Czekałem na Overwatch 2 latami. Gdy w końcu położyłem ręce na sequelu, ekscytacja gwałtownie zmalała. Mamy bowiem do czynienia z dużą aktualizacją do pierwszej odsłony niż zupełnie nowym rozdziałem oraz nową jakością. Dlatego przejście na model free2play wydaje się uzasadnione. Za darmo to uczciwa cena.
To jedna z najdziwniejszych transakcji w branży gier wideo, jakie miały miejsce w ostatnim czasie. Blizzard dodaje do swojej sieciowej strzelaniny kilka map, kilku bohaterów i kilka nowych zasad, po czym przykleja wielką pomarańczową dwójkę do tytułu. Gracze się na to godzą, ponieważ gra staje się w pełni darmowa, nie muszą więc po raz kolejny wydawać 260 złotych z własnej kieszeni. W ten sposób Overwatch 2 w dosyć osobliwy sposób debiutuje na rynku. Zamiast zastępować pierwszą odsłonę, on z niej wyrasta.
Overwatch 2 nie jest rasowym sequelem. To po prostu spory dodatek do pierwszej odsłony.
Z pierwszym Overwatchem spędziłem łącznie 200+ godzin: ponad 160 na PlayStation 4 oraz około 40 na ledwo zipiącym Nintendo Switchu. Chociaż nie grałem w tę strzelaninę od kilku ostatnich lat i tak byłem zszokowany tym, jak bardzo Overwatch 2 jest podobny do poprzednika. Podobny to wręcz złe, niewłaściwe słowo. On jest niemal taki sam jak poprzednik. Ci sami bohaterowie. Te same mapy. Takie same tryby. Grając w prasową wersję przedpremierową czułem, jakbym testował wielką aktualizację 2.0 niż zupełnie nową odsłonę.
W Overwatch 2 zostaje znacznie więcej starego niż jest nowego. Trójka nowych bohaterów, kilka nowych map i nowy eskortowy tryb rozgrywki to zbyt mało, bym mógł patrzeć na ten produkt jak na pełnoprawną kontynuację. Być może z podobnego założenia wyszedł Blizzard, rezygnując ze sprzedawania Overwatcha w pełnej cenie. Zamiast tego gra przechodzi na model free2play. W ten sposób wydawca rozbraja graczy narzekających na zbyt mało zmian. Wiecie przecież, jak to jest z tym darowanym koniem. Szkoda tylko, iż poprzednia odsłona została ubita w trakcie tego procesu.
Za darmo to uczciwa cena. Overwatch 2 przygniecie nowych graczy masą zawartości, a weterani poczują się jak w domu.
Z tej perspektywy kompletnego żółtodzioba, który dopiero rozpoczyna przygodę z tą strzelaniną, gra oferuje kapitalny stosunek ceny do zawartości. choćby wliczając w to kupno pierwszej przepustki sezonowej, która jest w pełni opcjonalna. Bogactwo map, postaci oraz trybów może wręcz przytłaczać. Łatwo się zgubić w tym natłoku możliwości. Dlatego Blizzard zastosował kontrowersyjny system dawkowania zawartości dla nowych graczy, która odblokowuje się wraz z postępami oraz kolejnymi rozegranymi meczami.
Takie rozwiązanie jest ma sens. To przecież nie tak, iż Blizzard trzyma bardziej wymagające tryby oraz lepszych herosów za mikro-transakcjami. Zdobywa się ich stopniowo, rozgrywka po rozgrywce. Trudno przyczepić się do tempa odblokowań. To jest akurat takie, by na spokojnie opanowywać podstawy kolejnych czempionów dodawanych do prywatnej kolekcji. Blizzard gra tutaj dosyć fair, mimo krytyki pojawiającej się w sieci. Co innego cena samych skórek – ta jest odczuwalnie wyższa niż w jedynce. Tanio już było.
Zdecydowanie nie jestem fanem nowego systemu sezonowych nagród i odblokowań, przypominających analogiczne rozwiązania zastosowane w Fortnite, CoD: Warzone czy Battlefieldzie 2042. Chociaż udało się wyeliminować skrzynie z losową zawartością, znika również pewna ekscytacja wynikająca z nieznanego. Mając świadomość, iż wraz z wbiciem kolejnej rangi odblokuję linię dialogową dla herosa, za którym choćby nie przepadam, motywacja do rozgrywki staje się znacznie mniejsza. Gdzieś ulatuje ta magia związana z niepewnością nagród.
