Kącik Retro: Klonoa: Door to Phantomile (PS5). Pośród słodkich snów

2 dni temu

Z wiekiem najwidoczniej coraz bardziej dziecinnieję i zaczynają mi się podobać produkcje, których docelowym odbiorcą od dawna już nie jestem. Niby powinno mi być wstyd, wszak poważnemu, dorosłemu człowiekowi nie przystoi interesowanie się gierkami dla dzieci, ale ani ja zbyt poważny, ani zainteresowany tego typu normami społecznymi. Podążając za nimi, nie miałbym bowiem szansy na doświadczenie tego, jak cudowną grą jest Klonoa: Door to Phantomile, a przynajmniej jej remake wydany pierwotnie na Nintendo Wii, a kilka lat temu odświeżony w ramach kompilacji Klonoa: Phantasy Reverie Series.

Spis Treści

  • Fabuła
  • Oprawa
  • Rozgrywka
  • Czas trwania i poziom trudności
  • Podsumowanie


Kup Klonoa: Phantasy Reverie Series (PS5)

Wyśniona baśń

To, iż tytuł ten skierowany jest dla młodszego odbiorcy widać już na pierwszy rzut oka. Klonoa, jak ochrzczono głównego bohatera, to przesłodki amalgamat różnych zwierzątek. Ja widzę w nim przede wszystkim kota, ale według Yoshikiro Araia odnaleźć w nim można także psie i królicze elementy. Sama historia to natomiast swoista baśń osadzona w tytułowym Phantomile – krainie snów, której zagraża nagłe pojawienie się chcącego ją zniszczyć Ghadiusa. Zaskoczy absolutnie nikogo fakt, iż to właśnie Klonoa wraz ze swoim kulistym, zaklętym w pierścień kompanem Huepowem wyrusza w drogę, by pokrzyżować owe złowieszcze plany.

Nie potrzebuję zbyt wiele: kotopodobny bohater i jego kulisty kompan w zupełności wystarczą.

Nie da się ukryć, iż jest to historia należąca do tych prostszych. Próżno tu szukać wyjątkowej głębi, choćby biorąc pod uwagę docelowego odbiorcę. Ot, kolejna historia o przyjaźni, aczkolwiek solidnie poprowadzona i całkiem wciągająca, zwłaszcza pod koniec, kiedy całość nabiera rumieńców, a na jaw wychodzą skrywane przez bohaterów sekrety. Wprawdzie zwykle uznaję, iż solidny finał nie czyni retroaktywnie reszty opowieści dobrą, ale w przypadku Klonoa: Door to Phantomile ewentualne fabularne braki wynagradza cudowny, baśniowy i do bólu słodki klimat.

Kawaii~

Olbrzymią zaletą gry jest oprawa audiowizualna, która z pewnością może odstraszyć cierpiących na awersję do nadmiernej japońszczyzny. Klonoa z dumą nosi na piersi swoje pochodzenie, atakując gracza najdziwaczniejszymi, niekiedy abstrakcyjnymi, ale zawsze słodziutkimi projektami postaci oraz poziomów, obdarzając je przy okazji pstrokatymi kolorami. Popiskiwania bohaterów w trakcie dialogów, choć początkowo drażnią, gwałtownie podbijają serce gracza, a całości dopełnia fenomenalna i zwykle wręcz eksperymentalna muzyka. Remake na Wii zastąpił przy tym oryginalne płaskie sprite’y trójwymiarowymi modelami, acz wciąż można sobie w opcjach włączyć pikselowy filtr, przybliżający grę do wizualiów z 1997 roku. Opcja fajna, ale w moim odczuciu zbędną, bo współczesna oprawa wypada kapitalnie.

Poziomy są różnorodne zarówno tematycznie i wizualnie, jak i mechanicznie.

Solidność ponad rewolucję

Fakt, iż Klonoa: Door to Phantomile to platformówka 2,5D bynajmniej nie przeszkadzało twórcom w kreatywnym podejściu do tworzenia poziomów. W efekcie, choć poruszamy się wyłącznie w osiach X i Y, kolejne levele wiją się i zapętlają w najróżniejsze sposoby, trochę tak, jakbyśmy podróżowali wagonikiem kolejki górskiej. Część interaktywnych elementów, w tym przeciwników umieszczono również na drugim planie lub tuż przed pierwszy. Dzięki tym zabiegom całość nie przypomina zestawu liniowych tras do przebiegnięcia, a faktyczne, choćby jeżeli fantazyjne lokacje. Pomaga w tym również fakt, iż w zasadzie każdy poziom oferuje jakąś nowinkę, urozmaicającą zabawę, jak choćby kryształy do zebrania, prosta łamigłówka dźwiękowa czy spływ z nurtem rwącym potokiem.

