Już dziś na Meta Quest 3 trafia Ember Souls. Czy tytuł ten powinien zainteresować fanów serii Prince of Persia?
Nie ukrywam, iż czekałem na premierę Ember Souls. Odkąd zobaczyłem pierwsze materiały promujące tę grę, bardzo mi się spodobały. Rozgrywka wyglądała mi na Prince of Persia przeniesione do wirtualnej rzeczywistości. Mając adekwatnie gotowy przepis na sukces, tytuł ten musiał się udać! Musiał! Po prostu musiał! Prawda? Cóż… Niestety nieprawda. Zacznijmy od opowieści.
Fabuła w Ember Souls
W Ember Souls wcielamy się w ostatniego przedstawiciela Nieśmiertelnych. Jako ten wojownik, mistrz Kasim, będziemy musieli obronić perską krainę przed zakusami demonicznego Sułtana Cienia (The Shadow Sultan). Aby osiągnąć swój cel, będziemy musieli odwiedzić 15 poziomów rozgrywających się na terenie 5 obszarów. W naszej podróży wesprze nas nasz wierny ptak, który to pomoże nam odszukać tajemnicze kamienie zapewniające specjalne moce. Mamy więc do czynienia z dość standardową historią w grze tego typu. W moim przekonaniu nie jest to wada – fabuła Prince of Persia też nie była zbyt odkrywcza, Jednak rozgrywka sprawiła, iż cykl ten rozrósł się i zapisał jako bardzo istotny w historii gier wideo. Czy podobny los może spotkać opisywaną dziś produkcję? Niestety szczerze w to wątpię.
Rozgrywka
Głównymi filarami, na których opiera się rozgrywka w Ember Souls są walka, eksploracja i pokonywanie przeszkód środowiskowych. Zacznijmy od starć. Zdecydowaną większość walk będziemy toczyć w otwartym boju. Można co prawda niekiedy rzucić sztyletem w niespodziewającego się niczego przeciwnika. Nie liczcie jednak, iż go w ten sposób zabijecie – co najwyżej (bardzo lekko) zranicie. Zapomnijcie też o podejściu za plecy oponenta, aby wbić mu nóż w krtań niczym Asasyn. Tu adekwatnie jedynym sensowym ruchem jest popchnięcie przeciwnika strumieniem powietrza (o ile odblokujecie tę umiejętności. Gros potyczek będziemy toczyli wobec małych fal przeciwników. Nie miałbym do tego żadnych zastrzeżeń. Przecież wiele gier stawia nas w takiej sytuacji. Problem jednak w tym, iż Ember Souls jest bardzo toporne i wyprowadzanie ciosów wygląda niesamowicie sztucznie. Więcej o tym napiszę w akapicie poświęconym sterowaniu. Skoro walka nie satysfakcjonuje, to może lepiej jest z zagadkami środowiskowymi i eksploracją. Cóż, i tak nie.
Jako iż tytuł ten jest ewidentnie wzorowany na Prince of Persia – o czym choćby piszą twórcy wprost na stronie gry – to nie może zabraknąć unikania pułapek. Natkniemy się na plujące ogniem urządzenia, ale zetkniemy się też z wirującymi ostrzami, czy kolcami przyczepionymi do rozbujanych beli. Aby unikać tych zagrożeń, najczęściej będziemy musieli po prostu zauważyć moment, w którym musimy przebiec czy skoczyć. To jest zrealizowane całkiem przyzwoicie i pozwala nieźle się bawić. Nie brakuje też sekwencji nastawionych na przeskakiwanie między poręczami, wpinanie się, skakanie z lampy na lampę oraz rozwiązywanie zagadek środowiskowych. Założenia są jak najbardziej adekwatne. Niestety wykonanie jest niewspółmiernie gorsze. Więcej o tym dowiecie się z następnej części dzisiejszego artykułu.
Sterowanie w Ember Souls
Początkowo bardzo podobało mi się to, iż sam mogłem decydować, przy którym boku chcę nosić jaką broń. Postawiłem na mój podstawowy miecz przy lewym biodrze, natomiast przy prawym zawiesiłem swój sztylet. Z kolei na plecach znalazły się łuk oraz kołczan. No i wszystko byłoby super gdyby nie to, iż w przypadku sterowania na pierwszy plan wysuwa się obraz budżetowej gry, która musiała zastosować sporo cięć. Zacznijmy od tego, iż nałożonej na cięciwę strzały nie można zdjąć i odłożyć z powrotem do kołczana albo gdzieś na bok. Zapomnijcie też o wycelowaniu i wypuszczeniu strzały w kierunku głowy oponenta. Jest to w zasadzie niemożliwe i nieporównywalnie lepiej wypadało choćby w Skyrimie VR. Ładnych kilka lat temu. Najbardziej irytujące jest jednak walczenie. Teoretycznie jest możliwość blokowania ciosów przeciwników. W praktyce natomiast złapałem się na tym, iż chaotycznie machałem orężem – w ten sposób zadawałem większe obrażenia, które przebijały się przez osłonę oponenta.
Nierzadko występowały też sytuacje, w których moje wirtualne ramię wydłużało się na wiele metrów. Można też biegać po ścianach, aczkolwiek choćby nie możemy się wtedy odbić – po prostu skaczemy na odpowiednią ścianę i słyszymy dźwięk towarzyszący krokom na ścianie. Nie przypadło mi również do gustu przesuwanie przedmiotów, aby rozwiązać zagadkę środowiskową. O ile zamysł jest przyzwoity, o tyle sięganie po przycisk często wymaga od nas przytrzymania przed nami przycisku kontrolera. Tego samego przycisku, który powiązany jest z wyświetlaniem menu wyposażenia przedmiotów użytkowych. Sprawia to, iż menu to nierzadko adekwatnie samo się włączało. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w gotowej grze. A to jeszcze nie koniec „rewelacji”.
Grafika i udźwiękowienie
Muszę się niestety przyczepić do kwestii technicznych. O ile sama grafika może wyglądać dobrze, to jest to wrażenie, które utrzymuje się jedynie patrząc na dalszy plan. Bliższe obiekty wyraźnie rażą w oczy niskiej jakości teksturami. Twórcy jakiś czas temu chwalili się w mediach społecznościowych bujającą się po jej chwyceniu liną. Jasne, zgadza się – jest tak w Ember Souls. Szkoda jednak, iż lina ta jest rozmazaną teksturą, co skutecznie burzy immersję. Podobnie jak okropne animacje – rag doll jest tu strasznie sztuczny, tandetny i wręcz groteskowy. Z jednej strony fajnie, iż możemy wybrać w ustawieniach odcinanie kończyn przeciwników. Z drugiej strony jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż VirtualAge powinno skupić się na dopracowaniu wielu elementów zamiast dodawać kolejne. W ustawieniach znajdziemy sporo opcji, które są w fazie beta – może się to podobać lub nie. Ja, w kontekście tego, jak niedopracowana jest podstawowa gra, nie mogę nie doczepić się do tych opcji. Mam wrażenie, iż – niestety – całe Ember Souls jest w fazie beta (jak nie alfa).
Udźwiękowienie na szczęście jest przyzwoite. Muzyka nie jest niczym wybitnym, ale pasuje do realiów, w jakich osadzono grę. Odgłosy niszczenia skrzyń czy dzbanów są całkiem przyjemne. Nie mogę natomiast pochwalić aktorów podkładających głos postaciom. Wszyscy, których spotykamy mówią kompletnie beznamiętnie i przesadnie wyraźnie. choćby w dość ryzykownych sytuacjach, przez co brzmią nienaturalnie. Sterylność – to dobre słowo, aby opisać dialogi. Nie sposób też nie wspomnieć o przenikaniu postaci przez tekstury. A to zamiast drzwi widziałem czarną plamę. Po przejściu przez nią załadowała się reszta poziomu. A to w pewnym miejscu wyraźnie przebijała się pusta przestrzeń – jakby ktoś zapomniał dosunąć ścianę do boku. A to nagle gra stwierdziła, iż jestem w środku walki (mimo iż skakałem między przeszkodami). Postanowiła więc włączyć bardziej dynamiczną muzykę oraz zapętlić kwestie dialogowe przeciwników, a całość okrasić… stęknięciami bólu mojej postaci… Niezapomniane przeżycie.
Podsumowanie
Trudno jest mi tak „jechać” po Ember Souls. Nie jestem jednak w stanie przejść obojętnie obok prawdziwego zatrzęsienia wad – głównie błędów technicznych. Ta gra miała potencjał na obowiązkową pozycję dla fanów przygodowych gier akcji w wirtualnej rzeczywistości. o ile byłaby odpowiednio zrealizowana, można by jej przypiąć łatkę Prince of Persia VR. Zamiast tego należy jej niestety po prostu przypiąć łatę. I owinąć bandażem. A potem zadzwonić po służby ratownicze. Może uda się ją jeszcze ocalić. Pewne jest jedno – specjalistyczna pomoc jest niezbędna. Nie byłem w stanie przejść tego tytułu. Czara goryczy przelała się, kiedy po tym jak upuściłem dźwignię niezbędną działania mechanizmu… Nie mogłem jej podnieść. Podejrzewam, iż zatopiła się w teksturze. Zwłaszcza, iż nie było jej ani w moim wyposażeniu, ani z powrotem w miejscu, gdzie pierwotnie ją znalazłem. Ember Souls to dla mnie jedno z największych rozczarowań i niestety nie jestem w stanie nikomu polecić tego tytułu. Lepiej zapomnijcie, iż w ogóle istnieje.
Kod recenzencki dostarczyło Impact Reality.