Kącik Retro: Stranglehold (PC). Chiński sen

5 miesięcy temu

Romans kina z grami wideo trwa w najlepsze niemalże od momentu, kiedy w naszych domach zagościły pierwsze konsole. Już na Atari 2600 powstawały takie produkcje jak chociażby Halloween, Raiders of the Lost Ark czy – chyba najbardziej znana – E.T. the Extra-Terrestial. Za najciekawsze efekty tej toksycznej relacji (umówmy się, próby przełożenia obu tych mediów na język drugiego wypadają zwykle niezbyt udanie) uważam jednak tytuły, które albo garściami czerpią inspirację z klasyków kina, jak chociażby Max Payne, albo rozwijają znaną z filmu historię, czym reklamowano między innymi Scarface: The World is Yours. Obie te gry wymieniłem nie bez powodu, bo w 2007 roku Midway Games z pomocą reżysera Johna Woo połączyli ich elementy, dając światu Stranglehold.

Z filmu do gry

Podobnie jak w przypadku Scarface’a, Stranglehold stanowi kontynuację „Dzieci triady”, filmu Johna Woo z 1992 roku. Wcielamy się zatem w Tequilę, pracującego jako inspektor policji w Hongkongu protagonistę wspomnianego obrazu, odgrywanego ponownie przez Chowa Yun-fata, niedługo po tym, jak porwany zostaje jeden z policjantów. Nie potrzeba zbyt wiele czasu, zanim okaże się, iż nieszczęśnik skończył z kulką między oczami, a Tequila uwikła się w spisek lokalnej Triady i ukraińskiej mafii, którego ofiarami – co gorsza – są bliskiego inspektorowi osoby. Historia może nie jest zbyt głęboka czy specjalnie angażująca, ale śledzi się ją przyjemnie, zwłaszcza dzięki całkiem filmowej reżyserii.

Przerywniki filmowe wyreżyserowano z filmowym sznytem.

Tequila zamiast painkillerów

To jednak nie ona gra tutaj pierwsze skrzypce, a rozgrywka. Stranglehold momentalnie budzi skojarzenia z Maksem Payne’em. To bowiem trzecioosobowa strzelanka, której najważniejszymi mechanikami jest możliwość spowolnienia czasu w dowolnym momencie oraz widowiskowe akrobacje podczas strzelanin. Tequila niczym jego nowojorski odpowiednik rzuca się na ziemię, nieustannie prowadząc przy tym ostrzał. Uzależniony od środków przeciwbólowych gliniarz wygląda jednak przy nim jak stetryczały dziadek. Tequila świetnie radzi sobie bowiem również z wykorzystywaniem otoczenia. Stoły, balustrady, wózki kelnerskie, a choćby ściany mogą posłużyć tu jako sposób do widowiskowego pokonywania atakujących nas gangsterów. W trakcie wszystkich tych akrobacji akcja gry automatycznie zwalnia, ułatwiając zdejmowanie przeciwników. Klasyczne bieganie i strzelanie gwałtownie kończy się śmiercią, więc lepiej rozciągnijcie się przed rozgrywką i nauczcie się adaptować otoczenie do swoich potrzeb.

Psikus polega na tym, iż sam gaemplay dość gwałtownie okazuje się raczej monotonny. O ile widowiskowe fikołki bezustannie bawią, o tyle struktura samych misji nie powala. W większości musimy po prostu przejść do końca lokacji wypełnionych arenami, na których zalewani jesteśmy z każdej strony falami przeciwników. Potyczki uprzyjemniają niby sporadyczne „pojedynki”, w których trakcie unikamy kul, wychylając się w prawo i w lewo, oraz umiejętności specjalne Tequili (tzw. Tequila bombs), pozwalające mu chociażby na szybkie zabicie wszystkich wrogów lub uzyskanie chwilowej nieśmiertelności, które „ładujemy” wykonując stylowe zabójstwa, ale wciąż widok kolejnej areny zwyczajnie męczy, zwłaszcza iż samo strzelanie nie należy do najbardziej satysfakcjonujących. Broń po prostu nie ma „kopa”, więc gdyby nie te wszystkie fikołki, prawdopodobnie zanudziłbym się na śmierć.

