Kącik Retro: SWAT 3: Close Quarters Battle (PC). Starszy nie znaczy gorszy

3 godzin temu

Pamiętam moment, w którym po raz pierwszy ujrzałem SWAT 3: Close Quarters Battle i niczym Paździoch na widok zdjęcia młodego Arnolda Boczka, powiedziałem „a co to za gówno?”. Byłem wtedy oczarowany wciąż doskonałą czwartą częścią serii (lub ósmą, o ile wliczać wszystkie Police Questy, z których przecież SWAT się wywodzi), więc kiedy zobaczyłem, iż „trójka” jest od niej nie tylko dużo brzydsza, ale w dodatku na ekranie nie widać broni, skazałem ją na straty. Po latach, odrobinkę tylko mądrzejszy, postanowiłem naprawić błędy swojej młodości, dzięki czemu nie ominęła mnie ta perła.

W cieniu SWAT 4

Jeżeli graliście wcześniej w SWAT 4, to w SWAT 3 odnajdziecie się w mgnieniu oka. Założenia obu tych gier są bowiem niemalże identyczne. Obejmujemy rolę dowódcy tytułowej jednostki specjalnej, składającej się z dwóch dwuosobowych zespołów. To gra taktyczna z olbrzymim naciskiem na taktykę, choćby większym niż w SWAT 4. W pojedynkę nie zdziałamy tu zbyt wiele, bo prawdopodobnie gwałtownie skończymy z tyłkiem nafaszerowanym ołowiem, ale z odsieczą przychodzi nam właśnie czwórka naszych podkomendnych, którym możemy (i powinniśmy) wydawać najrozmaitsze rozkazy.

Pewnie nie zauważyliście koleżki ukrywającego się pod łóżkiem, co?

Cicha infiltracja kontra dynamiczna neutralizacja

W efekcie przez większość czasu stajemy się raczej biernymi obserwatorami akcji, aniżeli jej uczestnikami. Nie oznacza to jednak, iż gra jest nudna. Wręcz przeciwnie, oczekiwanie na efekty naszych rozkazów jest zaskakująco emocjonujące, bo nasi podwładni również potrafią paść od jednej, celnie posłanej kuli. Toteż w naszej gestii jest to, by zrobić odpowiedni rekonesans i zaplanować akcję tak, by maksymalnie zminimalizować ryzyko niepowodzenia. W tym celu otrzymujemy szereg komend, różniących się od siebie w zależności od tego, czy działamy w trybie cichym, czy dynamicznym.

Ten pierwszy stawia na metodyczne czyszczenie kolejnych pomieszczeń, otwieranie zamków wytrychem, sprawdzanie obecności przeciwników przy pomocy lustra i jak najdyskretniejsze przeprowadzanie aresztowań. Tryb dynamiczny natomiast to zupełna odwrotność – szybkie wejścia, wyważanie drzwi i granaty błyskowe. Jest to rozwiązanie zdecydowanie głośniejsze, ale za to szybsze, a czasami po prostu jedyne, bowiem w niektórych misjach goni nas czas. Miłym jest też to, iż pomiędzy każdym z trybów możemy się dowolnie przełączać, ale, prawdę powiedziawszy, jedynym potrzebnym jest dynamiczny. Działanie po cichu jest klimatyczne, ale korzyści są z tego niewielkie. Łatwiej po prostu „z buta wjechać” i wytłuc wszystkich terrorystów.


Niektóre misje wymagają również rozbrojenia bomby.

Pomyśleć trzeba, ale nie za dużo

Zwłaszcza iż SWAT 3: Close Quarters Battle na średnim poziomie trudności okazuje się całkiem przystępny, ponieważ AI towarzyszy jest więcej niż kompetentne i świetnie radzi sobie z przeciwnikami, ba, robi to choćby lepiej od tego ze SWAT 4. Zdarzyło mi się powtórzyć od czasu do czasu jakąś misję, ale nie działo się to zbyt często. Warto w tym miejscu odnotować, iż w trakcie akcji nie mamy możliwości zapisu stanu rozgrywki, więc w razie śmierci zaczynać musimy od nowa, ale iż zwykle realizowane są one 5-10 minut, to nie boli to zbyt mocno.

Sensowna, ale nie przesadna różnorodność

Same misje charakteryzują się sensowną różnorodnością, choćby jeżeli w przeciągu tych szesnastu zadań w większości wykonywać będzie podobne wytyczne – zneutralizować terrorystów, uwolnić zakładników, od czasu do czasu rozbroić jakąś bombę. Zróżnicowane są zatem przede wszystkim lokacje, bo odwiedzimy tu chociażby domki jednorodzinne, wille, kościoły, hotele, a choćby fatalna misja w kanałach się zdarzy. o ile to dla Was za mało, to możecie sobie urozmaicić rozgrywkę, wybierając co misję inne typy uzbrojenia czy wyposażenia, aczkolwiek nie ma tego zbyt wiele i ma to tak naprawdę marginalne znaczenie dla rozgrywki, więc osobiście kończyłem po prostu wyposażając wszystkich w M4 i kamizelkę kuloodporną.

