Gdy pierwszy raz usłyszałem, iż Kingdom Come ukaże się na Switchu, na mych ustach zagościł ironiczny uśmiech. To jedna z tych gier, w które świetnie byłoby pograć na przenośnym sprzęcie, ale z miejsca wiadomo, iż ich port będzie okropny, bo gra choćby na PS4 chodziła bardzo mizernie. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy w ręce wpadł mi kod recenzencki do switchowej wersji i okazało się, iż cudotwórcy z Sabre entertainment, znanego chociażby z doskonałego portu Wiedźmina 3, znowu dokonali niemożliwego. Nie wiem, jaki cyrograf z diabłem podpisali w zamian za tak dobre umiejętności wykonywania portów na switcha, ale było warto.
“Prawdziwy” RPG
Kingdom Come to gra unikalna pod wieloma względami. Przede wszysktim jednak tym, co odróżnia ją od zalewających rynek podobnych do siebie jak dwie krople wody gier RPG, jest to, iż jest ona osadzona… w realnym świetnie. Na próżno szukać tutaj magii, czarnoksiężników czy demonów. Kingdom Come dzieje się w średniowiecznych Czechach, w roku 1403. Jest to okres zawieruchy wojennej i wielkiego chaosu w królestwie czeskim, którego słaby król nie jest w stanie bronić granic przed zachłannymi sąsiednimi monarchami. Wcielamy się w postać skromnego i, szczególnie początkowo, niezbyt rozgarniętego Henrego, syna wiejskiego kowala. Marzy on o tym, żeby być w życiu kimś więcej niż jego ojciec. Sielankowe pierwsze minuty gry spędzone na pomocy ojcu w warsztacie i obrzucaniu gnojem domu niepopularnego w wiosce Niemca gwałtownie zostają przerwane, gdy na jego osadę najeżdżają wojska węgierskiego króla, Zygmunta Luksemburskiego, a nasz bohater traci oboje rodziców, jak i miejsce do życia. Od tego momentu zostanie on wplątany w intrygę między możnymi czeskimi i poprzez swoje akcje, będzie miał realny wpływ na to, jak rozwinie się wojna.
Cesky świat
Kingdom Come: deliverance jest RPG z otwartym światem. Będziemy podróżować po terenie obecnych Czech, znanym w grze jako Bohemia. Widać, iż jeżeli chodzi o strukturę fabularną i zadania poboczne twórcy mocno wzorowali się na wspomnianym wcześniej Wiedźminie – zadania możemy częstokroć wykonać na kilka sposobów. Są one niezwykle zróżnicowane. Chyba jednym z ciekawszych jest to, w którym musimy… Wstąpić do klasztoru w celu jego infiltracji. Trzeba więc tam jednocześnie brać udział w życiu mnicha – wstawać rano na modły, brać udział we wspólnych posiłkach itp., ale też w odpowiednich momentach wymykać się, żeby zbadać ukrytą w klasztorze tajemnicę. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej – możemy brać udział w turniejach rycerskich, próbować podbijać serca lokalnych wieśniaczek czy polować ze szlachtą na zwierzynę. Zadania są naprawdę zróżnicowane i nikt nie będzie się tu nudził, a plejada osób które spotkamy na drodze jest głęboko zapadająca w pamięć. Mam tu na myśli zarówno postacie które są raczej zabawne, jak i te którch losy są naprawdę tragiczne.
cRPG na konsoli
Mimo tego, iż Kingdom Come ukazało się na różnych sprzętach, jest to gra o rodowodzie stanowczo wywodzącym się z komputerowych RPG. Jest to świetnie widoczne jeżeli przyjrzymy się szczególnie dwóm aspektom – ekwipunkowi i systemowi rozwoju postaci. jeżeli chodzi o ekwipunek, to sam nasz ubiór nie jest jednolitym, pojedynczym, przedmiotem (typu pancerz płytowy). Zamiast tego, mamy aż 14 (!) różnych części naszego ubioru które możemy dowolnie zapełnić, od oczywistości takich buty, przez kolczugę, napierśnik i kaptur kolczy, aż po rękawice. Daje to możliwość niesamowitego dostosowania stylu gry do naszych preferencji i faktycznie zwiększa poczucie realizmu. Równie skomplikowany, choć fascynujący jest system rozwoju postaci. Trochę podobnie jak np. w Skyrim, nasze umiejętności podnoszą się w miarę ich używania, ale tutaj po zdobyciu odpowiednich ich poziomu możemy wybrać specjalne efekty ich dotyczące, które działają nieco podobnie do perków z serii Fallout. Ponieważ umiejętności jest aż 18, mamy naprawdę duże pole do popisu jeżeli chodzi o specjalizowanie Henrego i dostosowanie go do naszego stylu gry, czy to skupiając się bardziej na umiejętnościach miękkich, czy bojowych.
