Co jest największym plusem Starfield? Walka? Historia? Postaci? Moim zdaniem, to co wyróżnia tę produkcję spośród innych, to przede wszystkim eksploracja. A co sprawia, iż jest ona taka przyjemna? Autentyczność. Tak się żyje cywilizacji kosmicznej!
Witaj podróżniku! Przed nami dziesiątki lat świetlnych podróży! Dystans z Układu Słonecznego do Alfa Centauri, to dopiero początek naszej wspólnej wyprawy. Tekst o Starfield ze względu na ogrom materiału podzielę na przynajmniej trzy części. Nie przedłużając, zapraszam Was do pierwszego z nich!
Cywilizacja kosmiczna
7 maja 2330 roku, to właśnie tego dnia rozpoczyna się akcja gry, ale by lepiej zrozumieć przedstawiony świat musimy się nieco cofnąć. Według twórców człowiek ląduje na Marsie w 2050 roku, do roku 2100 już w zasadzie ludzkość mieszka wśród gwiazd. Natomiast w 2156 kolonizujemy układ Alfa Centauri.
Co, jak i dlaczego, będziecie mogli dowiedzieć się z gry. Ale ważna dla was jest informacja, iż oto mamy cywilizację, która podbiła kosmos. Ludzie rozpierzchli się po licznych układach gwiezdnych, kolonizując, co się dało. Przez nieco ponad 150 lat od dotarcia do Alfy Centauri ludzkość dysponuje napędem grawitronowym, a podróże między układami są całkiem komfortowe.
Niestety, kosmos to mało przyjazne miejsce, a ludzkość musiała się do trudnych warunków zaadaptować. Ten cały wykład był potrzebny, by zrozumieć, jak wygląda świat wykreowany przez twórców w Starfield. Dlaczego? Ponieważ co widzimy w grze, jest podyktowane podbojowi kosmosu… który już się dokonał.
Takie przynajmniej odnoszę wrażenie, iż widzimy ludzkość na 150 lat po podboju galaktyki. Ślady naszej kosmicznej cywilizacji można znaleźć niemal na każdej planecie. Krzepniemy w nowym środowisku. I choć podziałów jest między nami mnóstwo, to wywodzimy się z jednego miejsca. Daje to pole do popisu różnorodności dla twórców, ale swoją fantazję trzeba trzymać na wodzy, by nie popaść pastisz. I na tyle, ile grałem, mogę przyznać, iż twórcom się ta trudna sztuka udała.
NASA-punk wchodzi do gry
Projektanci Bethesdy podeszli do wizji świata z dużym realizmem. I ma to plusy i minusy, o tych drugich później. Absolutnie wszystko, co widzimy w grze, niezależnie od tego czy widzimy przedmioty codziennego użytku, budynki, statki, stroje czy broń ma swój „realistyczny kręgosłup”.
Twórcy postawili na futurystyczny realizm i widać, iż mocno się do tego przyłożyli. Sami w materiałach promocyjnych wspominają o NASA punku, co ma oddawać ich wizję. I faktycznie coś w tym jest. Najlepiej widoczne jest to w elementach eksploracyjnych, we wnętrzach statków czy kombinezonach.
Projektanci nie powielają, chociażby błędu Normandii z serii Mass Effect, gdzie mieliśmy całe mnóstwo gładkich ścian. Tutaj, pokładom statków kosmicznych bliżej do ujęć znanych ze stacji ISS, ale z tą różnicą, iż jesteśmy w rozwoju jednak dalej. Ale jednocześnie, wygląd wnętrz nie pozwala nam zapomnieć, iż przez cały czas jesteśmy w kosmosie i iż to nie są żarty.
Drzwi do statku są szczelnymi grodziami, większość przedmiotów jest przymocowana na wypadek utraty grawitacji (a może się tak wydarzyć, gdy w czasie walki uszkodzimy system je podtrzymywania!). Jesteśmy w końcu cywilizacją kosmiczną wywodzącą się z dzisiejszego NASA i innych kosmicznych firm. To czuć! Brawo!
Miasta są nierówne
Jak pisałem wcześniej, jako cywilizacja rozlaliśmy się po układach gwiezdnych, to rodzi różnorodność, o której napiszę w następnym tekście dotyczącym miast. Ale na razie muszę wspomnieć o dwóch rzeczach.
Miasta w Starfield to obszary, a nie sandbox. Więc poruszamy się po zamkniętych kilkunastu obszarach w obrębie każdego z miast. Przypomina to eksplorację znaną, chociażby z Mass Effecta. Na szczęście, te miejsca, które udało mi się dotychczas odwiedzić (głównie Jemison i Mars) nie są płaskie. W sensie geograficznym oraz strukturalnym.
