Silent Hill 2 zaraz po ujrzeniu napisów końcowych wywołał we mnie potrzebę rzucenia się w wir fanowskich teorii i analiz. To w moim odczuciu cecha tytułów wybitnych, a dzieło Team Silent takowe ze wszech miar jest. Nieprzyjemną dla mnie tego konsekwencją jest fakt, iż o Silent Hill 2 przez lata napisano już w zasadzie wszystko, więc jakiekolwiek moje spostrzeżenia dalekie będą od odkrywczych. Sądzę jednak, iż tekst ten ma pewną wartość w kontekście zeszłorocznej premiery rodzimego i niezwykle ciepło przyjętego remaku. W końcu pomyśleć można by, iż sięganie po pierwowzór, kiedy na rynku dostępna jest jego lepsza, to strata czasu. Oryginalny Silent Hill 2 debiutował wszakże w 2001 roku, więc ani to ładne, ani przyjemne do grania, więc po co się męczyć?
Spis Treści
- Fabuła
- Świat gry
- Rozgrywka
- Łamigłówki
- Warstwa techniczna
- Podsumowanie
Senna gonitwa z zjawą
Okazuje się bowiem, iż oryginał zestarzał się z niemałą gracją, choćby jeżeli w konkretnych miejscach działanie zęba nieustępliwego czasu staje się coraz bardziej widoczne. Wciąż kapitalne wrażenie robi jednak sama historia, pozwalająca nam wyruszyć wraz z Jamesem Sunderlandem w oniryczną podróż po ulicach wiecznie skąpanego we mgle tytułowego miasteczka, by spotkać się ze zmarłą żoną, od której dostał niespodziewanie list. Mam jednak wrażenie, iż zawiązanie akcji Silent Hill 2 jest już znane na tyle powszechnie, iż i bez powyższego zdania wiedzieliście dokładniej, o czym jest ta gra, a przynajmniej tak Wam się wydawało, o ile nigdy z nią bądź jakąkolwiek inną odsłoną serii nie mieliście do czynienia.

Silent Hill to horror zarówno w klasycznym tego słowa rozumieniu, ze wszystkimi potwornościami, które za sobą ciągnie, jak i w psychologicznym. To dziwne, mgliste miasteczko o uliczkach i korytarzach wijących się niczym labirynt, to wszakże swego rodzaju czyściec, do którego nikt nie trafia bez powodu. Clou opowieści stanowi zatem stopniowe zagłębianie się w historię napotkanych na naszej drodze, stojących na krawędzi szaleństwa postaci i odsłanianie nie tylko ich grzechów, ale także traum. Im bardziej te stają się dla nas jasne, tym mocniej w naszej głowie przebija się pytanie: dlaczego my też tu jesteśmy?
Oczywiście odpowiedzi nie zamierzam tutaj zdradzać, aczkolwiek jest duża szansa na to, iż – tak jak ja – zdążyliście trafić na nią kiedyś w sieci. o ile jednak tak się stało, to spokojnie, Silent Hill 2 bynajmniej nie opiera całej swojej fabularnej konstrukcji na jednym momencie, zamiast tego bawiąc niepokojącą atmosferą i pozwalając nam na docenienie okruszków prawdy, które twórcy rzucali nam przez całą przygodę, a które bez jej znajomości wydają się zaledwie mało istotnymi dziwactwami. Oznacza to, iż w tytuł ten grać można kilkukrotnie, każdorazowo odkrywając coś nowego, co tylko dopełni historii. Zwłaszcza iż gra posiada łącznie sześć zakończeń, wymagających różnego podejścia do rozgrywki. Ot, by nie zdradzać zbyt wiele, jednym z takich czynników jest to, jak prędko będziemy się leczyć po otrzymaniu obrażeń.

Metatekstualny róg obfitości
Nie bez powodu Silent Hill 2 uznaje się za jeden z najlepszych i najwcześniejszych dowodów na to, iż gry to nie tylko rozrywka, ale i sztuka. Twórcy w trakcie tworzenia garściami czerpali inspiracji od artystów pokroju Hitchcocka, Rembrandta czy Dostojewskiego, na powieści “Zbrodnia i kara” tego ostatniego opierając (dość luźno) historię Jamesa. Można w tym miejscu rzucić, iż odtwórczość ze sztuką nie ma nic wspólnego, ale twórcy bynajmniej nie kopiują, a mieszają w tym metatekstualnym kotle inspiracji, by wytworzyć coś zupełnie unikatowego i udaje im się to absolutnie kapitalnie. Warstwa artystyczna drugiego Silent Hilla to coś przepięknego w swojej obrzydliwości.
Świat gry jest przede wszystkim spójny z jej tematyką, która nie stroni bynajmniej od trudnych tematów i kontrowersyjnych motywów, wliczając w to te związane z seksualnością. Przeseksualizowani przeciwnicy, lubujący się sporadycznie oddawać cielesnym uciechom z innymi stworami mogą wydawać się śmiesznym przejawem “japońskości”, zwłaszcza w kontekście seksownych pielęgniarek bez twarzy, ale współgra to wręcz idealnie z historią Jamesa i jego psychiką. To oczywiście niejedyne interesujące motywy, to samo powiedzieć można pozbawionych logiki lokacjach, ciągnących się w nieskończoność korytarzach czy alternatywnej, pełnej rdzy i krat (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało) wersji tytułowego miasta, do której co rusz trafiamy.

