
Wizytówka z logo Apple’a i nazwiskiem „Sam Sung” dekadę temu rozbawiła internet. 25-letniemu imigrantowi z Korei Południowej zniszczyła poczucie bezpieczeństwa. Dziś Sam mówi z żalem: „Szkoda, iż nie miałem z tego frajdy”.
Apple i Samsung od wielu lat znani są jako konkurenci – wrogowie walczący o dominację w świecie telefonów i urządzeń z nimi związanych. Jednak był taki krótki okres, kiedy Sam Sung pracował dla Apple’a.
Virale nie zawsze są zabawne dla bohatera. Sam Struan mówi o byciu Samsungiem w Apple
Nie chodzi tu o spółkę technologiczną z Korei Południowej, ale o człowieka – urodzonego w Szkocji Sama Struana, który przez pierwsze lata swojego dorosłego życia funkcjonował pod imieniem i nazwiskiem Sam Sung. W 2012 roku jego firmowy identyfikator z logo Apple został uchwycony przez Shauna O’Toole, który opublikował jej zdjęcie w serwisie Twitter (obecnym X). W sieci zawrzało. Nazywać się „Sam Sung” i pracować w Apple? Internauci natychmiast wyczuli żart, a media – temat dnia. Dla samego zainteresowanego było to jednak wydarzenie, które na wiele lat zmieniło jego życie.
W rozmowie z Business Insiderem, dziś 36-letni Struan wspomina ten moment jako jeden z najbardziej stresujących okresów swojego życia. – Myślałem, iż umrze ktoś z mojej rodziny – mówi, opisując dzień, gdy jego telefon zaczął nieustannie dzwonić. Był wtedy zatrudniony w Apple Store w kanadyjskim Vancouver, mając za sobą wcześniejszy epizod pracy w sklepie Apple w Glasgow. Nie udzielał się na żadnych platformach społecznościowych poza LinkedIn, więc link do Reddita, w którym pojawił się jego słynny identyfikator, uznał najpierw za próbę oszustwa.
Strach nie był nieuzasadniony. Firma natychmiast zareagowała – Sam został tymczasowo odsunięty od pracy z klientami, a współpracownikom zakazano potwierdzać jego tożsamość ciekawskim odwiedzającym. niedługo stracił dostęp do służbowych wizytówek. Kiedy ktoś dzwonił i pytał o „tego słynnego Sama Sunga”, sam zainteresowany udawał, iż nie wie, o co chodzi. Jak przyznaje, uratował go jego szkocki akcent – rozmówcy nie spodziewali się, iż tak właśnie może mówić ktoś o wyglądzie i nazwisku sugerującym pochodzenie z Korei Południowej.
Rok po wybuchu „afery” Struan opuścił Apple’a i rozpoczął nową ścieżkę zawodową – tym razem w rekrutacji i pisaniu CV. Wtedy też postanowił symbolicznie odciąć się od przeszłości, przyjmując nowe nazwisko. „Struan” to nazwa jednej z jego ulubionych miejscowości na Isle of Skye w Szkocji. Decyzja ta miała jednak głębsze, osobiste znaczenie.
Nie chciałem być znany jako żart z internetu. Nie chodzi tylko o zabawne memy, ale też o rzeczy tak przyziemne jak dostępność adresów e-mail czy profili zawodowych w mediach społecznościowych
– powiedział Struan.Nie bez znaczenia była także kwestia dyskryminacji. – Badania pokazują, iż nazwisko może mieć wpływ na szanse zawodowe – tłumaczy. – Nie mam danych porównawczych sprzed i po zmianie nazwiska, ale wiem, jakie są reguły tej gry.
Jeden z najdroższych gadżetów z logiem Apple’a
Zanim jednak zdecydował się na zmianę nazwiska, Sam Sung postanowił przekuć niechcianą sławę w coś dobrego. W 2014 roku wystawił na eBayu swój słynny identyfikator Apple wraz z podpisaną koszulką pracowniczą i tagiem EasyPay. Aukcja zakończyła się na kwocie 2653 dolarów, a cały dochód przekazano organizacji charytatywnej Children’s Wish. Struan powtórzył gest jeszcze dwukrotnie – ostatni raz w 2022 roku, za każdym razem wspierając cele dobroczynne.
Wówczas media pisały o nim z przymrużeniem oka. My ówcześnie komentowaliśmy całą sprawę słowami: „Śmieszny zbieg okoliczności, trochę sławy i odrobina chęci, a to wszystko w szczytnym celu. Oby tak dalej„. Dziś wiemy, iż dla samego zainteresowanego nie był to zabawny epizod
Mniej stresu, więcej dystansu
Choć od tamtych wydarzeń minęła już ponad dekada, część bliskich przez cały czas zapisuje go w telefonie jako „Sam Sung”. choćby jego siostra nie chce zmieniać kontaktu. – Tylko osoby, które poznały mnie już jako Struan, traktują to nazwisko poważnie – przyznaje.
Z perspektywy czasu żałuje tylko jednego – iż nie potrafił wtedy podejść do wszystkiego z większym luzem. – Chciałbym powiedzieć mojemu młodszemu „ja”, żeby po prostu się uśmiechnął, nie panikował i wykorzystał ten moment. Może choćby powinienem był wtedy podziękować ludziom na LinkedInie, zamiast usuwać konto – mówi.
Sam Struan nigdy nie został „Samsungiem od LG” ani „Samsungiem w Sony”, jak żartowaliśmy dekadę temu. Ale to dobrze – dziś prowadzi własną firmę doradczą w Szkocji i ma pełną kontrolę nad tym, jak chce być postrzegany. I jak się nazywa.
Może zainteresować cię także:
- Przesiadłem się z iPhone’a na Samsunga. Oto 5 rzeczy, które mnie zaskoczyły
- Samsung z przytupem otwiera nowy rozdział. Apple przełyka ślinę
- Premiera nowych Samsungów pokazuje, jak bardzo Apple jest w… odwrocie
Zdjęcie główne: samthescot (Sam Struan) / eBay