Podejrzanych można zastrzelić, ale lepiej aresztować.

Zawsze można też uderzyć do trybu sieciowego lub wziąć udział w misjach kooperacyjnych, ale w tej chwili trzeba wcześniej znaleźć sobie do tego ekipę i połączyć się poprzez LAN. Fani jednostek specjalnych natomiast będą mogli przy okazji dowiedzieć się sporo o samej formacji i jej funkcjonowaniu poprzez wbudowaną „encyklopedię”. Ta wprawdzie nie jest tak rozbudowana, jak w Police Quest: SWAT, ale przez cały czas zawiera sporo informacji i stanowi miły, a zarazem klimatyczny dodatek do gry.

SWAT 3: Tactical Game of the Year Edition

SWAT 3: Close Quarters Battle otrzymało solidne wsparcie po premierze. Już w 2000 roku ukazała się wersja Elite Edition, dodająca do gry między innymi nowe misje i tryby rozgrywki sieciowej. 2001 rok przyniósł z kolei właśnie Tactical Game of the Year Edition, zbierającą w sobie to, co zostało dodane rok wcześnie, a przy okazji dorzucające do siebie garść nowości. Posiadacze tej edycji mogli się zatem cieszyć dodatkową, 7-misjową kampanią, szeregiem nowych broni, nowiutkimi mapami i trybami multiplayer, a także bonusową płytą CD, zawierającą ekskluzywne materiały audio i wideo, poświęcone taktykom jednostek SWAT.


Na uwagę zasługuje przede wszystkim nowa kampania, choćby ze względu na to, iż w jej misjach udział biorą jednocześnie dwa zespoły. Nad drugim z nich kontrolę objąć może zarówno drugi gracz, jak i sztuczna inteligencja. Świetny pomysł, ale niestety jego potencjał nie został w mojej opinii wykorzystany. Misje (pozbawione fabularnego łącznika, dodam, i w większości dziejące się na mapach z podstawki) nie zachwycają kreatywnością, głównie stawiając nas przed zadaniem zneutralizowania wszystkich przeciwników, od święta dorzucając kilku zakładników do uratowania. Co gorsza, wrogów na mapie jest zwykle zwyczajnie mało, a dwa pięcioosobowe zespoły walczące z trójką przeciwników mija się z celem. Zawartość tej edycji na szczęście dostępna jest za darmo, zarówno dla nabywców wersji cyfrowych, jak i posiadaczy oryginału.

Niechęć do nowoczesnych systemów

Problematyczna okazuje się niestety strona techniczna SWAT 3: Close Quarters Battle. O ile oprawa graficzna prezentuje się bardzo ładnie jak na rok produkcji, a i dźwiękowo jest wyjątkowo klimatycznie (nawet jeżeli krzyki towarzyszy, informacje od dowództwa i nasze komendy notorycznie zlewają się w istną kakofonię), o tyle już kultura działania gry wypada mocno tak sobie. Boli przede wszystkim niska rozdzielczość, niska liczba klatek i niezbyt wygodne sterowanie. To ostatnie poniekąd naprawić można w opcjach gry, po prostu zmieniając przypisanie klawiszy, ale już pozostałe bolączki wymagają ingerencji w pliki gry. Warto zatem zainstalować modyfikację Last Resort oraz dgVoodoo2. Całe szczęście jest to łatwiutkie, a skutecznie eliminuje większość problemów z działaniem.


Starszy nie znaczy gorszy

Pomimo pewnych zgrzytów SWAT 3: Close Quarters Battle choćby pomimo 25 lat od swojej premiery pozostaje w mojej opinii jedną z lepszych taktycznych strzelanek. Nie należy spodziewać się kapitalnej narracji środowiskowej i gęstego klimatu, którymi zasłynął SWAT 4, ale nie oznacza to, iż „trójka” jest od niego gorsza. Śmiem twierdzić, iż obie gry są sobie równe. SWAT 3 charakteryzuje się przede wszystkim lepiej działającym, choć odrobinę bardziej mechanicznym AI, a także zgrabniej poprowadzoną, choćby jeżeli przez cały czas niezbyt zajmującą historią (ot, terroryści chcą doprowadzić do końca świata). Jednak przede wszystkim tytuł ten wciąż sprawia masę frajdy i wsysa tak mocno, iż trudno będzie Wam się oderwać od „konkutera”.

Przeczytaj także

Police Quest SWAT 1+2 – by służyć i chronić!


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału