W świecie gier planszowych, gdzie strategia często miesza się z losowością, a bogate zasady wymagają długich godzin nauki, czasami pojawiają się tytuły, które zachwycają prostotą. Takim właśnie dziełem jest Patchwork – gra autorstwa uznanego projektanta Uwe Rosenberga. Inspirowana sztuką szycia i układania materiałowych skrawków, ta dwuosobowa planszówka zaprasza graczy do stworzenia idealnej kołdry — wypełniając ją pięknymi łatami, ale także zmagając się z ograniczeniami czasu i zasobów. Czy Patchwork jest tylko przyjemną rozrywką na chwilę, czy może zaoferować satysfakcję na dłużej?
Patchwork ukazał się w 2014 roku pod szyldem niemieckiej firmy Lookout Games. Za polską dystrybucję odpowiada wydawnictwo Rebel. Pierwszy problem pojawił się już przed pierwszą rozgrywką – no bo jak grać?! Usilnie wczytywałam się w instrukcję, ale kilka mogłam zrozumieć, choć głupia nie jestem. Mój towarzysz życia również miał problem z rozszyfrowaniem zasad, choć ma większe doświadczenie z grami strategicznymi i planszowymi. Musieliśmy obejrzeć dwa filmiki na YouTube, żeby pojąć reguły.
Aczkolwiek choćby w takim momencie pojawił się problem – kto zaczyna?! W instrukcji napisano: „grę rozpoczyna ten, kto jako ostatni posługiwał się igłą”. Przepraszam – jaką igłą?! Nic takiego nie ma w wyposażeniu. Być może nieporozumienie wynika tu z niepoprawnego tłumaczenia.
Nasza pierwsza rozgrywka nie przebiegła prawidłowo. Zapomnieliśmy na przykład o tym, iż otrzymuje się guziki po przekroczeniu rysunku guzika na planszy. Zasad do zapamiętania jest naprawdę dużo, a instrukcja temu nie sprzyja. Trochę ciężko pisać o tym teraz, gdy już rozumiem wszystkie reguły, ale na początku bywa naprawdę frustrująco. Trudno na przykład przywyknąć do tego, iż tury nie idą naprzemiennie.
Zobacz również: Popkowy Poradnik Prezentowy 2024 – jakie popkulturowe prezenty sprawić bliskim pod choinkę?
Druga partia przebiegła już zdecydowanie lepiej. Na pewno wielką satysfakcję sprawia dopasowanie dwóch lub więcej kawałków „materiału” tak, by nie zostawiały luk w planszy. A jeszcze większą, gdy na taką lukę otrzyma się jeden ze specjalnych kawałków 1×1. Te małe elementy ochrzciliśmy mianem Artura Łaty – po słynnym panu prokuratorze.
Plusem Patchwork jest możliwość adaptacji zasad (kiedy już się je dobrze zrozumie) do własnych upodobań i urozmaiceń. Najlepszy przykład to położenie pionka neutralnego. Instrukcja nakazuje, by postawić go przy kawałku 1×2, ale uznaliśmy, iż taka gra na dłuższą metę jest nudna i najlepiej stawiać pionek w losowym miejscu. Z łatwością można również narysować na kartce własną planszę do gry. Należy jedynie pamiętać o odpowiedniej ilości pól i miejsc na łaty. Obie plansze firmowe mają po 54 pola, więc spokojnie da się samodzielnie narysować coś z 50-60 polami, by wzbogacić rozgrywkę.
Zobacz również: Lipowo. Kto zabił? – recenzja gry planszowej. Spadkobierca Cluedo
A propos planszy czasu – trochę to słabe, iż otrzymaliśmy jedynie dwie domyślne plansze. Twórcy mogli wykazać się kreatywnością i dorzucić jeszcze parę, gdyż te podstawowe mogą gwałtownie się znudzić. Na szczęście, jak już pisałam – nie są to wybitnie skomplikowane plansze, więc można dodatkową narysować samodzielnie. Ostatni minus pojawia się na koniec gry. Nie jest dokładnie wyjaśnione, czy liczymy tylko guziki fizyczne, czy również te narysowane na kawałkach materiału. Dopiero z przykładu podanego w instrukcji wynika, iż liczymy jedynie guziki fizyczne.
Podsumowując – choć gra ma parę minusów i na początku ciężko ją zrozumieć, zapewnia świetną zabawę. „Kołdrę” można ułożyć na milion sposobów, jak również obrać różne strategie rozgrywki. W Patchwork można grać z osobami w różnym wieku, gdyż niepotrzebne jest żadne tło popkulturowe ani dodatkowa wiedza. Tytuł jest na tyle wciągający, iż jest w stanie zapewnić świetną rozrywkę choćby osobom, które na co dzień nie interesują się grami planszowymi.
Źródło grafiki: Rebel Media