GhostWire: Tokyo to najlepiej odwzorowana Shibuya, jaką można znaleźć w grach wideo. Czy jest to jednocześnie najlepsza tkanka miejska? Tego nie zdradzę, ale z pewnością można dzięki grze zrozumieć lepiej… czym jest urbanistyka po japońsku.
To moja kolejna wirtualna wyprawa do Japonii w ostatnich latach. I wcale nie żałuję! Opowiadałem wam już o tym, jak twórcy anime kłamią o boiskach na dachach szkół w Personie 5 Royal, zwiedziłem najpiękniejsze japońskie miasta w Persona 5 Strikers oraz streściłem parę ciekawostek o japońskich domach przy okazji ogrywania Yakuzy 6. Opisałem również Tokio-3 z serii anime Neon Genesis Evangelion i przemierzyłem historyczną krainę Tsushimy w okresie Kamakura w Ghost of Tsushima. Czuję więc, iż mógłbym wykładać architekturę gier azjatyckich przynajmniej na poziomie inżyniera. Ale koniec przechwałek!
Oto moja kolejna wizyta w Tokio i od razu trafiam na jedną z najsłynniejszych dzielnic, czyli Shibuye, która została ukazana w Personie 5 Royal. Tam jednak, ze względu na zupełnie inne techniki narracyjne, nie została ona ukazana w tak dosadny i szczegółowy sposób, jak w GhostWire: Tokyo.
Roji alley, czyli japońska urbanistyka
Część wymienionych wcześniej przeze mnie tytułów również rozgrywa się w stolicy Japonii. Ale żadna z tych gier, tak dobrze nie oddaje tego czym jest japońska gęstwina między budynkami. W trakcie gry przechadzamy się praktycznie wymarłym miastem, co ułatwia obserwowanie tego, jak skonstruowane są ulice Tokio. A to zupełnie odmienny sposób projektowania miast niż w Europie czy w USA.
Wystarczy pierwszy rzut oka na powyższy screen, by zrozumieć, iż rozkład ulic Shibuyi znacząco różni się od miast europejskich i tym bardziej amerykańskich. Widać wyraźnie, iż ulicom Tokio brakuje osi widokowych, nie można dostrzec żadnego konkretnego wzoru ich prowadzenia. Trakty są rozłożone nierównomiernie i jakby bez żadnego planu.
Oczywiście taki urbanistyczny chaos jest efektem bardzo szybkiego rozwoju japońskiej stolicy po drugiej wojnie światowej, ale czy to jedyny powód? Oczywiście, iż nie. Brak regularności w projektowaniu miasta jest winne głównie japońskie umiłowanie braku symetrii. To tzw. roji alley, czyli alejki typu roji. Samo słowo roji oznacza specyficzny, asymetryczny ogród herbaciany – popularny w japońskich obrzędach. W roji alley chodzi o to samo, co we wspomnianych ogrodach. By swoim układem wzbudzić w obserwatorze ciekawość, a jednocześnie nie zakłócić skupienia.
Właśnie dlatego, uliczki w Shibuyi są wyjątkowo kręte, a same budynki posiadają nieregularne bryły. O ile, fronty modernistycznych budynków przeważnie tworzą spójną linię, to już od podwórka często mamy do czynienia z krzywiznami. Obrazowo mówiąc, budynki w centrum Tokio mają często rzut rombu i trapezu, a rzadziej kwadratu czy prostokąta.
Styl międzynarodowy, ale…
Jakby tego zamieszania było mało, to w przypadku Shibuyi (i generalnie całego centrum Tokio) dochodzą różnice w poziomach (wynikające z zatokowego położenia miasta), różnorodna zabudowa i bardzo silne wpływy tradycji.
To może nie są jakieś duże różnice w poziomach, ale jednak są to różnice piętra, dwóch i więcej. Drogi często prowadzą do góry, więc bywa, iż okna na piętrze znajdują się na poziomie chodnika obok. W takiej sytuacji trudno o dyskrecje. Zaciemnienie mieszkań w centrum bywa ogromne, ale w Tokio brak oddzielnych przepisów o nasłonecznieniu. A w takiej stosunkowo „płaskiej” Polsce są.
Zdecydowana większość budynków w centrum Tokio jest wybudowana w stylu międzynarodowym, a głównym budulcem jest beton, stal i szkło. To efekt dużej rozbudowy miasta po nalotach dywanowych, które w 1945 roku strawiło większość miasta. Na początku 1944 roku, 90 procent zabudowy Tokio stanowiły budynki drewniane, co przyczyniło się do niszczycielskich pożarów po amerykańskich bombardowaniach (w pożarach Tokio zginęło więcej ofiar niż w wyniku wybuchów bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki).
By sytuacja się nie powtórzyła, władze metropolii ustanowiły bardzo skrupulatne przepisy przeciwpożarowe i przeciwdziałające trzęsieniom ziemi. Stąd właśnie powód odejścia architektów od budowania z drewna, choć w tej chwili coraz częściej się do niego wraca.
Pięknie się jest zgubić w GhostWire: Tokyo
Ale co ciekawe, wspomniane przepisy to w zasadzie jedyne wytyczne dla projektantów budynków. W Tokio brak jest specjalnych przepisów budowlanych dotyczących układu pomieszczeń, wyraźnie zaakcentowanych odległości między budynkami, itp.. To oznacza totalny chaos architektoniczny. Obok wysokich biurowców w stylu międzynarodowym znajdują się piętrowe, tradycyjne domki.
Wiele z nich posiada niewielkie ogródki tsubo-niwa, te mogą mieć ok. 1 ken, czyli rozmiar dwóch miar mat tatami – jakieś trzy metry kwadratowe). Wiele z tych domków nawiązuje swoim kształtem i ozdobami do machiya, czyli tradycyjnego japońskiego domu z okolic Kioto. Ale to nie wszystko, bo choć zdecydowana większość budynków jest nowoczesna, to choćby one mają często tradycyjne elementy.
Np. większość knajpeczek w zaułkach ma tzw. noreny, czyli tradycyjne japońskie zasłony umieszczane w wejściach do lokalu. Dawniej miały dawać komfort gościom, ale jednocześnie pokazywać przechodniom ich nogi. Dzięki czemu obserwator był informowany – w tym miejscu są klienci, co znaczy, iż jest dobre jedzenie. Teraz mają raczej funkcję reprezentacyjną, dekoracyjną.
Tokio to w zasadzie cała Japonia w pigułce. Kraj, w którym obok siebie są tradycja i wierzenia oraz nowoczesność i postęp. W GhostWire: Tokyo czuć to idealnie. W jednej chwili chodzimy po głównej ulicy, która nie różni się znacząco od innych tego typu promenad na świecie, ale wystarczy skręcić w boczną uliczkę, by się zgubić w gęstwinie roji alley. By odnaleźć zapomniane bramy torii, stale użytkowaną świątynie czy zapomniany warsztat jakiegoś lokalnego rzemieślnika. GhostWire: Tokyo to swoisty hołd oddany centralnym dzielnicom miasta. Każdy fan japońszczyzny powinien przejść się tym pustym miastem duchów.