Mimo podróżowania w obrębie jednej planety możemy doświadczyć zupełnie innych odczuć. Po przylocie na Jemison naszym oczom ukazuje się utopijna metropolia pełna wieżowców o nieregularnym kształcie. Patrząc na nie przychodzą mi na myśl najbardziej fantazyjne kompozycje takich architektów jak Zaha Hadid czy Santiago Calatrava.
Ale gdy zjedziemy windą do niższych pokładów zabudowań, odkryjemy oblicze Nowej Atlantydy sprzed kilkudziesięciu lat. Z czasów, gdy pierwsi osadnicy dopiero przybyli i zaczęli stawiać nowe miasto. Jest ciemno, wilgotno i zupełnie inaczej. Plusik.
Swoją drogą, sama Nowa Atlantyda bardzo mocno nawiązuje niektórymi budynkami do architektury planety Thessia z serii Mass Effect. Przyjrzyjcie się zwłaszcza wieżowcom o pękatej podstawie ze strzelistą wieżą. Ten sam zamysł. Na szczęście z tego, co zdążyłem zobaczyć, na innych planetach już jest zupełnie inaczej. To ta różnorodność, o której napiszę w kolejnym wpisie.
Ale błędów nie zabrakło
O ile rzeczy dotyczące eksploracji kosmosu bronią się i dają po prostu niesamowitą imersję, zwłaszcza dla osób interesujących się podbojem kosmosu. O tyle, są elementy wnętrz i samych miast, które wybijają się negatywnie. Z pewnością niewielu zwróci na to uwagę, ale dawno nie widziałem takich ergonomicznych błędów.
Chociażby brak łazienek w siedzie Loży Konstelacji. Oto przed nami baza naszej organizacji, organizacji, która ma rozwiązywać największe eksploracyjne zagadki, a na tyle pokoi członków, jest jeden kibelek, skitrany gdzieś w piwnicy. Nie ma łazienek i toalet. Fajnie, iż chociaż wnętrza Loży są bardzo ładne.
@archigame Widać niektórych problemów nie da się rozwiązać choćby w przyszłosci;) Gram w @starfield we wczesnym dostępie! Za możliwość dziękuję @Bethesda #starfield #xbox ♬ Last Hope – Steve RalphPełne nawiązujących do historii eksploracji bibelotów i pięknego wykończenia ścian i podłóg drewnem. Takie klasyczne wnętrze mocno koresponduje z futurystyczną resztą wnętrz Nowej Atlantydy. I wszystko jest ekstra, ale nagle takie szczegóły, jak brak łazienki człowieka wybija. Jesteś w kosmosie, eksplorujesz i nagle zdajesz sobie sprawę – tak, to tylko gra.
Takich szczególików jest więcej. Chodniki prowadzone bez żadnego sensu, bez żadnych osi widokowych. Wiją się tylko po to, by się wić i chyba wydłużać drogę między punktem A i B. Albo są prowadzone zupełnie bez sensu, jak ta kładka powyżej. Umówmy się, nikt by normalnie tędy nie szedł, bo nachylenie tej drogi jest zupełnie nieergonomiczne dla człowieka, a i prowadzi zupełnie donikąd. Tyle iż ładnie wygląda.
Starfield broni się autentycznością kosmosu
W historii gier sci-fi dziejących się w kosmosie mieliśmy już wiele fajnych wizji. Z ostatnich lat to wystarczy wymienić Prey (z stylową wizją kosmicznego art-deco), The Outer Worlds (mocna dawka retro w futurystycznym sosie) czy serie Mass Effect, która została przeze mnie za swoją sterylność i brak uwzględnienia ergonomii kosmitów we wnętrzach, nieco zjechana.
Mimo uwag i tego wybijania z imersji, gdy siadamy za sterami statków i ruszamy w nieznane – można poczuć ten dreszczyk kosmicznego podróżnika. A przecież o to chodziło. To chcieliśmy poczuć. Ten autentyczny kosmiczny realizm broni całej wizji.
Z drugiej strony, postawienie na taki NASA-realizm nieco ograniczył twórców, bo nie mogli dać upustu fantasji i wymyślać naprawdę zakręconych wizji, jak chociażby stacja kosmiczna w Preyu. Niemniej. To już kwestia dyskusyjna. Jedni uznają to za zaletę, inni za wadę.
A o różnorodności, przestrzeniach i nicości kosmosu opowiem następnym razem.
Do zobaczenia wkrótce, kosmiczni kowboje i kowbojki…
Starfield otrzymałem do testów od Bethesdy!
Jeżeli podobają ci się treści, które przygotowuję, to możesz mnie wesprzeć jako autora stawiając kawkę