Orzeszki ze ścieżki – recenzja gry planszowej. Winter is coming!

2 miesięcy temu

Oto one – Orzeszki ze ścieżki, czyli jedyna dotychczas gra w historii, w której nie umiem ograć swojej żony.

Ledwo zażegnany został kryzys w małżeństwie w związku z Disney Villainous (12 przegranych z rzędu…), a tu się szykuje kolejny powód do pójścia do poradni. Orzeszki ze ścieżki bardzo podpasowały bowiem mojej żonie, która ogrywa mnie w to mając często 2x więcej punktów niż ja. Ale choć nieustannie w to przegrywam, co w normalnej sytuacji automatycznie spowodowałoby, iż dany tytuł raczej nie trafia w moje gusta, tak w przypadku propozycji Wydawnictwa Nasza Księgarnia muszę stwierdzić, iż jest to całkiem sympatyczny tytuł.

Tytuł tej recenzji – winter is coming – nie jest nawiązaniem ani do mojego związku małżeńskiego, ani też do Gry o Tron (niestety, nie liczcie na walkę na śmierć i życie między uroczymi zwierzaczkami), ale do fabuły gry. Oto bowiem zbliża się zima, a my – gracze – musimy pomóc mieszkańcom lasu zgromadzić zapasy poprzez zbudowanie leśnej krainy i doprowadzenie ścieżek ze smakołykami do naszych zwierzątek. Jak to zrobić i czym się kierować?

Każdy z graczy dostaje na początek kartę zwierzaczka, będącą jednocześnie pierwszym elementem jego leśnej krainy. Każda taka karta zwierzaka zawiera trzy najważniejsze informacje. Po pierwsze, jaki smakołyk lubi, czyli które z 4 smakołyków punktują i za ile punktują. Po drugie, na ile smakołyków ma miejsca w swojej spiżarni (ikona kamiennej półki). I w końcu po trzecie – ile punktów jest wart sam zwierzaczek (cyfra w klonowym liściu). Następnie, rozkładamy planszę. Plansza składa się z czterech pól. Na polu Koguta położymy jego figurkę – znacznik pierwszego gracza. Bóbr na swoim polu będzie miał znaczniki wody, podnoszące punktowanie wybranego smakołyku o +1. Wiewiórka natomiast znaczniki kryjówek, zwiększające ich pojemność o +1. Pod tymi trzema polami rozkładamy po jednej karcie z talii ścieżek, zaś pod polem Królika wykładamy jedną kartę z talii zwierzaków.

Teraz pierwszy gracz wybiera, którą kartę dołoży do swojego leśnego królestwa, biorąc jednocześnie ewentualny bonus z pola nad nią (kogucika, kroplę, bądź kryjówkę). Musi także użyć nieco wyobraźni i rozplanować w głowie rozmieszczenie krainy. Z dobieranych kart układamy bowiem las w kształcie kwadratu 4×4, co może okazać się bardzo wymagającym zadaniem, jeżeli karty nie będą nam sprzyjać. Trzeba również pamiętać o szeregu zasad. Jedna ścieżka może być poprowadzona tylko do jednego zwierzaczka, a nowe elementy naszej krainy muszą stykać się przynajmniej jedną ścianą już wyłożonej karty. Następny gracz wybiera jedną z pozostałych dostępnych kart, a gdy wszyscy gracze wykonają już swoje ruchy, pozostałe pod planszą odkryte karty lądują na stosie kart odrzuconych. Wykładamy nową partię kart pod planszę z obu talii. Nową turę zaczyna gracz z symbolem koguta. Gra kończy się w momencie, gdy gracze ułożą swoje leśne krainy. Wygrywa osoba, która zdobyła największą liczbę punktów.

Orzeszki ze ścieżki są bardzo proste w tłumaczeniu, choć wymagają sporo planowania przestrzennego (hej, może dlatego moja żona mnie w to ogrywa?). Swoją mechaniką przypominają nieco grę Domek, ale są nieco bardziej bezlitosne; w Domku mamy mechanikę pracowników i narzędzi, które pozwalają na kombinowanie w kwestii już ułożonych kart. Tu natomiast czegoś takiego nie ma – jak położysz kartę, to kaplica, tak musi zostać. Mimo wszystko, wydaje mi się, iż gra sprawdzi się bardziej jako tytuł dla młodszych graczy, ewentualnie na rodzinnej posiadówie z dzieciakami. Brak skomplikowanych mechanik działa na korzyść prostych i przejrzystych zasad, co na pewno zachęci małoletnich fanów planszówek (a zniechęci tych starych). Do nich właśnie przemówi też sama oprawa graficzna Orzeszków. Zarówno grafiki na kartach, planszy, jak i same drewniane elementy nadają grze bardzo fajnego klimatu, a iż dodatkowo kocham jesień, to zdecydowanie wizualia Orzeszków mnie urzekły.

Dla bardziej wymagających (tzn. starszych) graczy, przygotowano jeszcze jeden wariant gry – rozgrywkę dwuosobową. Twist jest taki, iż nie budujemy lasu 4×4, a 8×4 lub 4×8. Oznacza to, iż w turze nie ciągniemy jednej karty, a dwie – na zmianę z naszym adwersarzem. Gra jest wtedy rzeczywiście trudniejsza, a lagi mózgu zdarzają się wyjątkowo często. Polska wersja Orzeszków ze ścieżki ma również dodatek, którego w oryginalnej wersji brak, a jak głosi instrukcja, został stworzony przez niejakiego Pana Grzegorza Stawickiego. Nazywa się Cele i, jak sama nazwa wskazuje, stawia graczom cele związane ze smakołykami. Najwięcej danego smakołyku na jednej ścieżce, Najwięcej ścieżek z danym smakołykiem czy Najwięcej smakołyku w zaznaczonym obszarze leśnej krainy. Dodatek jest całkiem miłym urozmaiceniem, choć przyznam szczerze, iż podczas żadnej rozgrywki nie skupialiśmy się na tych celach, zostawiając ich rezultat losowi. Gra wymaga i tak ogromnych pokładów myślenia, a jakby jeszcze dodać do tego planowanie rozstawienia przysmaków w krainie, to ja dziękuję.

Orzeszki ze ścieżki sprawdzą się jako gra dla 8-9 latków. Świetnie poćwiczy planowanie przestrzenne u dzieciaków, a przy tym zauroczy ich swoimi rysunkami oraz ładnymi, drewnianymi elementami. jeżeli szukacie gry dla swoich latorośli albo takiej, przy której miło spędzicie czas w rodzinnym gronie, to jest właśnie ten tytuł.

Idź do oryginalnego materiału