Metal Gear Solid – recenzja (PS5). Czy da się w to grać w 2025 roku?

1 miesiąc temu

Potraficie sobie wyobrazić, iż fani kina oglądają każdą nowość, ale nie znają największych klasyków? Na przykład iż nigdy nie widzieli Ojca chrzestnego czy Forresta Gumpa? Przenieśmy tę sytuację na nasze growe podwórko. Od dawna wydawało mi się, iż powinienem zabrać się za nadrabianie największych hitów z przeszłości. Pierwszy wybór padł na Metal Gear Solid z edycji Master Collection. Jak wielki hit Hideo Kojimy broni się w 2025 roku? Zapraszam na recenzję klasyka z perspektywy gracza, który chce zrozumieć fenomen tej serii i jej autora.

Spis Treści

  • 27-letnia taktyczna akcja szpiegowska
  • Pomysły i kreatywność wylewające się z poligonów
  • Historie w grach mogą być naprawdę dziwne
  • Nie wszystko będzie działać „do końca świata”
  • Będę chciał więcej, panie Hideo

27-letnia taktyczna akcja szpiegowska

Moją największą obawą była oczywiście rozgrywka. W końcu jest to produkcja sprzed prawie 30 lat. Możecie tylko sobie wyobrazić, jak duże i pozytywne było moje zaskoczenie, gdy okazało się, iż gameplay potrafi dać tutaj mnóstwo frajdy. I mówię to jako osoba, która wcale nie jest wielkim fanem retro.

Co naturalne, gra ma parę charakterystycznych dla pierwszego PlayStation archaizmów. Celowanie nie należy dziś do najprzyjemniejszych. Można odczuć też lekką irytację, gdy Snake co chwilę przylega nam do ściany. Zwłaszcza iż najczęściej wcale tego nie chcemy. Do tego dochodzi jeszcze kilka mniejszych rzeczy, które dotyczą przestarzałego sterowania. Żadna z nich nie wzbudziła we mnie jednak większej frustracji. Wiedziałem, na co się piszę, sięgając po tytuł z końcówki poprzedniego stulecia.

Troszkę narzekań mamy za sobą. Co w takim razie sprawia, iż rozgrywka z Metal Gear Solid broni się do dziś? Nie jestem największym fanem skradanek, a unikanie przeciwników naprawdę mi się podobało. Było idealne jak na możliwości techniczne tamtych czasów – płynne i nieskomplikowane – czyli zupełnie inaczej niż w przypadku arsenału, którym dysponuje Snake. Broni i przedmiotów jest tu cała masa: od spluw, przez różne granaty i wyrzutnie rakiet, na kartonach i papierosach kończąc. Taki wachlarz możliwości zdecydowanie rekompensował mi chociażby problemy ze sterowaniem. No i – co najważniejsze – dostarczał świetnej zabawy.

Są jeszcze starcia z bossami. adekwatnie każda z tych walk jest inna i wymaga od nas wyjątkowego podejścia, w tym użycia różnych broni i przedmiotów lub zmusza nas do innego sposobu poruszania się. Może nie grałem na PSX tak dużo jak na nowszych konsolach, ale nie potrafię wskazać drugiego tytułu, który ten element robił tak dobrze. Pomysłowość stoi tu na najwyższym poziomie, a więcej o tym za chwilę.

Pomysły i kreatywność wylewające się z poligonów

Zawsze zastanawiałem się, skąd wziął się fenomen Metal Gear Solid i kult Hideo Kojimy. Czy znam już odpowiedź na te pytania? Chyba jeszcze nie, jednak jakiś obraz tego zjawiska już mi się w głowie kształtuje. Kiedy gra rzuca we mnie tak wiele kreatywnych rozwiązań i pomysłów, nie mogłoby być inaczej.

Uważam, iż pomysłowość to najmocniejszy element całej produkcji. Przez całą historię towarzyszą nam momenty, których się nie spodziewamy i nie są to żadne tanie sztuczki. Twórcy zmuszają nas do wytężenia szarych komórek. Nie da się przez tę grę przebiec, zabijając po drodze wszystko jak popadnie. Często musimy się zastanowić nad tym, co teraz zrobić. Spróbować powiązać obecną sytuację z tym, co mamy w ekwipunku i jak wygląda otoczenie. Sprawdzić, w jaki sposób możemy wykorzystać wszystko, co mamy do dyspozycji – łącznie z rozmowami przez Codec.

No właśnie, Codec. Kolejny pomysł, którego jestem fanem. Poprowadzenie większości fabuły poprzez rozmowy przez futurystyczną krótkofalówkę to strzał w dziesiątkę. Świetnie pasuje to do wykonywanej przez nas misji szpiegowskiej, chociaż bardziej niż jako urządzenie do przekazywania rozkazów czy zapisywania gry, cenię sobie jego inne możliwości. Najciekawszą opcją było dla mnie dzwonienie i rozmawianie z postaciami bez żadnego powodu. To, iż ktoś już wtedy wpadł na taki pomysł, jest dla mnie niepojęte. Świetne rozwiązanie do poszerzenia świata, charakterów i fabuły.

Większość tych pomysłów jest według mnie trafiona. Zmusza do myślenia i kombinowania, chociaż nie ukrywam, iż nie jestem w stanie do końca zrozumieć ryzyka przy niektórych z nich, głównie tego, jak wygląda słynna walka z Psycho Mantisem. Dziś wszyscy wiemy, co trzeba tam zrobić, ale wtedy? Młody ja pewnie bym się strasznie tym irytował. Możliwe, iż nie skończyłbym wtedy tej gry. No bo jak ktoś ma wpaść na tak absurdalne rozwiązanie pomysłu? Koniec końców, patrząc na popularność Metal Gear Solid, ryzyko się chyba opłaciło.

Historie w grach mogą być naprawdę dziwne

Zawsze zakładałem, iż to pokręcona historia jest motorem napędowym serii i chyba założeniu temu jest całkiem blisko do prawdy. Pierwszy Metal Gear Solid ma dziwną fabułę. Wcielamy się w postać Solid Snake’a – legendarnego żołnierza, który został wysłany na misję infiltracyjną w celu powstrzymania nuklearnego zagrożenia. Podczas poznawania tej historii będziemy świadkami wielu absurdów i niespodziewanych twistów. Miałem wrażenie, iż to jakaś wyjątkowa mieszanka hollywoodzkiego filmu z brazylijską telenowelą, hybryda poważnej atmosfery z tanimi, ale efektywnymi żartami. Wszystko to posypane solidną dawką pozytywnego cringe’u.

I na mnie to działa. Chciałem wiedzieć, co stanie się dalej. Czułem motywację do rozwiązywania kolejnych problemów, do likwidowania kolejnych przeciwników. Wszystko po to, by obejrzeć kolejną, niesamowicie długą scenkę przerywnikową. Bardzo lubię historie w stylu „spodziewaj się niespodziewanego”. To zdanie bardzo dobrze obrazuje moje odczucia po skończeniu gry. W pewnym momencie nie zdziwiłbym się, gdyby za chwilę na całą mapę spadł meteoryt, z którego wyszłyby jakieś kolorowe, kosmiczne dinozaury. Serio.

Parę słów należy się też postaciom. Nie są to najciekawsze charaktery, z jakimi spotkałem się w grach wideo. Jednak będą one jednymi z tych, które najmocniej zapadną mi w pamięć. Jak na tak krótką grę, twórcy wcisnęli ich w tę historię całkiem sporo. Zachowując przy tym dbałość o to, by każda z nich była wyjątkowa na swój sposób. Udało im się również sprawić, by zaczęło mi zależeć na losie niektórych z nich. A to już coś co warto pochwalić.

Nie wszystko będzie działać „do końca świata”

Byłoby jednak dziwne, gdyby jedyną skazą gry z lat dziewięćdziesiątych było tylko archaiczne sterowanie. Grając w Metal Gear Solid w 2025 roku, było parę rzeczy, które trochę mi przeszkadzały. Nie da się zmienić przycisku, którym zatwierdza się wybór w menu (kółko na PS5 – dla mnie nienaturalne), a przynajmniej ja nie znalazłem takiej opcji. Bardziej bolał brak możliwości zapauzowania cutscenek. Są one naprawdę długie i jest ich wiele. Oryginalne doświadczenie oryginalnym doświadczeniem, ale to akurat można byłoby unowocześnić.

A jeżeli chodzi o sam projekt gry, to najbardziej wadził mi backtracking. Nie było go bardzo dużo, jednak gdy już trzeba było się po coś wrócić, to nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż miał on na celu wydłużenie rozgrywki. Wracając do znanych już lokacji, prawie nic się w nich nie zmieniało – za to odradzali się pokonani już przeciwnicy. Podobno jest jakiś sposób na szybką podróż, ale – jak wiele rzeczy w tej grze – jest on mocno nieoczywisty.

Będę chciał więcej, panie Hideo

Podsumowując, cieszę się, iż zdecydowałem się zagrać w Metal Gear Solid. Czuje, iż obcowałem z pozycją wyjątkową i iż zmniejszyłem moje zaległości w ogrywaniu klasyków. To było interesujące doświadczenie, od którego oczekiwałem zupełnie czegoś innego. Nie znaczy to jednak, iż jestem w jakikolwiek sposób rozczarowany. Dobrze się czasem zaskoczyć. Nie zawsze rozjechanie się rzeczywistości z oczekiwaniami musi być złe. Odpowiadając na tytułowe pytanie – w Metal Gear Solid jak najbardziej da się grać w 2025 roku. Ta produkcja zestarzała się godnie. To wciąż świetna gra, która naprawdę warto znać. Zachęciła mnie również do poznania całej serii więc spodziewajcie się w przyszłości podobnego tekstu na temat drugiej części.

Przeczytaj także

Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 – recenzja (PS5). Powrót do klasyki


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Idź do oryginalnego materiału