Świat przedstawiony w Starfield jest ogromny, ale jest parę miejsc, które prawdopodobnie każdy z grających odwiedzi – chodzi o trzy największe miasta. Najfajniejsze w nich jest fakt, iż znacząco się od siebie różnią.
Każdy, kto interesuje się Starfieldem z pewnością wie, iż wśród dziesiątek mniejszych i większych osad na tysiącu planet ukazanych w grze, największe są trzy miasta Nowa Atlantyda, Akila oraz Neon. Każde z nich ma coś interesującego do zaoferowania. Pora powiedzieć o nich coś więcej!
Nowa Atlantyda, jak Brasília
Pierwsze miasto na naszej drodze to oczywiście Nowa Atlantyda. Jest to pierwsze miasto założone na obcej planecie przez naszą cywilizację – założone w 2160 roku miało stać się pomnikiem ludzkości. I trzeba przyznać, iż po kolejnych 150 latach od tego momentu prezentuje się naprawdę ciekawie!
Nowa Atlantyda znajduje się na planecie Jemison w systemie Alfa Centauri i jest stolicą Zjednoczonych Kolonii. I od razu przyznam, iż zrobiło na mnie najlepsze wrażenie spośród całej trójki.
Cóż w nim takiego wyjątkowego? Na pierwszy rzut oka widać, iż inspirowane jest architekturą futurystyczną mniej więcej z lat 80. ubiegłego wieku. Wysokie wieże, jasne kolory, liczne wypukłości i gładkie ściany ozdobione szkłem. Wypisz wymaluj, katalog NASA z początku startu wahadłowców.
Kluczowa jest „Studnia”
Szczerze? Taką wizję przyszłości widzieliśmy setki razy w popkulturze, naprawdę nie ma tam niczego, czego byśmy nie zobaczyli gdzieś indziej. W poprzednim wpisie dotyczącym Starfielda zdarzyło mi się choćby porównanie budynku z Nowej Atlantydy to Thessi z Mass Effect 3.
Mimo braku oryginalności Nowa Atlantyda ma w sobie coś sympatycznego. Przede wszystkim posiada swoje drugie oblicze. Musicie wiedzieć, iż miasto zostało zbudowane pierwotnie z całych elementów statków kolonizacyjnych, a obecna Nowa Atlantyda wznosi się po prostu na fundamentach pierwotnych budynków.
Co mega fajne, te wszystkie „podziemia” można odwiedzić! dzięki windy można zjechać do dzielnicy nazywanej „Studnia”, gdzie poza wspomnianymi elementami statków znajdują się wszystkie instalacje miasta. I chyba właśnie Studnia nadaje Nowej Atlantydzie charakteru. Ten, kto grał w KOTORa, pewnie pamięta wydarzenia na Taris. Gdzie w pewnym momencie trzeba było zjechać z miasta w chmurach do podziemi. Tu jest trochę podobnie.
A jednocześnie i Studnię i Nową Atlantydę traktuję jako jedno miejsce, ale o podwójnym obliczu. Bardzo fajnie to zagrało, zwłaszcza ten kontrast między futurystyczną zabudową na powierzchni, która korzysta z wielu motywów najnowszej architektury i ukazują ją pomieszaną z klimatem rodem z NASA.
Zwróćcie uwagę, iż wiele z budynków nie posiada wielkich okien, zdarzają się spore przeszklenia witryn sklepowych czy restauracyjnych. Ale w większości przypadków pomieszczenia nie mają okien. Złośliwy powie, iż to ograniczenia silnika gry, ja jednak doszukiwałbym się tutaj dorobku cywilizacji kosmicznej, o której pisałem poprzednio.
W świecie Starfielda okna mogą być po prostu w większości przypadków zbyt niebezpieczne w użytkowaniu. Człowiek, przebywając lata w kosmosie, gdzie okien jest niewiele, być może przywykł do tego typu wnętrz?
Miasto-pomnik
Miasto miało być symbolem i pomnikiem. Ideą, tego czego może dokonać człowiek. I to jest również jednocześnie jego przekleństwem. Dlaczego? Ponieważ zostało zbudowane jako pomnik właśnie.
Spacerując po nim, widzimy skomplikowane, ale piękne ścieżki, niepraktyczne podejścia zamiast krótszych schodów. To miasto-pomnik, trochę jak istniejąca w rzeczywistości stolica Brazylii – Brasília. Miasto zbudowane od podstaw przez najlepszych architektów. Do dzisiaj jest uznawane za ikonę modernizmu, ale czy wygodnie w nim mieszkać?
W internecie znalazłem np. opinie, iż Nowa Atlantyda była wzorowana na Epcot, czyli projekcie Walta Disneya (tak, tego), który miał prezentować miasto przyszłości. Może być sporo prawdy w tym stwierdzeniu, zwłaszcza iż Epcot ostatecznie zostało jedynie czymś w rodzaju parku rozrywki.
Witajcie w Night…, sorry. Witajcie w Neonie
Neon. Oj, o tym mieście narosło wiele mitów, kochani. Oj wiele. Nim przyleciałem tam na pokładzie mojego wiernego Bebopa, sporo słyszałem o jego wyglądzie. Internauci piali z zachwytu, iż oto pogromca NightCity z Cyberpunka 2077. Że jest klimat gęsty, jak smar z systemów hydraulicznych mojego statku.
I faktycznie! Gdy wysiadłem na płytę lądowiska, to moim oczom ukazał się skąpany w gęstym deszczu monolit, który przerażał swoim obliczem. Uczucie wstępowania do miasta grzechu, potęgował długi podest otoczony siatką.
