Peter Parker spotyka Cartoon Network – recenzja Shadow Warrior 3

1 rok temu

Peter Parker spotyka Cartoon Network

Naprawdę starałem się napisać o tej grze coś pozytywnego. Może się to uda jak się bardzo mocno wysilę. Uwierzcie mi, iż nie chcę hejtować tej gry, ale kiedy słyszę i widzę te slapstickowe żarty, które bardzo chcą być pulpowe (nie są) to cieszę się, iż czasy programu Śmiechu Warte mamy za sobą. Takie są dialogi i klimat w trójce. Peter Parker spotyka Cartoon Network i program Tadeusza Drozdy. Osobowość Lo Wanga znanego z jedynki nie istnieje. Zresztą w dwójce też jej nie było. Była jeszcze bardziej kwadratowa. Lo Wang miał coś ze złośliwego, starego mistrza kung fu. Był zrzędliwym, antypatycznym socjopatą z ADHD. Może zamiast rewitalizować tę postać na akceptowalną i woke można było dać jej zwyczajnie spokój? Potraktować ją jak relikt. Template jakiejś epoki w gamedevie. Odcinanie kuponu od sentymentu kiedy protagonista kompletnie nie ma nic wspólnego z pierwowzorem? Lo Wang z trójki jest niemal sympatycznie gapowaty. Może to dziś perk, ale nie przypomina tego maniaka z jedynki za grosz. Ok, idźmy dalej.

Jeżeli narzekaliście na dwójkę to zatęsknicie za nią. Przeciwnicy z dwójki wyglądali naprawdę fajnie. Antagoniści z trójki to skrzyżowanie karnawału, kabaretu i kiczowatego horroru. Dwójka podobała mi się pod względem bestiariusza wrogów. Oprócz suchych dialogów nie miałem zbyt wiele do zarzucenia. Arsenał trochę mnie irytował swoją westernowością i to chyba byłoby tyle. Trójka z kolei jest kwadratowa i sili się na śmieszność. Do tego stopnia, iż suchoty z dwójki dawały radę niż te serowe gagi z recenzowanej przeze mnie aktualnie części. Słabym ruchem w stosunku do pierwowzoru jest to skrajne zamerykanizowanie tej postaci. Oprócz Petera nasuwa się oczywiście Deadpool. Naprawdę podobało mi się w jedynce to, iż Lo Wang kaleczył język angielski.

Mechanika

Nie twierdzę, iż Peter czy Deadpool przemieleni przez slapstick i Cartoon Network to nie jest coś co nie przypadnie komuś do gustu. Mogę tylko pisać o moich subiektywnych odczuciach. Cringeometr zbił mi szybkę. Miałem wrażenie, iż stary Lo Wang był strasznym wujasem (nawet go za to jako dziecko lubiłem), ale to ten nowy stara się być na siłę zabawny i wypada to kompletnie z odwrotnym skutkiem. I tak już do końca gry slapstick, bieganie po ścianach i platformówka ze ślizganiem na tyłku (tak – dosłownie).

Obecne jest rachityczne drzewko rozwoju (może powinienem napisać bonsai). Także jest to swego rodzaju urozmaicenie. Możemy rozwijać skille i gra przestaje być zwykłą tłuczką. Twórcy postarali się tutaj i nie poszli na fps-ową łatwiznę. Nie można im tego odjąć.

Uwielbiam walkę kataną w CP2077. Czuć jak trzęsie i literalnie odnosi się wrażenie, iż cios zatrzymał się na kościach czy pancerzu. W Shadow Warrior 3 walka kataną wygląda płasko jakby była bitmapą. Najgorsza jest ta konkluzja – w poprzedniej części walka kataną wyglądała lepiej. W trójce wygląda jak machanie drzewcem od flagi. Gorsza animacja w nowszej części? Da się? Da się.

Kowbojski design broni to detal, ale najgorsze w strzelaniu jest to, iż kompletnie nie czuje się kinetyki. Wszystko jest stosunkowo płaskie. Nie czuję się dynamiki pomimo tego, iż na ekranie dzieje się wiele, a grafika i animacja dają przecież radę. Mam świadomość, iż jako fps to nie jest najniższa liga, ale dawałem tej grze szansę kilka razy i odbijałem się od niej. Scenarzyści tną cutscenkami żeby trochę urozmaicić i nadać sensu temu karnawałowi kabuki. Dwoją się i troją, ale ten cyrkowo – slapstickowy nastrój był dla mnie ciężkawy do zniesienia. Kumam taki nastrój w grach wyścigowych, ale w strzelankach chyba nie przesunięto granicy tak bardzo. Stosunkowo cyrkowy był fps o przygodach członków zespołu KISS, ale choćby ta gra zdawała się inkorporować realne uczucie zagrożenia złowrogimi siłami, które przyszło nam bić. W SW3 przeciwnicy są literalnie śmieszni. Nie chodzi tu o AI, którego nie będę oceniać. Wizualnie są parodią. Rozumiem, iż to konwencja. Momentami pojawia się jako soundscape ciężki metal, ale przez całą grę mógłby przygrywać instrument dęty. Puzon i trąbka klauna. Nie wiem czy to kontynuacja fenomenu gry o demonach, które w jedynce jakiś tam lęk w młodym mnie były w stanie wywołać. W SW3 czujemy się jak na strzelnicy w lunaparku.

Podsumowanie

Kiedy nie patrzy się na klimat ta gra może wydawać się choćby przyzwoitą strzelanką ze zbyt dużą ilością (jak na mój gust) elementów platformowych. Gra nie odbiega strasznie od standardów do których przyzwyczaili nas deweloperzy fps. Klimat jak wspominałem ma kilka wspólnego z jedynką. Ambience gry wygląda tak jakby twórcy serii Twisted Metal postanowili zrobić strzelankę. Po czym obejrzeli jednym okiem spektakl Kabuki, a po drodze postanowili dorzucić do kotła syntezę wszystkich serowych śmieszków z uniwersum MCU. Dodano jeszcze grafiki w stylu serii GTA żeby puścić winka albo podkreślić, iż hej, to co robimy jest przecież pulpowe. Podejrzewam, iż wielu ludzi łyknie takiego potworka Frankensteina. Ja tego nie kupuję. Może jest coś ze mną nie tak, ale pomimo bobslejowania i świrowania ninja rope plus tony strzelania wynudziłem się fest. Tak jak wspominałem brak w tej całej menażerii immersyjnego vibe’u. A samej akcji dynamiki i zapalnika konfliktu o, który chciałoby się walczyć. Kiedy myślę o drugiej części to przypominam sobie, iż ta gra była o czymś. Fabuła trójki wygląda z kolei jak skecz Benny’ego Hilla.

Ocena: 5/10

Idź do oryginalnego materiału