Strzelaniny podczas zjadów po balustradach to tutaj Miànbāo powszedni.

Huragan zniszczenia

Na uwagę zasługuje natomiast fakt, iż twórcy zadbali o to, by niemalże każdy element otoczenia był zniszczalny, co w połączeniu z naprawdę przepięknymi i gęsto umeblowanymi miejscówkami robi kapitalne wrażenie. Tequila to istny huragan, zamieniający muzea prehistorii, klimatyczne chińskie restauracje i tryskające przepychem kasyna w powojenny krajobraz. Najpiękniejsze w tym jest to, iż akcja Stranglehold jest tak wartka, iż dopiero kiedy padną ostatnie strzały, a o posadzkę uderzą łuski i ciała, dostrzegamy destrukcję, której przed chwilą dokonaliśmy. choćby po latach robi to kolosalne wrażenie.

W rozkroku

Tego samego powiedzieć nie mogę niestety o oprawie graficznej. Stranglehold to produkcja z początków siódmej generacji konsol, a jej twórcy pracowali początkowo na jeszcze nieukończonej wersji Unreal Engine 3. W efekcie tytuł ten stoi gdzieś w rozkroku pomiędzy wizualiami drugiego a trzeciego PlayStation. Zatem choć lokacje wyglądają bardzo dobrze, to już modele i detale pozostawiają sporo do życzenia. Złego słowa powiedzieć nie można natomiast o udźwiękowieniu. Inspirowana orientalnymi motywami muzyka tworzy świetny klimat, a i gra aktorska wypada całkiem nieźle. Co ciekawe, polska wersja językowa niczym S.T.A.L.K.E.R. „wzbogacona” została o lektora. Sam gwałtownie z tego rozwiązania zrezygnowałem, ale fanom dawnego kina akcji zabieg ten może zapewnić zastrzyk nostalgii.

Pojedynki rozbijają monotonię walki, a przy okazji każdorazowo bawią.

[See image gallery at pograne.eu] Stranglehold jest już na tyle stary, iż można rozpatrywać go jako produkcję retro, ale wciąż na tyle młody, by bezproblemowo odpalał się na współczesnych systemach, nie wymagając tak naprawdę żadnej ingerencji w pliki gry. Spokojnie odpalimy ją w FullHD i 60 FPS-ach. Niestety fanów grania na padzie zasmuci informacja, iż choć Stranglehold debiutował na Xboxie 360, nie wspiera on kontrolerów Microsoftu (czy na dobrą sprawę żadnych innych), pozwalając na granie wyłącznie przy użyciu klawiatury i myszy. To strzelanka, więc nie jest to zbyt duży problem, ale trudno nie odnieść wrażenia, iż produkcję tę na czele z menu zaprojektowano z myślą o padzie. Problematyczna może się okazać również osadzona zbyt blisko bohatera kamera, wywołująca niekiedy poczucie dezorientacji, a przy szybszych ruchach myszą choćby lekką chorobę lokomocyjną.

Chiński sen

Niemniej Stranglehold to przez cały czas pozycja warta uwagi. Trapi ją kilka dolegliwości, a przy dłuższych posiedzeniach potrafi nieco znużyć, ale wciąż potrafi zapewnić tonę dobrej zabawy. Zresztą nie zdążycie się nią znudzić, bo napisy końcowe spokojnie można ujrzeć po zaledwie pięciu godzinach. Pierwotnie czas rozgrywki wydłużał tryb wieloosobowy, ale w tej chwili oficjalne serwery zostały wyłączone. Na pocieszenie w specjalnym sklepie można odblokować grafiki oraz filmy koncepcyjne. Jednak choćby z tymi brakami, Stranglehold stanowi świetną okazję na zaliczenie kilku wypełnionych akcją wieczorów.

Pasek z gameplayem, ale chcecie inny kolor:

Gameplay


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału