
OPINIA | Choć jako nastolatek spędzałem więcej czasu przy serii Battlefield niż przy Call of Duty, to oryginalne Modern Warfare 2 z 2009 roku darzę szczególnym sentymentem. To moja ulubiona część serii - znałem w niej wszystkie mapy i miałem perfekcyjnie ułożone zestawy wyposażenia, czerpiąc wielką przyjemność z gry. Dość entuzjastycznie przyjąłem więc wieść o tym, iż Modern Warfare 3 zaoferuje mi nostalgiczny powrót do tych samych lokacji w zremasterowanych wersjach. Teraz, po ograniu zamkniętej bety, wiem już, iż to trochę za mało.
Activision zdecydowało się w tym roku na dość nietypowy dla Call of Duty krok. W 2019 i 2022 roku otrzymaliśmy odpowiednio Modern Warfare i Modern Warfare 2 - obie odsłony od Infinity Ward - a teraz, zaledwie rok później, Modern Warfare 3, ale od ekipy Sledgehammer Games. Inny zespół deweloperski teoretycznie mógłby zapewnić grze odpowiednią świeżość, ale po zamkniętej becie mam wrażenie, iż nowa odsłona serii cierpi na brak tożsamości - to wygląda po prostu jak Modern Warfare 2 (oczywiście to nowe).
Na moje nieszczęście zwiększono tempo, które choćby w „wolnych” CoD-ach jest dla mnie już na granicy akceptowalności. Głównym winowajcą są wślizgi, które są szybsze, pozwalają dostać się dalej, a dodatkowo umożliwiają ruch zwany slide cancelingiem, czyli po prostu anulowaniem wślizgu poprzez skok lub ponowne naciśnięcie przycisku kucnięcia. Na szczęście wiele map z oryginalnego Modern Warfare 2 wspiera też walkę na średni i dłuższy dystans, co naturalnie zmniejsza szalone tempo. Miejscami przydaje się choćby sprytne używanie ostrzału z podparcia na przeszkodzie, które blokuje nasz ruch, ale zwiększa celność.