Nie wiem jak u Was z wolnym czasem, ale ostatnie kilka tygodni nie były dla mnie w tej kwestii zbyt łaskawe. W związku z tym nie grałem zbyt wiele. Próbowałem swoich sił w Death Stranding, ale niestety przygody Sama musiałem odstawić na półkę. Tak naprawdę oprócz kilku sesji w Fortnite oraz paru gier, w których zdobycie platyny to kwestia kilku minut, na tapet trafiła tylko jedna produkcja. Projected Dreams to niewielki tytuł od szwajcarskiego Flawberry Studio i to właśnie on pozwolił mi uciec na parę godzin od mojego napchanego obowiązkami życia.
Spis Treści
- Zanurz się w fotografię
- Nierówna ocena
- Jak tylko sobie wymarzysz
- W pogoni za cieniem
- Podsumowanie

Zanurz się w fotografię
Projected Dreams to krótka gra logiczna, w której naszym zadaniem jest jak najdokładniejsze odwzorowanie kształtu na ścianie dzięki cienia rzucanego przez odpowiednio ustawione przedmioty. Każdy z 41 poziomów to nowe wyzwanie, a jego ukończenie odkrywa przed nami jedno ze wspomnień Lisy oraz jej bliskich. Nie ma tutaj tak naprawdę żadnej fabuły. Zamiast tego poznajemy radosne oraz smutne chwile, przez które członkowie rodziny przechodzili na przełomie kilkudziesięciu lat. Z ogromną ciekawością odkrywałem kolejne reminiscencje, a podczas ostatniego rozdziału zdarzyło mi się choćby uronić łzę.
Bardzo podoba mi się prostota tego projektu. Pomimo tego, iż nie śledziłem żadnej konkretnej historii, ani nie natknąłem się na niesamowite zwroty akcji, z ochotą rozwiązywałem każdą łamigłówkę. Doceniam, iż twórcy postawili na całkowicie wyluzowaną atmosferę. Nie gonił mnie żaden zegar, ani nie musiałem zmieścić się w narzuconej liczbie prób. Dzięki temu mogłem spokojnie skupić się na poszukiwaniu niezbędnych przedmiotów, które najlepiej pasowały do obrysu.

Nierówna ocena Projected Dreams
Na duży plus zasługuje także spora różnorodność obiektów przygotowanych przez szwajcarski zespół. Do dyspozycji miałem szeroką gamę pluszaków, zabawek oraz różnej maści pojemników. Czasami naprawdę musiałem nieźle pogłówkować, aby ułożyć odpowiedni kształt. Do gustu przypadły mi także specjalne moce niezbędne do ukończenia niektórych poziomów. Jedną z nich jest na przykład możliwość sklejania kilku rekwizytów w konstrukcje, których zbudowanie w normalnych warunkach nie byłoby możliwie.
W związku z tym trochę ubolewam nad tym, iż mechanizm oceniający końcową budowlę nie zawsze działa jak należy. Były momenty, w których choćby malutka pomyłka nie pozwalała uzyskać maksymalnego wyniku trzech gwiazdek. Z kolei innym razem całkowite zasłonięcie wymaganej formy, włączając w to wychodzenie za krawędzie, owocowało pełnym sukcesem. Niby jest to minus, ale tak prawdę nie przeszkadzało mi to ani trochę. Grając w Projected Dreams, czułem się jak dzieciak, siedzący w nocy w swoim pokoju i bawiący się jak nigdy dotąd. Zapominałem o ocenie i puszczałem wodze wyobraźni, często zapominając o szukaniu poukrywanych tu i ówdzie kaset z dodatkowymi motywami muzycznymi.

Jak tylko sobie wymarzysz
Na pochwałę zasługuje także bardzo intuicyjny system sterowania. Wydawać by się mogło, iż obracanie przedmiotami na płaskim ekranie w trzech wymiarach nie będzie łatwe. Nic bardziej mylnego. Co prawda chwilę zajmuje przyzwyczajenie się do kręcenia rekwizytami na wszystkie strony, ale gdy już się to opanuje, przynosi wiele satysfakcji. Co interesujące twórcy naprawdę się postarali i cały proces można wykonywać na padzie, samej myszce lub dzięki mieszanki gryzonia oraz klawiatury. Dla mnie najwygodniejszym wyjściem była ta druga opcja, ale każdy może ustawić kontrolki pod siebie.
W pogoni za cieniem
Jeżeli chodzi o stronę wizualną, to nie mam się do czego tutaj przyczepić. Odwiedzane lokacje są bardzo ładne i pełne kolorowych szczegółów. Część z nich jest interaktywna, co zdecydowanie zwiększa immersję. Odkrywane fotografie trafiają do albumu, który zapełnia się także różnego rodzaju grafikami oraz przypisami. Dzięki temu naprawdę poczułem się, jakbym był częścią rodziny Lisy i wraz z nimi przeglądał uwiecznione na zdjęciach wspomnienia. Całość dopełnia bardzo przyjemna muzyka, która nie dość, iż działa niezwykle kojąco, to jeszcze potęguje uczucie obcowania z czymś wyjątkowo przyjemnym. Podczas rozgrywki nie natknąłem się na żaden bugi, a i sam tytuł działał na moim laptopie (Asus Rog Strix G17 – R7-5800H, 16GB, GeForce 3060) bez zarzutów.

Projected Dreams — podumowanie
Wiecie, co się stało, gdy tylko zobaczyłem napisy końcowe? Otworzyłem folder ze zdjęciami i zakopałem się w gigabajtach wypalonych na cyfrowym papierze fotografii. Zwyczajnie poczułem potrzebę poszperania we wspomnieniach. Przypomniałem sobie, jak moje starsze dziecko dopiero zaczynało raczkować. Przejrzałem album ślubny, który z żoną dostaliśmy jako prezent na jedną z rocznic. Powiem szczerze, iż nigdy nie przykładałem wagi do pstrykania fotek, ale po ukończeniu Projected Dreams chyba zmienię to podejście. Nigdy nie wiadomo kiedy takie pamiątki mogą stać się jedyną możliwością spojrzenia na kogoś jeszcze jeden raz.
Pytanie tylko, czy taka nostalgiczna podróż jest warta prawie 70 złotych? Z jednej strony ukończenie tytułu zajęło mi około czterech godzin. Z drugiej strony popchnęło mnie to, do spojrzenia w przeszłość i powspominania tych wszystkich cudownych chwil, o których dawno zapomniałem. Pomimo tego, gdybym nie dostał tej pozycji do recenzji, raczej poczekałbym na jakąś promocję i wtedy dopiero dodał Projected Dreams do swojej kolekcji. Podsumowując, polecam dodać grę do swojej wishlisty i spokojnie poczekać. jeżeli któregoś dnia wyskoczy Wam informacja, iż ten niewielki projekt studia Flawberry trafił na przecenę, nie wahajcie się, tylko gwałtownie wkładajcie go do swojego cyfrowego koszyka.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy agencji Jesus Fabre.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.