W pewnym wieku koncepcja godzin porannych zmieniała się z wczesno-popołudniowych na rzeczywiście ranne. Bazyl, nim zawitał na runy, zdążył skorzystać ze świstoklika do Londynu i z powrotem z powodu nagłego wezwania do pracy, które okazało się być kolejnym głupim wymysłem jego przełożonego. Kiedy pojawił się w sali nie wyglądał na szczęśliwego, ale był człowiekiem z natury nieszczęśliwym, wyglądającym na cierpiącego i adekwatnie w duszy chyba cierpiącym. Usiadł gdzieś przy ścianie, powitawszy się ...