Nie trzeba wiele, by mnie zainteresować. Na dobrą sprawę wystarczy, iż gra będzie zawierała mechy i jestem kupiony. W ten sposób zapełniłem pewnie ⅓ mojej życzlisty, a także dałem się naciągnąć na gry nieco mniej wartościowe od innych. W przypadku Mechabellum także dałem się namówić bez większego namysłu. Fakt, wykorzystanie “Mecha” w tytule mogło być pewnego rodzaju ostrzeżeniem, ale opisanie tej gry jako strategii, a także wykorzystanie w nazewnictwie łaciny skutecznie uśpiło moją czujność. Czy stałem się ofiarą skutecznego marketingu?
Spis Treści
- Gameplay
- Taktyka
- Tryby gry
- Oprawa audiowizualna
- Podsumowanie
Tu nie ma co gadać, trzeba walczyć – gameplay
Jestem niemal pewny, iż Mechabellum nie ma fabuły. Na stronie gry na Steamie nie ma o niej wzmianki, a zbyt podekscytowany perspektywą kierowania mechami od razu przeszedłem do samouczka. Jednak choćby gdyby w tej produkcji oferowano jakąkolwiek historię, byłaby ona dla samej rozgrywki absolutnie bez znaczenia. To bowiem gra taktyczna, w której gracze stają naprzeciw siebie – bądź botów – wystawiają swoje jednostki i posyłają je do boju. Celem jest zniszczenie sił przeciwnika przy jednoczesnym zminimalizowaniu strat po swojej stronie.
Walka odbywa się w turach, ale jest w dużym stopniu zautomatyzowana. My decydujemy, jakie jednostki staną na polu bitwy i gdzie się na nim znajdą. o ile wystarczy nam środków, możemy dokupić pewne niespodzianki czy pułapki i je także rozstawić w terenie. Tu jednak kończy się nasza rola. Nasze siły samodzielnie ruszą do boju i w trakcie samej potyczki nie mamy żadnego sposobu na korekcję taktyki, ani żadną interwencję. Trzeba wykazać się więc sprytem i usiłować przewidzieć posunięcia przeciwnika, jednocześnie trzymając kciuki, iż nasze własne okazały się nieprzewidywalne. Po wysłaniu armii w bój pozostaje nam tylko podziwiać skalę zniszczenia.
Taktyczny róg obfitości
Sama część taktyczna oferuje jednak więcej możliwości, pozwalając na popuszczenie wodzy fantazji na różne sposoby. Przede wszystkim sama decyzja o tym, gdzie rozstawić oddziały, ma wielkie znaczenie. Gra podpowiada, w którym kierunku udadzą się nasze siły, czy będą atakować najbliższych przeciwników, czy też udadzą się dalej, zniszczyć jeden z dwóch budynków wroga. To może mieć decydujące znaczenie, gdyż likwidacja jednego z nich na kilka sekund daje nam ogromną przewagę, spowalniając przeciwników i sprawiając, iż stają się bardziej podatni na nasze ataki. Dodatkowo możemy też zadecydować, by oddział ujawnił się z lekkim opóźnieniem, atakując od flanki.
Zresztą, ogrom wyboru mamy też w przypadku samych jednostek – tych jest kilkadziesiąt do zrekrutowania. Każda ma swoje zalety i wady. Jednych jest mnóstwo, inne są pojedyncze, atakują wręcz bądź dystansowo, specjalizują się w obieraniu na cel jednego przeciwnika, czy też skupiają się na zwalczaniu dużej liczby słabszych jednostek. Każdy oddział ma też swoje potencjalne ulepszenia, a także z czasem zyskują więcej doświadczenia. Biorąc pod uwagę, iż przeciętna walka składa się przynajmniej z kilku tur, pod koniec na mapach potrafi zrobić się naprawdę tłoczno i chaotycznie. Być może więc to i lepiej, iż po rozpoczęciu walki możemy już tylko się przyglądać. Zwłaszcza iż design oddziałów jest jedną z lepszych cech Mechabellum i potrafi zaimponować.