Początek był niezły, ale im dłużej przemierzałem korytarze Neonu, tym bardziej czułem się tym miastem, zmęczony. Omawiane teraz miasto znajduje się w systemie Volii na planecie o tej samej nazwie. Pierwotnie zostało skonstruowane przez korporację Xenofresh i służyło jako miejsce odławiania ryb, z których pozyskuje się substancję do tworzenia Aurory, silnego narkotyku.
Port powstał stosunkowo szybko, bo w 2187 roku, a w czasie akcji gry jest siedliskiem mniej legalnych działań licznych korporacji, gangów oraz narkomanów. No wypisz-wymaluj, cyberpunk pełną gębą.
Warto, od razu zaznaczyć, iż samo miasto znajduje się w sumie w jednym ogromnym budynku. I jego schemat moglibyśmy porównać do galerii handlowej. Te budynki, o ile do tej pory nie zauważyliście, są otwarte do wewnątrz. Chodniki, promenady, witryny sklepowe, wszystkie są widoczne od środka.
Jest ciasno…
Wnętrze miasta jednak nieco rozczarowuje. Wszystko jest niby, jak trzeba. Sklepy posiadają neonowe reklamy, po ulicach kręci się mnóstwo osób, a siedziby korporacji międzyplanetarnych kipią od drogiego wykończenia. A mimo to, nie czułem się tam przygnieciony? Brakowało mi tam zakamarków, miejsc, w których mógłbym się zgubić, tak jak w Studni w Nowej Atlantydzie.
Tam zdarzały się miejsca, gdzie piętra można było swobodnie zwiedzać i choć wszystko było łączonym korytarzem, to można było się tam zgubić. W Neonie zejście z głównej promenady zakończy się wczytaniem kolejnego poziomu. Obszary niebędące w osi głównej promenady dostarczają więcej przestrzeni, ale przez cały czas nie oferują niczego ciekawego. Ot, cyberpunkowy standard – neony, unosząca się zewsząd para wodna z rur i deszcz.
…ale, nie czuć cyberpunkowej duchoty
Skłamałbym mówiąc, iż w Neonie nie ma klimatycznych miejsc. Jest parę fajnych zaułków, gdzie toczy się życie złamanych Aurorą biedaków, ale to za mało, by odczarować w moich oczach Neon. Jego największym plusem zdecydowanie były zadania do wykonania, ale o tym jest ten wpis.
Wiem, iż tą opinią narażę się fanom Neonu, ale ja w ogóle nie poczułem tego miejsca. Na plus wychodziły siedziby korporacji (np. Ryujin Industries) czy pomniejsze knajpy znajdujące w się w np. poddzielnicy Ebbside. Fajnym motywem za to jest pomnik postawiony na osi promenady, zachowany w stylu art-deco. Ale to jednak trochę za mało, by zapałać do Neonu miłością!
Neowestern w Akilii
W pewnym momencie na pokład Bebopa zabrałem Sama Coe, który wyglądał niczym strażnik Teksasu. Udaliśmy się z misją do trzeciego z wielkich miast. Akila została założona w 2167, czyli parę lat przed Neonem, a zupełnie tego nie widać. Miasto zlokalizowane w systemie Cheyenne na planecie o nazwie identycznej, jak miasto – zaskakuje swoim stylem.
To trochę taki neowestern, ale bez długiej ulicy przecinającej miasto na pół. Swoim układem przypomina zamki warowne, musiało posiadać mury ze względu na ataki miejscowej fauny. I to podzamcze, górne miasto i zabudowa centrum ma swój interesujący urok.
Budynki są zbudowane z połączenia materiałów przywieziony z zewnątrz, ale większość z nich obudowana jest lokalnym kamieniem. Wygląda to całkiem fajnie i pomysłowo. Układ ulic, choć jest dość prosty, to jednak fakt, iż Akila posiada parę poziomów, całość urozmaica.
Ponadto wnętrza wielu z tych jest wykonana z naturalnych materiałów i to nadaje smaczku, takiego jak w głównej siedzibie Konstelacji. I nie będę ukrywał Akila mnie zaskoczyła i rozkochała najbardziej niespodziewanie. Tego się po prostu nie spodziewałem.
To trochę taki dziki zachód w kosmosie i pomimo, pewnego rodzaju nainwości, w jakiś przeciwny sposób wydaje się mocno autentyczny.
Ciągłe doczytywanie
Muszę wspomnieć o pewnej rzeczy na samym końcu. To jest coś czego się spodziewałem przed premierą, ale jednak mocno mi doskwierało przed premierą. Doczytywanie poziomów. Szczególnie odczułem to techniczne ograniczenie na Neonie, gdzie każde zadanie wymagało kilkukrotnego odwiedzenia skrajnie różnych obszarów, co wiązało się z loadingiem.
Przyzna szczerze, iż rozumiem twórców. Trudny do opanowania ogrom gry. Stary silnik. Ja to wszystko rozumiem. Ale w tym roku wyszedł również Hogwart Legacy, który również doczytywał wnętrza słynnej szkoły, ale robil to w locie. I tak to powinno działać tutaj.
Ja wiem, iż powinienem mieć lepszy komputer, ale część gry przechodziłem również na konsoli Xbox i problem wyglądał tak samo. Otwieram drzwi – parę sekund – ekran się robi czarny – parę sekund – nowy obszar. Zwłaszacz, iż nie są one wcale takie rozległe.
Te loadingi w ogóle mi nie przeszkadzały w czasie podróży z lądowiska na orbite, czy między przelatywaniem z układu do układu (zwłaszcza, iż towarzyszy temu spoko animacja), ale małego obszaru do małego obszaru?
Starfield otrzymałem do testów od Bethesdy!
Jeżeli podobają ci się treści, które przygotowuję, to możesz mnie wesprzeć jako autora stawiając kawkę