
Wydłużenie strefy ciszy nie tylko na niewielki kawałek pociągu wielu może ucieszyć, ale są też tacy, których pouczenie w pewien sposób dziwi.
Jest głośno. Z hałasem mierzymy się na wiele sposobów. Czasami przeszkadzają imprezowicze, niektórzy nie mogą spać przez głośne pędzące auta, inni skarżą się na dźwięk urządzeń pracujących non stop, bez przerwy, nie dając szans na chwilę wytchnienia. Spokoju nie ma poza miastem – jak nie maszyny rolnicze, to przelatujące nad głowami samoloty. Albo quady.
Z hałasem walczy się trudno. Można kupić zatyczki, specjalne słuchawki. Albo wchodzić do budek. O problemie robi się coraz głośniej, więc niektóre sklepy wprowadzają strefy ciszy. Przez większą część dnia możemy być atakowani komunikatami, reklamami i głośną muzyką, ale wydzielona zostaje przestrzeń, kiedy dźwięków jest mniej. Przez godzinę robi się ciszej. Sklepy tłumaczą, iż tak chcą pomóc osobom szczególnie wrażliwym na dźwięki. Oni mają wyjątkowo trudno w głośnej przestrzeni. Ale przecież hałas męczy wielu. Czy normą nie powinien być spokój?
Czy cisza musi być luksusem, wyjątkiem od reguły?
Tak nierzadko dzisiaj właśnie jest. W pociągu strefa ciszy to raptem kilka wolnych miejsc. Trzeba pospieszyć się, żeby wykupić miejsce w przedziale, gdzie głośne rozmowy, puszczanie muzyki i tym podobne hałasy są nie tylko niemile widziane, ale po prostu zabronione. W pozostałej części składu wyświetlane są komunikaty, by zachowywać się tak, aby nie przeszkadzać innym podróżnym, ale o poradach prędko się zapomina. A to gra tablet, a to ktoś opisuje ostatnie zdarzenia ze swojego życia przez telefon.
Zdarza mi się jeździć PKS-ami. Są specyficzne, bo jeżdżą według własnego rozkładu. Niby autobus powinien odjeżdżać z mojego przystanku o 14:07, ale zdarza mu się przyjechać o 14:03. Trzeba być czujnym, przewidywalnym, nigdy nie wiadomo, o której się zjawi.
Paradoksalnie w środku chaosu nie ma, chociaż prawie zawsze autobus wypchany jest po brzegi i zajmujemy ostatnie wolne miejsca. Osób jedzie dużo, ale w środku prawie iż cisza. Tylko ci siedzący bliżej słyszą muzykę z radia, która nie gra głośno – kierowca woli się nie rozpraszać. Zdziwiło mnie, iż PKS w porównaniu do innych środków transportu jest tak cichy. Może akurat ten. Może to specyfika tej trasy, pory dnia. W niedzielne popołudnia jeszcze ludzie odpoczywają, korzystają z resztek weekendu. Trzeba w spokoju zebrać siły przed nachodzącym tygodniem.
Zdarzało mi się jednak jeździć o tej porze pociągiem i tam jest jakby… głośniej. Znacząco głośniej. Nie mam na to twardych dowodów w postaci pomiarów, ale w pociągu na krótkiej trasie panuje bardziej luźna atmosfera, swobodna. W autobusie jesteśmy bardziej ściśnięci i dlatego mam hipotezę: właśnie to powoduje, iż jest większa odpowiedzialność za siebie i innych. Wszyscy się widzą, więc lepiej sobie nawzajem nie przeszkadzać. A pociąg się ciągnie, nie zawsze zza wysokich foteli wystają głowy, więc łatwiej zapomnieć, iż nie jesteśmy sami. To tylko szalone podejrzenie, ale mam wrażenie, iż coś w tym może być.
Portal trójmiasto.pl opisuje, iż w niektórych pociągach Polregio kursujących w regionie całe przedziały zostały oznaczone jako „strefa ciszy”.
