Nie każde arcydzieło musi być w stu procentach innowacyjne, reinterpretować gatunku na nowo, a przynajmniej podważać jego podstaw. Czasem najważniejsze jest na przykład uzupełnienie konceptów poprzednika i rozwinięcie odpowiednich aspektów, tak by formuła zmutowała w coś jeszcze bardziej rewolucyjnego. Na takiej zasadzie o ile w 1999 roku Half-Life niemal samodzielnie dokonał zwrotu, o ile chodzi o postrzeganie gier FPS, o tyle powstała 5 lat później kontynuacja była absolutną bombą dla branży. A wywołane przez jej wybuch echo pobrzmiewa choćby dziś. Po dwóch dekadach.