Całkiem ciekawie zaprojektowano również walkę. Klonoa sam w sobie nie dysponuje żadnymi atakami, a w starciach z rozmaitymi przeciwnikami wykorzystuje wspomniany wcześniej pierścień. Ten służy bowiem nie tylko jako dom Huepowa, ale także swego rodzaju magnes, którym można przyciągnąć wrogów, by potem niczym Kirby posłać ich w kierunku pobratymców, przełącznika bądź jakiejś znajdźki. Mało tego, w trakcie skoku można dodatkowo cisnąć ich pod siebie, wykonując swoisty podwójny skok, pozwalający nam dotrzeć w miejsca, gdzie Klonoa normalnie nie mógłby dotrzeć, choćby wykorzystując swoją zdolność chwilowego unoszenia się w powietrzu przy pomocy uszu.

Walki z bossami to czysta przyjemność, w dużej mierze za sprawą ich pomysłowości.

Przystępnie, ale krótko

Namco wykorzystało tę zaledwie garstkę mechanik naprawdę nieźle, oferując zróżnicowane, acz raczek mało wymagające wyzwanie. Na późniejszym etapie rozgrywki dłonie faktycznie mogą zacząć się pocić, ale dorosły gracz raczej nie powinien mieć większych problemów z dotarciem do napisów końcowych. Trudno się jednak dziwić, wszak Klonoa: Door to Phantomile to gra projektowana z myślą o dzieciach, a dla nich platformowe wyzwania i rozmaici, kreatywnie wykorzystujący growe mechaniki bossowie faktycznie mogą niekiedy stanowić problem. Z myślą o nich w remake’u dorzucono opcję zmiany poziomu trudności na niższy (więcej zdrowia i nielimitowana liczba żyć), a w wersji na współczesne konsole dodatkowo można odpalić tryb dla dwóch graczy. Rola drugiego grającego ogranicza się natomiast do aktywowania drugiego skoku w powietrzu. Rzecz to dziwna, acz całkiem sensowna z perspektywy rodzica – latorośl gra, my ją wspieramy.

Dla wielu olbrzymim minusem z pewnością będzie krótki czas rozgrywki. Do napisów końcowych spokojnie dotrzeć można w 4-5 godzin, co było obiektem sporej krytyki w momencie premiery oryginału. Dziś nie boli to równie mocno, wszak Phantasy Reverie Series oferuje również kontynuację, a sama Klonoa: Door to Phantomile wzbogacona została w ramach remake’u o dodatkowych tryb odwrócony, pozwalający nie tylko na przejście gry w lustrzanym odbiciu, ale też na dotarcie do bonusowych, trudniejszych poziomów. Nieco więcej czasu można z gry wycisnąć, próbując zebrać wszystkie kryształy i uratować mieszkańców (kolejno po 150 i 8 na każdy poziom), aczkolwiek nie powinno to jakoś drastycznie wydłużyć Waszej przygody.


Pośród słodkich snów

Osobiście raczej nie przekładam wydanych pieniędzy na czas gry i stawiam raczej na jakość dostarczonego doświadczenia. o ile preferujecie długie gry, Klonoa: Door to Phantomile Was zawiedzie, ale o ile myślicie podobnie do mnie, dostarczy Wam ona kapitalną i jakże kreatywną przygodę, momentalnie rozwiewającą swoją słodkością otaczający nas jesienny mrok. Trudno nie zacząć bujać się w rytm przygrywającej muzyki bądź też uśmiechać się podczas uroczo piskliwych dialogów. To produkcja, która jest w stanie podbić serca zarówno dzieci, jak i starszych, choć ta pierwsza grupa będzie stała przed utrudnionym zadaniem ze względu na brak polskiej wersji językowej. Cóż, można to uznać za okazję do nauki języka, ale choćby i bez zrozumienia fabuły Klonoa: Door to Phantomile to piękna podróż do krainy snów.

Przeczytaj także

Klonoa: Phantasy Reverie Series – recenzja (PS5). Powrót klasyki


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse.


Idź do oryginalnego materiału