnych zawodników, by oszczędzić amunicję, ponieważ za rogiem może czekać trudniejszy gagatek, zwyczajnie nuży. Plusem tego rozwiązania jest natomiast zmotywowanie gracza do używania licznych przedmiotów magicznych z ekwipunku – sojuszniczych minotaurów, odnawiających manę kielichów, odpychających wrogów talizmanów i wielu innych. Psikus polega jednak na tym, iż ponownie korzysta się z nich z niemałym bólem, bo co, jeżeli zaraz na arenę wkroczy boss, a my wyprztykamy się zarówno z many, jak i przedmiotów?

[See image gallery at pograne.eu] W efekcie czułem, iż nie czerpię z rozgrywki tyle frajdy, ile mógłbym, gdyby tej amunicji było zwyczajnie więcej. Szkoda, bo Hexen: Beyond Heretic naprawdę potrafi zachwycić projektem poziomów, tym razem rozbudowanych również nieco bardziej wertykalnie (można choćby skakać!). Olbrzymie, pełne witraży i ukrytych przejść zamki, straszące opustoszałymi budynkami mokradła i wszelakiego rodzaju twierdze i świątynie prezentują się prześwietnie, ale co z tego, jeżeli zasiadając do Hexena, każdorazowo wzdychałem ciężko, będącym zmuszonym do notorycznego chwytania za buzdygan.

Ambicja kulą u nogi

Jest to dla mnie niemałe zaskoczenie, bo o Hexenie słyszałem praktycznie same superlatywy, więc jakoś tak z miejsca założyłem, iż spodoba mi się on zdecydowanie bardziej, niż Heretic. Tymczasem wydaje mi się, iż przy Hereticu bawiłem się mimo wszystko lepiej, zwłaszcza iż obie te gry na obecnych sprzętach działają w zasadzie tak samo i dzielą ze sobą te same problemy, jak chociażby poruszanie się bohatera przy ruchu myszą i niska rozdzielczość (oczywiście mowa o natywnej wersji, bo wydane przez lata modyfikacje oraz wydane dzięki upublicznieniu kodu źródłowego Dooma porty skutecznie sobie z tym wszystkim radzą). Szkoda, bo finalnie, pomimo nowatorskich na tamten czas rozwiązań, Hexen: Beyond Heretic zmęczył mnie na tyle, iż na kolejne odsłony serii patrzę teraz z pewną niechęcią.

Gameplay


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału