Przenośne mutacje – recenzja Biomutant

news.5v.pl 6 miesięcy temu

Nintendo Switch zachwyca tytułami ekskluzywnymi oraz mnogością gier indie. Nie da się ukryć, iż ze względu na archaiczną specyfikację japońskiego sprzętu nie ujrzymy zbyt wielu wysokobudżetowych produkcji z innych konsol. Wydawcy jednak nie pozostają ślepi na ogromny sukces hybrydowego tworu i co jakiś czas częstują nas niemożliwymi portami. Niektóre są udane, jak chociażby Wiedźmin 3, natomiast większa część po prostu straszy niedopracowaniem i okropną optymalizacją. Po której stronie stoi Biomutant?

Biomutant to debiutancka produkcja szwedzkiego studia Experiment 101, które zostało założone przez byłych członków Avalanche Studios (twórcy serii Just Cause, Mad Max: Fury Road). Kiedy tworzono grę, zatrudnionych było jedynie 20 osób. Projekt został zauważony przez THQ, który postanowił wydać produkcję. Jednak od razu pojawia się pierwszy problem – wydawca próbuje sprzedać Biomutant jako wysokobudżetowy produkt, gdy takim zdecydowanie nie jest. Już na pierwszy rzut oka widać, iż mamy tutaj do czynienia z niezależnym tytułem w wersji premium. Należy jednak zaznaczyć, iż od gry AAA jest on zdecydowanie daleki. Twórcy starają się zamaskować jej niezależny charakter i próbują przekonać nas rozmachem, który niestety okazuje się jedynie iluzją. Wiele pomysłów nie zostało odpowiednio rozwiniętych.

Zbuduj siebie od nowa

Produkcja wita nas edytorem postaci, w którym wybieramy spośród sześciu klas, dopasowujemy umiejętności oraz wygląd. Gra klarownie tłumaczy wszelkie zależności w trakcie budowania naszego futrzaka, a następnie przechodzimy przez przyjemny samouczek przedstawiający podstawowe mechaniki. Początkowo można się zaskoczyć mnogością elementów. Weźmy na przykład walkę, która oferuje broń białą i palną, rozbudowaną listę zdolności biogenetycznych oraz mocy psi. Ponadto każda broń ma wiele dodatkowych ruchów, które kupujemy podczas zdobywania kolejnych poziomów, a liczba kombinacji wydaje się być nielimitowana. Co więcej, gra kusi, iż każdą klasą można grać inaczej. Na papierze brzmi to fantastycznie, jednak realia są nieubłagane. Wszystkie elementy to typowy wypełniacz, gdyż produkt oferuje walkę charakterystyczną dla hack’n’slasha w stylu Bayonetty lub No More Heroes.

Można rzec, iż ogromny repertuar ruchów tylko przeszkadza – mimo ogromnej różnorodności i tak wrażenia z potyczek będą cały czas takie same, gdyż prawdopodobnie będziemy atakować kilkoma ciosami na krzyż, gdyż są najskuteczniejsze. W grze występuje również system craftingu, który polega na łączeniu ze sobą elementów wszelkiego rodzaju, by uformować nową broń. Tak samo jak w przypadku walki, można stworzyć wiele ciekawych kombinacji, ale często okazują się typowymi „zapchajdziurami”, a bronią podstawową można zdziałać po prostu więcej i w szybszym tempie.

Zachwyć się sobą

Gra posiada wielkie ego i próbuje udowodnić, jak jest wspaniała, ale wiele pomysłów to proste wydmuszki. Pastisz pomysłów uwidacznia się dzięki otwartego świata, na mapie pojawia się wiele znaczników, mamy do wyboru misje główne i poboczne. Gracz może zawierać sojusze z frakcjami, na naszej drodze napotkamy mnogość czynności pobocznych. Jednakże gra nie zachęca w żaden sposób, by zrobić więcej niż podstawowe minimum. Na początku interesowałem się tymi bajerami, ale po krótkim czasie zmierzałem wyłącznie od zadania głównego do zadania głównego. Gra nie wyróżnia się niczym szczególnym, a najbardziej oryginalny wątek, gdzie trzeba pokonać czterech Pożeraczy Światów, przypomina coś, co widzieliśmy w The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Nie można jednak odmówić, iż bieganie po postapokaliptycznym świecie daje sporo satysfakcji, a wędrówki po znacznikach są bardzo przyjemne.

Mimo krytykowania wielu elementów, Biomutant to po prostu poprawna gra z otwartym światem, jak ich wiele. Jednakże najmniej dopracowanym elementem jest narracja, która jest okropna i nie zachęca do grania w produkcję. Mam wrażenie, iż dialogi zostały napisane na kolanie z losowych słów, gdyż często nie mają żadnego sensu oraz ciągu przyczynowo-skutkowego. gwałtownie można stracić rachubę, o czym prowadzone są konwersacje. Gra chce opowiadać historię pełną patosu na temat ekologii i naszych działań, więc nie powinno dziwić, iż pojawiają się również wybory moralne, do których mój poziom emocji wynosi zero. Wpływają one nieznacznie na rozgrywkę i mam wrażenie, iż zostały wrzucone na siłę. Wybory podczas rozmów mogą wpływać na nasze dalsze działania, ale nie są zbyt częste i absorbujące.

Bezpłciowa historia

Historia nie urzeka, jest dość miałka, a całości nie pomaga narrator. W grze wszystkie postacie porozumiewają się dzięki dziwnych pisków i jęków wyciągniętych z jakiegoś generatora, natomiast o tym, co te dźwięki znaczą, informuje nas mistrz gry. Swoisty narrator, który nie ma w sobie żadnych emocji i choćby najbardziej podniosłe elementy w grze opisuje w taki sposób, iż można zasnąć. Można wyłączyć go w opcjach, ale wtedy większość dialogów nie ma żadnego udźwiękowienia. Pozostała ścieżka dźwiękowa nie przytłacza i idealnie dopasowuje się do tego, co dzieje się na ekranie.

Biomutant, choćby na najmocniejszych konsolach, nie był graficznym cudem, ale zdaję sobie sprawę, iż twórcy musieli pójść na pewne ustępstwa w odsłonie na Switcha. Według mnie cięć jest za dużo, gdyż inne niemożliwe porty, jak Wiedźmin 3 lub Nier: Automata wyglądają po prostu lepiej. Co prawda, gra chodzi niemalże przez cały czas w 30 klatkach na sekundę, ale kosztem okropnych tekstur, wolnego doczytywania oraz „dynamicznej” rozdzielczości, która potrafi lecieć na łeb, na szyję. Graficznie, tak jak cała gra, jest różnorodnie – wędrówki nie nudzą przez ogrom lokacji, a każda z nich, pod względem designu, potrafi czymś zaskoczyć.

W mojej ocenie, niezależnie od platformy, na jakiej zagracie w Biomutant, to i tak do rąk otrzymacie produkt po prostu zwykły, a wiele innych gier z otwartym światem bije recenzowany twór na głowę. Natomiast port na Switcha jest płynny, ale brzydki. Patrząc na lepsze kompresje na hybrydowej konsoli Nintendo, takie próby nie mają prawa bytu. Jest to tytuł, który powinien zdecydowanie poczekać na premierę następcy Switcha.

Cena w eShopie: 169,99 zł

Podziękowania dla THQ Nordic za dostarczenie gry do recenzji.

Idź do oryginalnego materiału