Nie ważne, w jaki sposób, ważne, iż z mechami
Gra oferuje kilka trybów rozgrywki, jednak w praktyce większość z nich wygląda niemal bliźniaczo podobnie. Możemy walczyć z SI albo z prawdziwymi graczami, a choćby toczyć starcia w nieco większych grupach do czworga przeciwników. Przyznam, iż lepiej grało mi się przeciwko komputerowemu oponentowi, z tego prostego powodu, iż walki toczyły się szybciej. Na rozstawienie swoich jednostek mamy około minuty, więc jeżeli gracz po drugiej stronie wykorzysta każdą drogocenną sekundę, starcie może trwać choćby kilkanaście minut. W przypadku walk z SI są one dużo krótsze. Szczerze mówiąc, wrażenia ze starć mocno się nie różnią, bo tak, czy siak, po rozstawieniu naszych sił po prostu obserwujemy dalsze wydarzenia. Z tego prostego powodu przekładałem sztuczną inteligencję nad prawdziwą głupotę.
W menu gry pomiędzy potyczkami też jest na czym spędzić czas. Mamy miejsce na szkolenia, ale także szczegółowy podgląd jednostek i ich potencjalny rozwój. Im więcej bitew stoczymy, tym wyższy poziom konta zdobywamy, a wraz z nim odpowiednią “walutę”, za którą możemy usprawniać nasze oddziały do przyszłych bitew. Jest tutaj ogromny potencjał do eksperymentowania. A jakby było nam mało, znalazło się oczywiście i miejsce na battle passa, w którym znajdziemy walutę premium, którą z kolei możemy wydać na masę elementów kosmetycznych. Choć, moim zdaniem, nie są one warte pieniędzy, biorąc pod uwagę, jak małe są nasze jednostki na polu bitwy.
Ładnie, ale bez polotu, z kilkoma wadami
Gra ogólnie prezentuje się naprawdę ładnie, choć nie powoduje opadu szczęki jakością grafiki. Mimo tego jest ładnie i spójnie, więc nie ma na co narzekać. Gra działa też zaskakująco sprawnie choćby na wiekowym już laptopie, gdzie na średnich ustawieniach klatkaż nie spadał poniżej 40 FPS-ów. To robi wrażenie, zwłaszcza patrząc na późniejsze etapy bitew, często z setkami jednostek i licznymi eksplozjami. Szkoda więc, iż muzyczna strona gry prezentuje się bardziej ubogo. Jest, co prawda, poprawnie, przygrywają nam jakieś futurystyczne marsze, ale nie jest to jednak nic, o czym warto by pisać listy do domu. Za to odgłosy z pola bitwy są odpowiedniej jakości i wszystko brzmi odpowiednio soczyście i satysfakcjonująco.
Jedyną uwagą techniczną, jaką mogę mieć, to długie czasy wczytywania choćby w przypadku walk z komputerem. Do tego stopnia, iż praktycznie przed każdą bitwą system pytał mnie, czy chcę czekać, czy być może jednak zamknąć aplikację, która zbyt długo nie odpowiada. Fakt, może być to spowodowane nieco wiekowym już sprzętem, ale w żadnym innym tytule nie miałem takich sytuacji. Dużym plusem z kolei jest to, iż gra działa na Linuksie bez najmniejszego problemu i konieczności jakiegokolwiek grzebania w ustawieniach gry. Największą wadą gry z kolei może być jej charakter, trącący mocno grami mobilnymi. Da się jednak to przełknąć, a część opcji po prostu zignorować.
Podsumowanie
Moje doświadczenia z Mechabellum były istną karuzelą emocji. Z początku była wielka ekscytacja mechami, która ustąpiła zawodowi po uświadomieniu sobie auto-battlerowego rodowodu gry. Ten z kolei został gwałtownie wyparty przez satysfakcję płynącą z samej rozgrywki. I choć ten tytuł to żaden hit i absolutnie nie jest choćby w TOP10 najlepszych gier o mechach, w jakie grałem, bawiłem się w nim wybornie, wsiąkając na długie godziny. Tutaj doskonale można doświadczyć syndromu jeszcze jednej walki, gdyż często starcia przegrywamy o włos. A ta adrenalina potrafi porządnie uzależnić.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Rocky Oceans.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.