Inną kwestią wzbudzającą moje zastrzeżenia są czasowe wyzwania. Te zachęcają do wybierania konkretnych czempionów i stosowania określonych umiejętności. Prowadzi to do komicznych – ale również destrukcyjnych z punktu widzenia drużyny – sytuacji. Grając jako tank i realizując wyzwanie wytrzymałości, specjalnie pozwalamy strzelać do siebie przeciwnikom. Musząc wyleczyć określoną pulę punktów wytrzymałości, zapominamy o zdolnościach ofensywnych. W ten sposób drużyny stają się dysfunkcyjne. Już widzę, jak wzrasta toksyczność na serwerach, bo jeden z graczy realizował swoje wyzwanie zamiast grać zespołowo.
Pod względem rozgrywki jest znacznie szybciej, ofensywniej oraz… mniej zespołowo.
Pierwszy Overwatch wyróżniał się rewelacyjną synergią rozmaitych bohaterów. Jeden był od strzelania, drugi od trzymania tarczy, trzeci od leczenia, czwarty od rozrzucania pułapek. W Overwatch 2 czempionom nieco bliżej do samodzielnych, samowystarczalnych wysp na morzu okazji. Umiejętności zostały tak przebudowane, by każda jednostka nabrała ofensywnego charakteru. choćby Bastion – ikona defensywnej rozgrywki – potrafi teraz przemieszczać się w trybie stacjonarnego działa!
Z gry usunięto także umiejętności spowalniające i ograniczające, jak zamrażanie Mei czy oślepiający granat McCree. Czuć, iż twórcy chcieli, aby działo się więcej, a akcja była bardziej dynamiczna. Przez to w Overwatch 2 znacznie więcej jest strzelania, a mniej stosowania umiejętności pośrednich. W ten sposób starcia stają się bardziej czytelne – mimo zwiększonej mobilności herosów – a jednocześnie bardziej przewidywalne.
Mimo wielu pojedynków rozegranych w wersji przedpremierowej, wciąż trudno mi ocenić, czy to zmiany na lepsze. Z jednej strony Overwatch 2 stał się bardziej przystępny, szybszy i bardziej ofensywny. Z drugiej wcześniej wspomniana synergia była rewelacyjnym elementem poprzedniej odsłony. Grając w O2 nieustannie czułem, iż coś straciłem i zdecydowanie nie chodziło o redukcję drużyn z sześciu do pięciu członków. Akurat ta zmiana wydaje się działać na plus. Będzie mi brakować sytuacji, w których drę się do mikrofonu, żeby ktoś załatwił Junkrata, którego właśnie udało mi się zamrozić.
Overwatch 2 to nie jest sequel. To nowy system biznesowy włożony do starej, wciąż świetnej gry.
Pod względem oprawy, mechaniki oraz możliwości nie zmienia się przesadnie wiele. Największe zmiany dotyczą modelu finansowego oraz przejścia na formułę free2play. Ta dwójka w tytule została przyklejona niejako przy okazji, napędzając marketingową machinę produktową. Blizzard wpłynął na rozgrywkę, dodając do niej szczyptę dynamizmu oraz indywidualizmu, ale podobne zmiany mogły zostać wdrożone wraz ze sporą aktualizacją. Sequel to tutaj spore nadużycie.
Największe zalety:
- Teraz w Overwatch może zagrać każdy, za darmo
- Nowy tryb eskortowy jest naprawdę niezły
- Koniec z hazardem, koniec ze skrzynkami z losową zawartością
- Bogactwo map i postaci z poprzedniej odsłony
Największe wady:
- To nie jest sequel. To spora aktualizacja i nowy model biznesowy
- System nagród ala Fortnite już tak nie emocjonuje
- Rozgrywka stała się mniej drużynowa
- Spłycono umiejętności bohaterów, walka jest mniej zniuansowana
- Skórki są znacznie droższe niż w pierwszej odsłonie
- Szumnie zapowiadany fabularny tryb PvE pojawi się dopiero w 2023
Kiedy jednak na moment przestaniemy dywagować o marketingu i ekonomii, Overwatch 2 okazuje się bardzo dobrą sieciową strzelaniną. Nieco mniej drużynową niż wcześniej, ale za to bardziej efektowną. Mniej złożoną, ale bardziej przystępną. Dawkowaną nowym graczom stopniowo, ale czytelną i zrozumiałą. jeżeli komukolwiek przypadła do gustu pierwsza odsłona, to nie widzę żadnego powodu, by zniechęcać go do tego głównie tytularnego sequela. W końcu jest za darmo.