Pomoc! Moi przyjaciele z Dungeons & Dragons wciąż wybierają mnie na szefa drużyny

cyberfeed.pl 1 tydzień temu


mam Lochy i smoki przekleństwo. Nie znajdziesz tego w Podręcznik gracza lub na jakiejkolwiek liście zaklęć, a mimo to jest to ewidentnie realne. Zbierzcie się, słuchacze, i posłuchajcie mojej żałosnej opowieści. (Teraz mam lutnię. Gram na niej. Jest już za późno, drzwi do tawerny są za tobą zamknięte.)

Chcę zagrać najgłupszą postać na mojej imprezie D&D, ale niezależnie od tego, co zrobię, skończę jako szef imprezy.

Niewiedza jest błogosławieństwem

Obraz: Rezygnacja

Granie kompletnie odrętwiałej czaszki daje niesamowitą euforia i chciałbym tego doświadczyć. Być może najlepszym rozwiązaniem, jakie widziałem, jest Zac Oyama z „Wymiaru 20”, którego lista postaci to menu degustacyjne różnych kretynów, w tym nastoletniego barbarzyńcy, który wąchając swoje testy Wnikliwości; oddany strażak z więcej mięśni brzucha niż komórek mózgowych; i wciąż kosmicznym pasożytem dowiedzieć się, jak działają ludzkie usta.

To nie znaczy, iż Oyama nigdy nie odgrywa roli cwaniaka – jego Kot w butach może być moim ulubionym występem w „Wymiarze 20” Nigdy później pora roku. Jednak postacie Oyamy wyróżniają się jego zdolnościami komediowymi i doświadczeniem improwizatora. Nigdy nie jest najbardziej gadatliwym gościem w danym programie, ale każdy fan Dropout wie, iż milczenie Oyamy służy tylko wtedy, gdy je przerywa, nieuchronnie po to, by zaproponować najzabawniejszą rzecz do powiedzenia w najlepszym możliwym momencie. Gęstość jego postaci przeczy temu, jak mądrym trzeba być, aby celowo zamienić głupią zabawę w rozrywkę.

Patrzę na postacie Oyamy i myślę: Boże, chciałbym to być ja.

Chcę zagrać wielką kobietę. Ktoś z niepraktycznie dużą bronią. Ktoś, kto mówi śmieszne rzeczy, nie zdając sobie z tego sprawy, podejmuje złe decyzje i stara się przetrwać konsekwencje. I to jest bardzo ważne: chcę być głupi jak pudło kamieni. Kiedy moja postać zbliża się do sytuacji wymagającej choćby odrobiny bystrości umysłu – czy to inteligencji, mądrości czy charyzmy – chcę, żeby reszta graczy szepnęła: „O nie”. Ale jakoś radośnie.

Pozwólcie, iż spróbuję w inny sposób dojść do tego, o co mi chodzi: znacie tego poplecznika, którego zadaniem jest, gdy Batman wpada przez świetlik i krzyczy: „To da Bat!”? Wykrzyczeć to tak, jakby to nie był udany cel Batmana, a mianowicie rozbicie się przez świetlik i zwrócenie uwagi wszystkich na jego obecność? Krzyczeć tak, jakby mogła istnieć inna osoba, która w przebraniu nietoperza właśnie rozbiła głośno kilka szyb? Wykrzyczeć to z całkowitego zaskoczenia, jakby wbrew wszelkim dowodom, coś takiego nie zdarza się pięć razy każdej nocy w Gotham City? Mimo to nie ustępował. Krzyknął: „To da Bat!”

Chcę w to zagrać, ale dla dobrych chłopaków.

A jednak zawsze jestem odrzucany

Zdjęcie: Studio Larian

Przez całą historię mojego życia na stole, z tego czy innego powodu, ostatecznie stałem się osobą, która po prostu musieć być cały czas przy piłce.

W osobistej historii D&D jestem trochę jednorożcem: moja pierwsza sesja przerodziła się w czteroletnią kampanię, dzięki której w trzeciej edycji osiągnąłem 24. poziom. Podczas naszego ostatniego spotkania byłem paladynem w rycerskiej zbroi, słynącym ze słuszności mojego gniewu berserkera, siedzącego okrakiem na moim najlepszym przyjacielu jednorożcu, który sam był ubrany w świecące, magiczne barowanie. Byłem przywódcą legend, a stanowisko to zdobyłem dzięki lojalności, współczuciu i szczerości, i bardzo mi się to podobało.

Wiele lat po studiach zajęło mi znalezienie nowej grupy graczy, która naprawdę się przyjęła. Podczas mojego pierwszego wyjścia wypróbowałem Barda i odkryłem, iż moja wysoka Charyzma ponownie uczyniła mnie postacią, do której wszyscy w pokoju zwracali się podczas odgrywania ról. Szukając odrobiny różnorodności, następnym razem, gdy zostałem zaproszony do trwającej kampanii, zdecydowałem się spróbować stworzyć dokładne przeciwieństwo mojego krzyżowca Chaotycznego Dobrego Półelfa.

