Kupno tanich bułek to dziś gra. Ostrzegano nas przed tym w przeszłości

konto.spidersweb.pl 8 godzin temu

Idziesz na zakupy, wyciągasz telefon, chcesz sprawdzić, co dziś na promocji i właśnie wtedy zaczyna się wielka gra.

Wiele wielkich prognoz okazało się strzałem panu Bogu w okno. Nie ma sensu ich przytaczać, żeby nie robić przykrości autorom. Z drugiej strony to żadna ujma, skoro grono tych, którzy się pomylili, jest zacne i składa się z kilku znakomitości.

Popełnili jednak błąd albo to rzeczywistość okazała się być zbyt sroga. Dalej nasz dzień pracy nie kończy się po dwóch godzinach, wakacji nie spędzamy we własnym fotelu mając na głowie gogle przenoszące do innego świata, a samochody twardo trzymają się powierzchni i nie gonią samolotów. Za to mamy śmieszne piosenki na TikToku. Jest jak jest.

Wśród tych zapowiedzi przyszłości, jak się okazało kreślonych metodą chybił-trafił, przemknęła jedna, która się zrealizowała. I tak skutecznie, iż choćby nie zauważamy, jak bardzo na nas wpływa. To grywalizacja.

Mimo świadomości, iż ludzkość lubi rywalizować, kilka lat temu prędzej rzeczywiście założyłbym, iż wirtualna rzeczywistość będzie przełomem, a nie to, iż mechanizmy znane z gier sprawdzą się w prawdziwym życiu. A teraz patrzę na sklepową aplikację i trudno mi uwierzyć, jak bardzo to nami zawładnęło.

Niby nie ma nic prostszego niż sklepowa aplikacja. I tak kiedyś było. Wystarczyło zeskanować kod i miało się promocję. Z czasem jednak ich twórcy zaczęli od nas wymagać. Aby móc skorzystać ze zniżki należało aktywować kupon. Niewielkie wyzwanie, ale mimo wszystko promocja stała się pewną nagrodą. Tańsze banany, bułki czy makaron trzeba było zdobyć.

Dziś to zdobyć brzmi dużo bardziej dosłownie

Aplikacja mojego sklepu pokazuje mi pasek. Widzę na nim sumę pieniędzy i ile dzieli mnie od następnej nagrody, czyli specjalnego kuponu z jeszcze lepszą zniżką. Jest prawie jak mapa w grze, gdzie na końcu jest finałowy boss. W rzeczywistości jest nim kupon: po wydaniu 1000 zł zyskam 5 proc. rabatu na zakupy za maks. 200 zł.

Niczym w grze aplikacja pokazuje, ile brakuje mi do następnego kuponu i ile pieniędzy „zgromadzono”. A przecież ja nic nie odłożyłem, a wręcz przeciwnie – wydałem! Tymczasem moje pieniądze są jak punkty doświadczenia w grze, które z czasem będę mógł wydać na bonus w postaci ulepszenia postaci. W rzeczywistości tym ulepszeniem jest boczek w plastrach lub ser kanapkowy.

Pasek postępu to zadanie poboczne – można je zrealizować, ale nie trzeba. Główną misją są kupony, które się zmieniają. Czasami nowe wpadają codziennie, czasami co kilka dni. Niektóre dostaje się za zakupy. Trzeba je odblokować, biorąc udział w zdrapce. Macham palcem po ekranie i w napięciu czekam na to, co się wylosuje. Wyobrażam sobie teraz, iż mój mózg wtedy szaleje z radości, zastanawiając się, co wypadnie tym razem. To niby nie hazard, bo przecież nie zainwestowałem żadnych pieniędzy – choć wcześniej zrobiłem zakupy – ale podejrzewam, iż czynność aktywuje podobne emocje.

Spójrzcie, jak niegroźnie to wygląda

A jednak nieprzypadkowo zagrano tą kartą, dając nagrodę i wcześniejszą loterię. Tak od dawna działają też media społecznościowe. Przesuwając palcem liczymy, iż wypadnie coś ciekawego: śmieszny filmik albo intrygujący wpis. Tutaj gra toczy się o tańsze zakupy.

I można się z tego śmiać, ale o ile korzystacie ze sklepowych aplikacji, doskonale wiecie, iż one robią różnicę. 10 zł tu, 5 zł tam i w ciągu miesiąca zbiera się pokaźna suma. Wolicie mieć 250 zł w kieszeni, czy nie mieć? Proste pytanie.

Prawdziwym majstersztykiem jest tajemniczy kupon na warzywa i owoce. Obniża ich cenę o 40 proc., ale nigdy nie wiesz, co się trafi. Dowiesz się dopiero, jak klikniesz i poznasz szczegóły. Znowu: niby nic. A jednak z ciekawości zaglądam i jak widzę, iż są pomidory, to korzystam. To kolejna niewinna loteria, bo nigdy nie wiesz, co się trafi. Nagroda jednak jest. Zdobyłem ją po poświęceniu czasu i uwagi.

Jak w krótkim czasie przeszliśmy od gazetek reklamowych, gdzie wszystko było w miarę jasno opisane, to grania w gry o promocje

Do zdobywania niższych cen. Aktywowania, klikania, sprawdzania, co kryje się pod tajemniczym kodem. Tylko nieliczni mogą się z tej rywalizacji wypisać. choćby tym, którym 150 zł w jedną czy drugą nie robi różnicy, logika podpowiada, żeby brać udział. Skoro możemy zaoszczędzić, to czemu nie? Przecież to tylko kilka kliknięć.

A ta gra toczy się zresztą nie tylko w sklepie. Punkty wpadają za odebranie paczki. Zamówienie czegoś. Na wybranie automatu paczkowego kosztem drugiego wpływa już nie tylko odległość czy cena przesyłki, ale też to, jakie nagrody wpadną.

Fakt, iż dotyka to pozornie niewinnych czynności, bo tak prozaicznych i codziennych, sprawia, iż umyka nam to, w co daliśmy się wciągnąć. Zastanawiam się, czy ktoś kiedyś opisał taką rzeczywistość w jakimś dystopijnym opowiadaniu. Podejrzewam, iż nie – mogło to być zbyt błahe, a jednocześnie nieprawdopodobne. Spodziewaliśmy się być może większego zagrożenia, wariacji nt. chińskich systemów, szykowaliśmy się na potężnego przeciwnika. Daliśmy się uśpić, bo mechanizm jest przecież ten sam.

To właśnie nasza rzeczywistość. Sklepowa aplikacja z paskiem postępu odmierzającym do kolejnej promocji.

Zdjęcie główne: PhotoRK / Shutterstock

Idź do oryginalnego materiału