Z Pixel Heaven mam swego rodzaju love-hate relationship, bo z tym eventem jestem od niemal samego początku i za każdym razem słyszałem obietnice, iż rażące niedociągnięcia zostaną naprawione, a było zupełnie inaczej. Ostatnio pojawiały się obawy, iż to, co wydarzyło się rok temu, będzie swoistym gwoździem do trumny, bo na to się zwyczajnie zanosiło. Jak już się prawdopodobnie domyślacie, w tym roku było lepiej, ale wciąż daleko do ideału.
Czym jest Pixel Heaven?
Wszystko zależy od tego, jak na to wydarzenie patrzymy. Dla nowych osób będzie to festiwal retro gamingu, gdzie można niejako cofnąć się w czasie i doświadczyć tego, jak wyglądały gry w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia, a także posłuchać podczas prelekcji o tym, jak wyglądał proces ich powstawania w tamtych czasach. Dla innych to miejsce, gdzie można kupić retro sprzęt podczas tak zwanej giełdy Pixela. Dla mnie natomiast jest to przede wszystkim przestrzeń, gdzie mogę spotkać się ze znajomymi – zarówno z branży, jak i z tymi, z którymi dzieliłem pasję do gier wideo przez ostatnie dekady. Wiele więc zależy od tego, czego oczekujecie od festiwalu. Na dobrą sprawę jest to też świetne miejsce do poznania nowych ludzi, którzy również są zafascynowani zarówno retro sceną, jak i współczesnymi grami. Co więcej, ostatnia edycja pokazała, iż wyciągnięto wnioski po organizacyjnym fakapie i w tym roku — na szczęście — śmiało można było przyjść całą rodziną i zarażać naszą pasją najmłodsze pokolenie. Mam nadzieję, iż taki stan się utrzyma.
Lokacja wydarzenia ma znaczenie!
Przez przeszło trzynaście edycji Pixel Heaven przewinęło się kilka miejscówek: od domu kultury, przez zajezdnię MZA, aż po szkołę filmową. W ostatnich latach lokalizacja nie była stała, zmieniała się co roku, co z jednej strony dawało potencjalnie lepsze możliwości organizacyjne, z drugiej zaś powodowało problemy logistyczne, a czasem lokalizacja zwyczajnie nie spełniała swoich podstawowych funkcji – zarówno dla wystawców, jak i odwiedzających – o akustyce pomieszczeń, gdzie odbywały się prelekcje, nie wspominając.
Spośród wszystkich edycji najlepszymi miejscówkami była chyba zajezdnia MZA i obecna – szkoła filmowa. Choć oczywiście nie można jednoznacznie stwierdzić, iż któraś z nich była idealna, bo wiele zależy od oczekiwań każdego z nas. Przykładowo, jeżeli ktoś chciał skupić się głównie na prelekcjach, najlepszym miejscem była zdecydowanie sala kinowa w szkole filmowej. jeżeli zaś spotkanie ze znajomymi w plenerze przy napojach o bursztynowym zabarwieniu i niskim oprocentowaniu, to zajezdnia MZA, gdzie nie brakowało miejsc do odpoczynku i food trucków.
Pozostałe atrakcje Pixel Heaven w obu tych miejscach wydają się równoważyć, w zależności od tego, gdzie są ulokowane. W moim subiektywnym odczuciu przemieszczanie się między pomieszczeniami było swobodniejsze w szkole filmowej niż w MZA, gdzie w większości przypadków panował ścisk. Być może wynikało to z tego, iż w piątek było mniej ludzi po tym, co wydarzyło się w zeszłym roku, przez co Pixel Heaven został przez wielu przemianowany na Pixel Hell. Rok temu wydarzenie było organizacyjnym piekłem, głównie przez niedopilnowanie podstawowych spraw, takich jak zgłoszenie imprezy masowej do urzędu miasta. Tym razem na szczęście było lepiej i mam nadzieję, iż poziom ten zostanie co najmniej utrzymany – bo wiadomo, zawsze może być lepiej.
Atrakcje, te mniejsze i te większe
Jeśli chodzi o ten aspekt imprezy, zawsze można było znaleźć coś ciekawego. W tym roku również nie brakowało atrakcji. Miłym zaskoczeniem, poza wybranymi prelekcjami, były sale poświęcone konkretnej tematyce – mam tu na myśli przede wszystkim sale, gdzie można było zobaczyć devkity takich konsol jak PlayStation od 1 do 4, a także Nintendo Wii i WiiU.
To interesujące doświadczenie, bo jeżeli nie pracujecie lub nie zamierzacie pracować przy produkcji gier, kontakt z takim sprzętem może nigdy się nie zdarzyć.
Kolejnym miłym zaskoczeniem była sala, gdzie mniejsi twórcy gier wideo mogli zaprezentować swoje gry indie. Można było swobodnie porozmawiać o procesie ich powstawania, a choćby po ograniu demka przekazać twórcom informację zwrotną, by ich gra stawała się jeszcze lepsza.
Oczywiście nie brakowało również atrakcji konkursowych – czy to na wiedzę o danej grze lub sprzęcie, czy też turniej DSJ (Deluxe Ski Jump), gdzie można było wygrać nagrody. Ponadto, jeżeli jesteście na etapie rekrutacji na studia lub szukacie odpowiedniego kierunku na uczelni wyższej, na Pixel Heaven nie brakowało przedstawicieli szkół, którzy chętnie udzielali informacji.
Rodzinna atmosfera zawitała na Pixel Heaven
Podsumowując relację z ostatniego Pixel Heaven Festival 2025, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony po tym, jak tragicznie wyglądał zeszłoroczny event. Oczywiście chciałoby się jeszcze więcej atrakcji czy możliwości wypicia jednego lub dwóch kufli napoju o bursztynowym zabarwieniu z pianką na dwa palce, ale mimo wszystko się nie zawiodłem. Być może moje oczekiwania były już nisko ustawione, więc łatwiej było organizatorom mnie zaskoczyć, jednocześnie podnosząc poprzeczkę na przyszły rok. Zobaczymy, czy to faktycznie dobra prognoza na przyszłość, czy jedynie jednorazowa poprawa. Najbardziej cieszy mnie jednak fakt, iż po raz pierwszy poczułem, jak nowe pokolenie wchodzi w świat gier komputerowych. Wśród dzieciaków widać było ten błysk w oku, który towarzyszył niejednemu z nas. To właśnie nowe pokolenie graczy najczęściej sięga po stare gry, z ciekawością próbując zrozumieć rządzące nimi zasady.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!