Klasyka w bezpiecznej formie
O samej rozgrywce nie wspomniałem jeszcze zbyt wiele, bo ta jest po prostu kompetentna. Silent Hill 2 ujmuje przede wszystkim warstwą artystyczną, a nie technikaliami. U podstaw to bowiem w zasadzie ta sama gra, co pierwowzór z pierwszego PlayStation, czyli dość klasyczny survival horror, w którym bohaterem steruje się niczym czołgiem, a akcję gry obserwuje się z predefiniowanych kątów (aczkolwiek sama kamera potrafi się tu za nim poruszać), które w połączeniu z labiryntowymi niekiedy lokacjami potrafią wyłączyć poczucie zagubienia, jeszcze bardziej podsycając nasz niepokój. Na szczęście jest mapa, która w trakcie tej podróży okazuje się naszym najlepszym przyjacielem.
Po latach prostota gry działa natomiast na jej korzyść. Zwyczajnie nie miało się tutaj co zestarzeć, więc nie licząc samego sterowania, w zasadzie nie powinniście mieć powodów do krzywienia się przez archaizmy. Na normalnym poziomie trudności jest to też dość łatwa produkcja. Przeciwnicy, wliczając w to bossów, nie są zbyt dużym zagrożeniem, a amunicji i przedmiotów leczących znajduje się na tyle dużo, iż pod koniec byłem obładowany niczym wół juczny. No, głównie dlatego, iż by oszczędzać pociski, łoiłem wszystkich wrogów metalową rurą, broń palną (w trzech rodzajach) wyciągając tylko na “szefów”.

Pożywka dla umysłu
Tyczy się to również zagadek, bo takowych nie mogło przecież w survival horrorze zabraknąć. Co ciekawe, gra daje graczowi możliwość wyboru poziomu trudności zagadek w oderwaniu od walki, więc możecie dostosować doświadczenie pod własne predyspozycje. To miłe, bo łamigłówki na wyższych poziomach robią się zdecydowanie bardziej kompleksowe. Osobiście wybrałem tryb “normal”, który nie powinien sprawić Wam zbyt wiele problemów, aczkolwiek często najtrudniejszą częścią jest odnalezienie poszlak lub domyślenie się, o co chodzi twórcom. Reszta to już formalność.
Prostotę gry zaliczam mimo wszystko na plus. Silent Hill 2 straszy przede wszystkim atmosferą — wiecznym mrokiem i dziwnymi, nieludzkimi odgłosami tła, towarzyszącymi nam przez całą przygodę. Rozgrywka zwyczajnie spełnia swoją rolę, nie wyrywając nas ani na moment ze świata gry przesadzonym poziomem trudności, zamiast tego pozwalając nam spokojnie nurzać się w nim. My i tak się martwimy, wszak nie wiemy, co czeka nas za rogiem i czy wystarczy nam zapasów. Zwłaszcza iż stan rozgrywki zapisywać można wyłącznie w konkretnych miejscach. Jedyne, czego trudno mi bronić, to walki z bossami, które każdorazowo sprowadzają do biegania od jednego kąta do drugiego i ostrzeliwania przeciwnika, nim ten skróci dystans.

Sympatyczny staruszek w kontrowersyjnej edycji
Naprawdę nieźle zestarzała się natomiast warstwa audiowizualna. Fakt, wiek gry widać, ale Silent Hill 2 choćby po 24 latach może się podobać. Spora w tym zasługa mgły, ukrywającej pewne niedoskonałości, ale wciąż modele postaci, ich animacje, a także projekty lokacji prezentują się bardzo dobrze. Niezmiennie fenomenalna jest przy tym muzyka — dziwaczna, niekiedy delikatna, ale każdorazowo potęgująca niezwykły klimat gry. Na korzyść tego ostatniego grają też aktorzy, których może niezbyt wybitne aktorstwo tylko dodaje do onirycznego klimatu.
Na sam koniec warto wspomnieć o ogrywanej przeze mnie wersji, pochodzącej z otoczonej złą sławą składanki Silent Hill HD Collection. Fakt, remaster ten daleki jest od ideału i podjęto przy pracy nad nim kilka dziwnych decyzji, jak choćby ograniczenie mgły, przez co nieco bardziej widoczne są niedoskonałości oprawy, czy też nagranie nowych dialogów (na szczęście “dwójka” oferuje również oryginalne audio, czego nie można powiedzieć o “trójce”).
Na premierę grę trapiło też sporo problemów, prawdopodobnie wynikających w sporej mierze z konieczności odbudowania gry na bazie nieskończonego kodu (skończony zaginął). Na szczęście pojawiły się aktualizacje i w tej chwili grać można bez problemu w panoramie (co ma swoje konsekwencje, zwłaszcza w przerywnikach filmowych) i 60 FPS-ach. Przede wszystkim jednak Silent Hill HD Collection jest w tej chwili jedynym legalnym sposobem na zagranie w Silent Hill 2, o ile nie chcecie wydać kilku stówek na wersję na PlayStation 2.
Wybitny, nie doskonały
Niemniej niezależnie od tego, po którą wersję sięgniecie i na jakiej konsoli będziecie ją ogrywać, Silent Hill 2 zagwarantuje Wam niezapomnianą podróż do dosłownych głębin tytułowego miasteczka, a także ludzkiej psychiki. Nie bez powodu jest to tytuł absolutnie dziś kultowy. Fakt, może nie jest doskonały, bo psioczyć można na prostacką walkę czy stan techniczny edycji z Silent Hill HD Collection, ale to, iż coś nie jest doskonałe, wcale nie oznacza, iż nie jest wybitne. Czasem to właśnie te drobne skazy tego czegoś i dokładnie tak jest w przypadku Silent Hill 2.
Silent Hill 2 – recenzja (PS5). Polskie zderzenie z legendą
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!