
Luty zleciał niepostrzeżenie, ale w sumie sporo tekstów udało się nam opracować. W marcu też nie próżnujemy! Już wleciały pierwsze recenzje lektur w marcu- Hulk konta Thor (
), Star Wars. Drużyna D (
), czy książkowa seria Overthinking (
) i Zawieszeni (
). Lecimy więc dalej- oczywiście z planszówkami!
Informacje/Pierwsze Wrażenia:

Trucizna to gra karciana, która na polskim rynku pojawiła się już lata temu. Jej historia sięga wręcz zamierzchłych czasów planszówkowania w Polsce. Ery, w której premiera gry stanowiła wydarzenie! Jedna nowość na pół roku i wszyscy z zapartym tchem śledzili jej wchodzenie na rynek. Swoją drogą- z punktu widzenia graczy- dobrze, iż mamy ten okres za sobą! Aktualnie jest szersze grono odbiorców i znacznie, znacznie większy wybór. Każdy znajdzie coś dla siebie! Czy na tak bogaty rynek warto wskrzeszać Truciznę? Zobaczymy.
.jpg)
Gra przeznaczona jest dla 2-6 osób, w wieku co najmniej 8 lat, z czasem rozgrywki przewidzianym na około 30 minut. Autorem gry jest Reiner Knizia, natomiast za nowe wydanie odpowiada Muduko. Już na pierwszy rzut oka można przyznać, iż poczynione zmiany wychodzą na lepsze- grafika jest przyjaźniejsza współczesnym odbiorcom. W środku czai się niespodzianka! Poza talią gry i wielkimi kotłami (karty), otrzymujemy notesik do liczenia punktów oraz wbudowane rozszerzenia (dodatkowe karty goblinów, trucizn i antidotum). Aktualne wydanie zawiera także usprawniony wariant dwuosobowy (choć dla mnie zawsze to będzie imprezówka). A wiecie, co cieszy najbardziej? Że nie zmieniono ceny! Wciąż grę można dostać za ok. 30 zł.
Zasady:

Pełnych zasad nie będziemy przytaczać- z jednej strony są proste, z drugiej- powszechnie znane. Na pewno znajdziecie w sieci szczegółową instrukcję, a na jej przeczytanie przeznaczycie może z 4 minuty. Oto szybka teoria: przygotowując grę, umieszczacie kociołki na środku, a przetasowaną talię rozdajecie po równo między uczestników. Rozpoczynamy!

W swojej turze dokładamy kartę do jednego z kociołków. jeżeli jest to pierwsza karta- definiuje ona kolor mieszanej w nim mikstury. Każda kolejna musi już pasować. Tury rozgrywamy naprzemiennie, dopóki... W jednym z kociołków nie zostanie przekroczona wartość 13. Uczestnik, który do tego dopuścił, zgarnia leżące na nim karty i rozpoczyna mieszanie kolejnego eliksiru. Rozdanie toczy się do zagrania ostatniej karty. Sama gra trwa tyle rund ilu jest graczy, a zwycięzcą zostaje osoba z... najmniejszą liczbą punktów! Uwaga! Punktowanie w Truciźnie jest cwane i odbywa się po każdym rozdaniu. Każda zebrana karta to -1 punkt, ale jeżeli posiadamy większość w zebranym kolorze, ignorujemy dane karty podczas punktacji. Znaczy to- iż nie zawsze przegra osoba, która zgarnęła najwięcej stosów (trza to robić sprytnie!).

W aktualnym wydaniu grę możemy rozbudować o dwa dodatkowe aspekty: gobliny oraz trucizny i antidota. Pierwsza opcja to pomocnik, który jednorazowo usunie nam z kociołka uciążliwą wartość. Druga to dodatkowe karty, które wtasowujemy do talii. Na potrzeby dokładania zarówno trucizny, jak i antidota uznawane są za jokery, czyli karty o dowolnym kolorze. Zmianę wprowadzają dopiero po zakończonej rundzie. Każda trucizna liczy się jako -2 punkty. Każde antidotum niweluje karę z jednej karty trucizny. Ot, wszystko!
Wrażenia:

Muszę przyznać, iż zmiana wizerunku bardzo dobrze może odbić się na odbiorze gry. Mało tego- podejrzewam, iż przysporzy jej dużej popularności. Przyjemne, kolorowe grafiki to zawsze uniwersalny klucz do serc planszówkowiczów. A jeżeli chodzi o samą grę? O to się nie boję. Trucizna to klasyk i nie stała się nim bez przyczyny.
Pomijam, iż to sztandarowy tytułów Reinera Knizii (i jedna z pierwszych poznanych przeze mnie gier karcianych!). Chodzi tu o uniwersalne cechy, które Trucizna upycha w maluśkim pudełeczku. Rozgrywka jest prosta, zrozumiała i przyswajalna choćby dla nieplanszówkowych odbiorców (zagracie praktycznie w każdym wieku!). Jej regrywalność i płynność to skarb, który tylko karcianka potrafi zaserwować. Od lat zaraża tłumy i niezależnie od growego zaangażowania (nawet po takim czasie!), wciąż rozbudza ten magiczny syndrom kolejnej partyjki. A wiecie, co stoi za tym nienasyceniem? Przystępna interakcja negatywna, która wręcz uzależnia. Nie jest brutalna, wynika raczej z "układu" kart (a w każdym razie takich argumentów przystało używać 😂), ale jak kogoś się uda wpakować na minę, to satysfakcja gwarantowana. Szkoda, by taki malutki (acz gigantyczny) karciany klasyk zaginął w cebulionach nowych pudeł.

Tym lepiej dla tytułu, kiedy za reaktywację bierze się Muduko. Nie ukrywajmy, iż odświeżenie szaty graficznej to jeden z głównych czynników wpływających na atrakcyjność. Możecie też być pewni wydania z niespodzianką (do czego Muduko zaczyna nas przyzwyczajać 😍). Klasyczna Trucizna- już sama w sobie dobra- zostaje wzbogacona o dwa (mini, ale zawsze!) rozszerzenia. Niby niewiele, wręcz kosmetyczna zmiana, ale są ważne. Poza od lat wkręcającą rozgrywką, która sprawdzi się na kocyku, w trasie, w przerwie między tytułami, czy posiadówce ze znajomymi, zachęcają starych wyjadaczy, by- tak jak ja- sięgnęli po tytuł i przypomnieli sobie ten sentymentalny zachwyt.
Plusy:
+ stare, ale jare!
+ wciąż może wkręcić w planszówki całe pokolenia
+ proste zasady gry karcianej
+ cwany mechanizm punktujący
+ przyjemna i zrozumiała gra dla całej rodzinki
+ interakcja negatywna
+ nowa szata graficzna
+ dwa mini dodatki
+ uczciwa cena
+ wariant dwuosobowy (ale gra weselsza na większą ilość osób)
Minusy:
<nie stwierdzono uchybień>
T.
Przydatne linki:
znajdziecie nas na Instagramie
TUTAJ dołączycie do nas na Facebooku
TUTAJ poczytacie o grze w serwisie Planszeo
TUTAJ kupicie grę z 20% rabatem, jeżeli wpiszecie kod TRUCIZNA