Po co w dostarczanych wagonach EZT Impuls dla Polregio (i SKM) wszędzie naklejają informacje, iż całe te wagony to „strefa ciszy” (naklejki na całej długości składów)? Doszło do takiego absurdu, iż „strefa ciszy” jest choćby przy stoliku dziecięcym z planszówką (wymalowaną grą na stoliku) i kostką do gry (supermiejsce dla dzieci, chwalę takie inicjatywy jak ten kącik dziecięcy) – no ale grać szeptem te dzieci chyba nie będą – zauważył czytelnik.
Urząd Marszałkowski, organizator przewozów, przyznał, iż pomysł inspirowany jest rozwiązaniami, które coraz częściej pojawiają się w miejscach publicznych. Chodzi o stworzenie „spokojniejszego otoczenia dla osób wrażliwych na hałas, w tym pasażerów w spektrum autyzmu, osób neuroatypowych oraz tych, którzy po prostu potrzebują wyciszenia w trakcie podróży”.
Dlaczego strefa ciszy jest jednak bardzo pojemna, a nie ograniczona do kilku konkretnych miejsc, jak w przypadku pociągów PKP Intercity? Powód jest prozaiczny – akurat w tym typie wagonów nie da oddzielić strefy drzwiami ani innymi barierami.
Dlatego stosujemy oznakowanie widoczne w większej części członu, aby pasażerowie mogli łatwo zorientować się, iż w tej strefie obowiązują zasady ograniczania hałasu. Taki sposób oznaczenia pomaga zachować spójność komunikacji i sprzyja utrzymaniu spokojniejszych warunków akustycznych w przestrzeni, która nie ma naturalnych barier – wyjaśnia portalowi Michał Piotrowski, rzecznik UM.
Zaskoczył mnie fakt, iż komuś może rozciągnięta strefa ciszy przeszkadzać
Czy faktycznie takim absurdem jest to, iż dzieci w strefie zabawy mają krzyczeć, wierzgać się, płakać albo głośno wyrażać radość? To tylko pokazuje, jak hałas mocno zakorzenił się w naszej codzienności.
Logiczne, iż na lotnisku ma być głośno – dlatego nagle podróżni są zdziwieni, iż brakuje komunikatów, które próbują przebić się przez rozmowy podróżnych, muzykę i dźwięki ciągniętych walizek.
Cisza w pociągu jest podejrzana. Jest wręcz absurdem. Jak to? To dziecko nie ma prawa krzyczeć tam, gdzie się bawi? To przecież normalne! I tym samym zapomina się, iż nadmiar dźwięków może przeszkadzać nie tylko dorosłym.
To wręcz niepokojące, iż ciszę postrzega się jako coś wyjątkowego, ograniczonego do małej, ciasnej i wąskiej przestrzeni. Powinno być odwrotnie. Dlatego inicjatywa w pomorskich pociągach Polregio jest szansą na zmianę proporcji, podobnie jak sugestia krakowskich radnych, aby bardziej stanowczo zwalczać źródła niepotrzebnego dźwięku. Chcą, żeby w pojazdach komunikacji miejskiej nie można było słuchać głośno muzyki ani prowadzić rozmów z włączonym głośnikiem, co czasami w autobusach i tramwajach przecież się zdarza.
Rzecz jasna nie nawołuję do przejścia ze skrajności w skrajność
Sam nie chciałbym, aby nagle rozmowa w pojeździe transportu publicznego postrzegana była jako coś gorszącego. Nie chodzi o to, aby zwykłe kaszlnięcie sprawiało, iż ludzie zabijają wzrokiem, a kierowca zwalnia i zastanawia się, czy już należy wyprosić awanturującego się delikwenta, czy ten jednak zrozumie winę i zamilknie.
Rozszerzenie stref ciszy nie oznacza przecież całkowitego wyciszenia. To raczej apel, aby zrozumieć i pamiętać, iż nie jest się samemu i obok są też inni.
