Realistyczny… Czasem aż do bólu
Nie tylko jednak fabuła jest źródłem realizmu w grze od Warhorse Studios. Kojarzycie te gry, w których zaczynamy rozgrywkę jako parobek czy pucybut, a już minuty później tniemy na plasterki wrogów mieczem? Takie rzeczy nie w Kingdom Come. Henry nie jest wojownikiem; machać mieczem też będzie musiał się nauczyć. Przekłada się to na to, iż walka początkowo jest koszmarnie toporna – zarówno gracz, jak i sam Henry muszą się nauczyć jak się bić. Początkowo każdy atak jest koszmarnie wolny i słaby, ale z czasem i ze zdobytym doświadczeniem, bohater staje się prawdziwym wirtuozem miecza. Ale choćby wtedy musimy brać pod uwagę liczbę wrogów – choćby świetnie wyszkolony i uzbrojony Henry nie poradzi sobie tak gładko z 10 bandytami. Równie ciekawie ma się sprawa przykładowo jeżeli chodzi o wytwarzanie różnych eliksirów. Gdzie inne gry mają po prostu stworzone do tego celu menu i przycisk “craft”, Kingdom Come daje nam przykładowo przepis taki jak: wrzuć piołun do kotła, gotuj go przez dwa obroty klepsydry, wystudź go, zmiel inne zioła i dodaj je kotła, ale nie doprowadź do wrzenia… Każdy z tych kroków musimy wykonać samodzielnie! Trzeba też uważać, żeby się nie pomylić, bo zamiast przydatnego eliksiru może nas spotkać zatrucie pokarmowe. To, iż gra kładzie aż tak duży nacisk na realizm jest zarówno jej blaskiem jak i cieniem – osoby które lubią tego typu rozwiązania będą absolutnie oczarowane, ale też pewnie spora grupa graczy odbije się i wróci do prostych gier. Nie da się jednak uniknąć tego, iż drugiego takiego RPG pod względem realizmu po prostu nie ma, za samo to Warhorse studios należą się ogromne brawa.
Solidny port
Jak już wspominałem na początku recenzji, jestem pod ogromnym wrażeniem tego co Sabre entertainment udało się osiągnąć, jeżeli chodzi o jakość wersji na Switchu. Gra oczywiście nie wygląda równie dobrze co na PC, czy innych konsolach – tego chyba tłumaczyć nie trzeba. Mamy tu nieco nieprzyjemnego rozmycia, ale graficzne kompromisy nie rażą w oczy, szczególnie jeżeli gra się w trybie przenośnym. Dzięki temu udaje się grze trzymać w miarę stabline 30 FPS, choć zdarzają się spadki przy większej ilości wrogów na ekranie. Żaden z tych drobnych mankamentów jednak nie zmienia faktu, iż posiadanie tak ogromnego (+-60h) i skomplikowanego RPGa na przenośnym urządzeniu jest doskonałą sprawą, a oczy gwałtownie przyzwyczajają się do niezbyt idealnie wyglądających pixeli.
Kingdom Come to rzadki przypadek – RPG który odrzuca wałkowane tysiące razy klisze z czarodziejami i orkami na rzecz realistycznej rozgrywki i prawdziwego świata. Twórcy zaserwowali nam grę o wysokim progu wejścia, ale jeżeli ktoś przez niego się przebije, to gwarantuję, iż utonie w średniowiecznym świecie na długie godziny. Drugiego takiego RPG jak Kingdom Come po prostu nie ma.
Cena w eShopie: 199,00 zł
Podziękowania dla Plaion za dostarczenie gry do recenzji.