Stworzyłem prawdziwego Neutralnego Mnicha Githzerai i czułem się przygotowany i gotowy, by zagrać cichego nowicjusza w i tak już zgranej grupie poszukiwaczy przygód. Nie ta postać, która faktycznie rozmawiała z NPC-ami, nie ta, która tak często dzwoniła, kiedy przechodziliśmy od rozmowy do walki.

Okazało się to jednak moim pierwszym spotkaniem z grupą graczy „pastujących koty”. Świetnie się bawiłem, ale gdy wszystkie dziwactwa w osobowości i stylu gry wyszły na jaw, przez cały czas często znajdowałem się na czele zgłębiania tajemnicy naszej przygody.

Kiedy zakończyliśmy tę kampanię i rozpoczęliśmy kolejną, poważnie zacząłem myśleć, iż nie będę już więcej grał twarzą. Zbudowałem karłowatego barbarzyńcę i celowo porzuciłem jej charyzmę i inteligencję. Tym razem robiliśmy homebrew w postapokaliptycznym fantasy, a ja chciałem się po prostu wściec, zabijać zombie toporami i nie włączać „myślenia o konsekwencjach” do mojego występu.

Potem, podczas naszej pierwszej sesji, po prostu tak zrobiłem stało się dotknąć artefaktu, który właśnie tak stało się aby uczynić mnie Wybrańcem, który właśnie taki jest dzieje się być jedyną osobą, która w jakiś sposób może cofnąć plagę zombie. jeżeli dobrze pamiętam, punktem kulminacyjnym kampanii było coś w rodzaju… negocjacji w sprawie ważnych informacji z wielowiekowym smokowcem, który znał sekret końca świata. Z Charyzmą 8. Chciałem być głupi! Ale nie chciałem zagładę świata.

Następnym razem, gdy zostałem zaproszony na nową grę, przyznałem się do porażki. Gralibyśmy najemnikami w świecie serii Dragon Age studia BioWare, a ponieważ Bogowie Tabletop byli zdeterminowani, abym zawsze został de facto szefem, zgłosiłem się na ochotnika, aby to zrobić, tak dosłownie, jak to możliwe. Stworzyłem niezwykle czarującego i niezwykle sprytnego łotrzyka, którego jedyną życiową aspiracją było zbudowanie szanowanej i odnoszącej sukcesy finansowe grupy najemników o podobnie myślących duszach.

Pieprzyć toMyślałem. Oprzyjmy się. To zupełnie nowa grupa; i tak prawdopodobnie potrwa to trzy sesje. A łapa małpy zwinęła się w kłębek.

Kampania okazała się najwspanialszym, najbardziej wyniszczającym emocjonalnie i satysfakcjonującym doświadczeniem, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Trwało to dziewięć lat i wciąż trwa. Dziewięć lat i wciąż jestem szefem partii.

To ja, cześć, to ja mam problem, to ja

Zdjęcie: Najważniejsze zdjęcia

Wiem dlaczego tak się dzieje! Nie myśl, iż to niespodzianka! Sekret Dungeons & Dragons polega na tym, iż tak naprawdę nigdy nie możesz dokonać „wyboru postaci”, ponieważ nigdy nie jesteś nie sobą.

Przyciągają mnie łamigłówki o charakterze odkrywczym, niezależnie od tego, czy pochodzą z serii Myst, czy ze starannie spreparowanego świata homebrew uniwersyteckiej grupy D&D. Postaw jednego przede mną, a ja automatycznie się z nim zaangażuję. Jestem także osobą, która w obliczu braku planowania ze strony innych i zgody na to po prostu wstanie i powie: „Spotykamy się TUTAJ na przeszukanie księgarni, W TYM CZASIE mam MAPĘ, będziemy kup LODY między TYMI przystankami i odwiedź TEN i TEN sklep papierniczy między innymi, aby przeglądać SŁODKIE SHIT.”

Byłem już choćby prawdziwym szefem — prowadziłem całą witrynę internetową! Rzecz jednak w tym, iż gry stołowe mają być fantazją.

Wszyscy moi przyjaciele z TTRPG są powiadomieni: w następnej kampanii gramy z kimś w przeciwnym razie musi być odpowiedzialny, bo będę zajęty.

Zajęty graniem w „Największego idiotę bogów”. Głowa pusta, żadnych myśli. Tylko „gigantyczny, pieprzony miecz”.

Jeśli znowu uczynią mnie swoim szefem fantazji, uczynię ich fantazją zwolniony.



Source link

Idź do oryginalnego materiału